Azja Południowo-Wschodnia, z wysokimi klifami nad ciepłym morzem i urwiskami skrytymi w środku dżungli, stanowi spełnienie marzeń o egzotycznej wspinaczce. Nic więc dziwnego, że z roku na rok pojawia się tu coraz więcej ludzi chcących doświadczyć smaku ekscytującej przygody. Niektóre regiony, zwłaszcza te znajdujące się w pobliżu plaż, stały się popularną atrakcją i utraciły część swego pierwotnego uroku. Na szczęście inne, leżące dalej od utartych szlaków, zachowują swój powab i nadal mogą zapewnić nam dawkę emocji oraz autentyczność, o które trudno gdziekolwiek indziej.
Tegoroczna kolekcja Columbia ICONS, zatytułowana Chasing waterfalls, nawiązuje do korzeni marki w stanie Oregon w USA oraz jej outdoorowego DNA.
9 maja 2024 roku premierę będzie miała książka Riko autorstwa Andrzeja Mirka.
„Wyspa kwiatów, kraina wiecznej wiosny” – to jedne z licznych i utartych frazesów, które przychodzą nam do głowy, gdy myślimy o tym miejscu. Najczęściej oczami wyobraźni widzimy raj z folderów biur podróży. Zielony, ale pełen turystów, niczym Morskie Oko w szczycie sezonu. Raczej odstraszający „prawdziwych” ludzi gór, szukających dzikości i samotności. Ale czy słusznie? Ta mała wyspa, której większość powierzchni pokrywają góry, a dwie trzecie terytorium objęte jest parkiem narodowym, naprawdę oferuje coś więcej.
Siłą Columbia Sportswear są własne technologie, które od lat zachwycają nawet najbardziej wybrednych entuzjastów outdooru. Amerykańska marka dba o to, aby produkty, które oferuje, gwarantowały ochronę nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych, przy zachowaniu wysokiego komfortu użytkowania. Wszystko w myśl zasady: nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania.
Bergerie des Pozzi ma zadaszony taras – świetny schron. Noc jest zimna. Rozlewiska Pozzine błyszczą w jaskrawozielonych trawach. Rozwijają się białe krokusy. Na wyższym piętrze doliny leży śnieg.
Jej nazwa mignęła mi kiedyś wśród relacji z Himalajów, ale gdybym miał wskazać ją na mapie – nie potrafiłbym. A jednak wystarczyło krótkie pytanie, by pomysł wejścia na Baruntse rozpalił wyobraźnię. Nie znając trudności góry, nie wiedząc, jak tam dokładnie dotrzemy, zgodziłem się bez wahania. Czy nie tak właśnie zaczyna się przygoda?
Wspinaczka, jak każdy sport, ewoluuje – zmieniają się nie tylko techniki, ale też sprzęt, dzięki któremu zyskujemy znacznie większy potencjał. Ten proces najbardziej widać w alpinizmie. Rozwój wspinania zimowo-klasycznego nie byłby możliwy bez współczesnych ergonomicznych dziabek i raków typu monopoint.
Pierwszy skręt w nowym terenie to zawsze zagadka. Może właśnie dlatego stanowi tak dobrą zabawę. Ostatnie zimy pokazały, że przy odrobinie fantazji i znajomości topografii da się na tatrzańskiej mapie znaleźć jeszcze sporo ciekawych narciarskich linii.