Albania. Trochę Włochy, ale bardziej jednak Kirgistan. Góry. Urwiste ściany witają nas już po przekroczeniu granicy. Wydają się być na wyciągnięcie ręki. Słońce. Spalona ziemia. Wyschnięta trawa. Niewielkie domki z czerwoną dachówką, obsadzone cyprysami. Małe, przydomowe winnice – jakby żywcem wyjęte z Toskanii.
Pod szczytem Maja e Jezercës
Wystarczy jednak przyjrzeć się bliżej, żeby zobaczyć, że to Bałkany, a nie Włochy. Swojski chaos obejść, konstrukcji i architektury nie pozostawia złudzeń. Mimo to Albania pozytywnie nas zaskakuje. Może dlatego, że nie spodziewaliśmy się niczego, a jest naprawdę przyjemnie! Po pustej, sennej Podgoricy, gdzie z obrzeży wyludnionych ulic straszą bloki z wielkiej płyty, tutaj czujemy się w końcu dobrze. Ruch. Gwar. Mnogość kolorów i zapachów. Ludzie sprzedają przy drodze owoce, warzywa i obrazy. W powietrzu unosi się zapach pieczonej papryki i kawy.
Przyjechaliśmy tutaj, żeby przepaść na jakiś czas w Górach Przeklętych. Zobaczyć, co mają do zaoferowania, i sprawdzić, czy rzeczywiście są tak dzikie, jak się powszechnie uważa. W planie mamy siedem dni i 87 kilometrów wędrówki – startujemy z Dragobi w kierunku Qerec-Mulaj, odbijamy w stronę Theth, zdobywamy najwyższy szczyt tych gór, Maja e Jezercës, i wracamy do cywilizacji.
Zejście z przełęczy Valbonë
DZIEŃ 1
Plan zakłada wejście na szlak w miejscowości Dragobi, do której mamy zamiar dotrzeć promem i busem. Przeprawa przez jezioro Koman to dwie i pół godziny prawdziwej uczty dla zmysłów. Błękit wody i nieba. Góry opadające do jeziora stromymi, wapiennymi ścianami. Idealny prolog wyprawy.
Kierowca wysadza nas przy wiosce Hajdaraj. Jest południe. Słońce praży niemiłosiernie. Dookoła nie widać żywej duszy. Trochę onieśmieleni ruszamy w drogę. Szlak wyprowadza nas za wieś. Wąska, szutrowa dróżka wije się w głąb doliny otoczonej stromymi zboczami. Wznosi się coraz wyżej, prowadzi rzadkim lasem wzdłuż urwistego brzegu rzeki. Mimo skwaru i ciężkich plecaków idzie nam się całkiem nieźle. Chcemy dotrzeć do końca doliny i rozbić obóz. Zastanawiamy się, jak będzie z miejscem na biwak, bo na mapie nie ma żadnego większego plateau ani łąki.
Tekst i zdjęcia / EWA KOLBUSZ
Dalsza część artykułu znajduje się na stronie magazyngory.pl
Artykuł został opublikowany w Magazynie GÓRY numer 6/2021 (283)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > http://www.czytaj.goryonline.com/