Wczorajsza premiera oscarowego Free Solo, na dużym ekranie w sieci Multikino, przypomniała nam nasze ostatnie spotkanie z Alexem Honnoldem - rzecz działa się półtora roku temu, podczas XXII Festiwalu im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju. Amerykanin był więc "świeżo" po pokonaniu Freeridera na legendarnym El Capie, a jego zadumana sylwetka zdobiła okładkę 257 numeru GÓR... ;-) Choć wówczas film wkraczał dopiero w fazę post-produkcji, to jednak wyczyn Alexa zdążył już odbić się szerokim echem, nie tylko we wspinaczkowym środowisku. Nic więc dziwnego, że tematem przewodnim przywołanego numeru GÓR była sylwetka bodajże najwybitniejszego solisty wszechczasów.
Alex jakiego znamy. Fot. Clayton Boyd / The North Face
„Wspinając się bez asekuracji, zdaję sobie oczywiście sprawę z niebezpieczeństwa, ale gdy jestem w górze, uczucie strachu nie pomaga mi w żaden sposób. Tylko obniża moją sprawność, więc po prostu odkładam je na bok”
– Alex Honnold.
Inspiracje, inspirujący, inspiratorzy...
Alex J. Honnold deklaruje, że w swoim wspinaniu inspiruje się trzema postaciami. Listę otwiera Peter Croft z dwiema drogami pokonanymi bez asekuracji – Astroman 5.11c na Washington Column i North Face 5.11c na Rostrum. Croft znany jest przede wszystkim jako autor klasycznych dróg, między innymi w High Sierra. Drugim na liście inspiratorów jest John Bachar, który solo OS (!) zrobił między innymi Moratorium 5.11b na Shultz’s Ridge w Yosemite (taka trudniejsza i bez spitów wersja Wachowicza z naszych Tatr), potrafił też w ciągu jednego dnia pokonać 20–30 dróg solo, oczywiście w znanych mu rejonach.
Nic więc dziwnego, że gdy Bachar wyznaczył nagrodę 10 000 $ dla śmiałka potrafiącego podążać za nim przez jeden dzień, nikt nie podjął wyzwania. Wspinaczom sportowym znany jest z wynalezienia kultowego przyrządu treningowego – drabiny Bachara, która wyłamała więcej barków i łokci, niż jakakolwiek droga wspinaczkowa. Jak wiemy, w wieku 51 lat Bachar został znaleziony nieprzytomny u podstawy Dike Wall, jednego ze swoich ulubionych rejonów w pobliżu jego domu w Mammoth Lakes w Kalifornii. Po przewiezieniu do szpitala zmarł w wyniku obrażeń, jakich doznał po upadku z wysokości. Tego dnia John wspinał się samotnie i oczywiście bez asekuracji po zaledwie 25-metrowej ścianie. To pierwsza, ale zdecydowanie nie ostatnia śmierć, o której będzie mowa w tym tekście.
Oficjalną listę inspiratorów Alexa Honnolda zamyka Tommy Caldwell, znany chociażby jako współautor najtrudniejszej klasycznej wielowyciągówki na El Capitanie – Dawn Wall.
Alex typowy, czyli bez liny, Angola. Fot. Ted Hesser / The North Face
Wprawdzie tylko trzech wspinaczy znajduje się na przedstawionej liście, ale trzeba dołączyć do niej Dana Osmana, bohatera kultowej serii „Masters of Stone”. W jednym z epizodów Dan biegnie (dosłownie) po wprawdzie łatwej drodze Lover's Leap, ale spektakularnie strzelając do chwytów. Alex oddał mu hołd, w takim samym stylu pokonując ją w stroju nawiązującym do epoki Mastersów, warto więc najpierw zobaczyć oryginalny film, a potem wersję Alexa. Osman nie zginął jednak śmiercią solisty – zawiodła używana, niesprawdzona lina...
Kolejna godna wymienienia postać to Michael Readon, który w 2005 roku przeszedł trzystumetrową drogę Romantic Warrior o trudnościach 5.12b. O klasie tego wyczynu nie stanowi długość ani nawet trudności, ale styl, bowiem pokonał ją OS. No, może „prawie-prawie OS” – znał mało istotny dół (trzy wyciągi) i rozpytywał o rodzaj trudności w kluczowych partiach. Tak czy inaczej, było to kosmiczne przejście! Jeśli ktoś ma wątpliwości co do stylu Michaela, warto dodać, że w czasie pobytu w Wielkiej Brytanii i Irlandii zrobił ponad 400 dróg solo OS, a podczas miesięcznego tripu po Joshua Tree National Park sieknął 1000 dróg o trudnościach do 5.12, oczywiście bez asekuracji.
Inną znaczącą osobą jest skromny Hansjörg Auer, który w 2007 roku na Marmoladzie pokonał bez liny 920-metrową Drogę Przez Rybę o trudnościach IX–. Nie czujący medialnego ciśnienia Austriak był szczerze zdziwiony szumem, jaki zrobił się po jego dokonaniu. Warto wspomnieć o stylu tego przejścia – nie dość, że wcześniej Hansjörg nie zarzynał drogi patentowaniem, to w czasie poprzedzającego solówkę przejścia w 2004 roku nie był w stanie zrobić jej w stylu RP! Dla mnie Ryba i Warrior to dwa dokonania sprzed lat porównywalne z tym, co niedawno zrobił Alex.
To oczywiście nie koniec listy żyjących (jeszcze) solistów. Ciągle jest na niej – choć uporczywie stara się zniknąć – Alain Robert, wspinający się nie tylko po budynkach, których ma już na koncie ponad 70 (!), ale także pojawiający się bez liny na 300-metrowych ścianach w Verdon. Kolejnym na liście jest Marc-André Leclerc, który – goszcząc w Polsce na 14. KFG – zadeklarował mniej lub bardziej żartobliwie, że aby uznać drogę za pokonaną solo, musi przestrzegać trzech zasad: zero patentowania, zero radia i zero odpadania. (Niestety, Marc zginął tragicznie w marcu ubiegłego roku, podczas wspinaczki w masywie Mendenhall Towers - przyp. red.). Klasą samą dla siebie był nieodżałowany Ueli Steck, ale to już zupełnie, zupełnie inna bajka...
Alex potrafi używać liny!
Alex Honnold jest jednoznacznie kojarzony ze spektakularnymi wspinaczkami solowymi. Jednak wśród jego sponsorów znajduje się producent lin, co jednoznacznie sugeruje, że nasz bohater liny czasami używa. Przedstawienie sylwetki zacznijmy więc przekornie od jego „niesolowych” osiągnięć, pozornie odległych od powodu, dla którego dziś jest o nim głośno.
A jednak używa liny, Angola. Fot. Ted Hesser / The North Face
Razem z Tommym Caldwellem otrzymali jak najbardziej alpinistyczną nagrodę Złotego Czekana za trawers siedmiu szczytów Fitz Roya, pokonany w ciągu pięciu dni. By go skompletować, trzeba przejść maratoński dystans ponad 5 kilometrów wymagającą granią i przewspinać 4 kilometry mniej lub bardziej absolutnego pionu o trudnościach technicznych dochodzących do 7a. Nonszalancki styl tego przejścia można obejrzeć w filmie A Line Across The Sky Petera Mortimera i Josha Lowella, który jest najlepszym dowodem na to, jak niesamowicie mocna psycha wpływa na szybkość przejścia – niemożliwego do zrealizowania dla kogoś, kto chciałby się rzetelnie asekurować. Pojedyncze składowe tego maratonu byłyby dla wielu wspinaczy życiowym osiągnięciem.
Podobnie było zapewne w czasie bicia rekordu na Nosie, w zespole z Hansem Florine w 2012 roku, kiedy to stopery zatrzymane na wierzchołku pokazały niewiarygodne dwie godziny i dwadzieścia trzy minuty. (rekord ten Honnold trzykrotnie poprawiał w zespole z Tommym Caldwellem w 2018r., aż finalnie udało się złamać barierę 2 godzin - przyp. red.) Alex jest też autorem pierwszych powtórzeń wielu dróg, choćby Hong Kong Phooey 5.13b Deana Pottera. Honnold potrzebował dwóch dni na zrobienie tej trzywyciągowej drogi, wymagającej bolesnego klinowania palców.
Dużo szybciej, bo w trzy kwadranse powtórzył linię Bushido, podczas gdy jej autor Noah Bigwood potrzebował na pierwsze przejście aż pięciu dni. Ważnym – ze względu na autora pierwszego przejścia klasycznego, Todda Skinnera – pierwszym powtórzeniem była zrobiona w 2015 roku linia Wet Lycra Nightmare (co za nazwa ;-)), o trudnościach 5.13d, znajdująca się na Leaning Tower w Yosemite. Dróg, których powtórzył Alex, jest znacznie więcej. Sporo z nich charakteryzuje nie tylko wysoka cyfra, ale także oznaczenie literką R (drogi ryzykowne o słabej asekuracji), a takie właśnie wspinanie jest jego specjalnością.
Deep solo, z "water" w tle... ;-) Fot. Jimmy Chin
Poziom sportowego wspinania z liną naszego bohatera to 8c+ RP. Ma na koncie trzy drogi o takich trudnościach: The Green Mile 8c+ (5.14c) w rejonie Jailhouse w pobliżu San Francisco, Supermanboy i Superman w Chek Canyon oraz 8b OS – Spectrum w Lauterbrunnen. Z przecieków wiemy, że Alex mierzy jednak nieco wyżej.
Jako gwiazda bywa zapraszany tu i ówdzie. Pojawił się w Chinach, gdzie pierwszy powtórzył ośmiowyciągową, biegnącą stropem upstrzonej naciekami jaskini Chuanshang drogę Daniego Andrady Corazón De Ensueño. Patrząc na rozkład trudności (8a+, 8b, 7c+, 7a, 8b+, 8c, 7c+/8a, 8a+), widzimy jasno, dlaczego musiała czekać aż pięć lat na powtórzenie. W Walii wspinał się pod opieką samego Johnny’ego Dawesa razem z Hazel Findlay, z którą zresztą bywa widywany częściej.
W Południowej Afryce, gdzie zrobił pierwsze w pełni klasyczne przejścia drogi Dog Of Thunder 7c+ (5.13a), pokonał przy okazji solo OS dwie 400-metrowe drogi na ścianie Blouberg, prawdziwą przygodę zaliczając dopiero podczas błądzenia w zejściu z tego urwiska.
„Żywcuję z tych samych powodów, z których inni grają na skrzypcach lub robią różne dziwne czy trudne rzeczy”
– stwierdził w filmie Africa Fusion, opowiadającym o jego wspinaczkach.
Z kolei w czasie pobytu w czeskich piaskowcach przebojem wkroczył w świat dalekich wyjść nad przeloty, węzełków i braku magnezji. Alex nie jest chyba fanem bulderingu, choć predyspozycje dawałyby mu fory na highballach. Jego topowym przejściem jest Mandala 8A+ (V12), bulder Chrisa Sharmy w Bishop.
"Lubię się wspinać po wszystkim", Angola. Fot. Ted Hesser / The North Face
Zapytany o ulubiony rodzaj wspinania, odpowiada:
„Po prostu lubię się wspinać po wszystkim. Wspinanie po spitach jest zabawą, nie wymaga zaangażowania – masz czystą przyjemność z ruchu. Wspinanie na własnej jest zazwyczaj bardziej psychiczne. Trzeba się mocniej zaangażować, dlatego jest też bardziej satysfakcjonujące. Z tego pewnie powodu tradycjonaliści są tak przeciwni spitom. Chcą, aby ludzie też mieli poczucie przygody, inne doświadczenia wspinaczkowe. Jednak żywiec to jeszcze większa przygoda, jeszcze większe wyzwanie.”
Alex typowy, czyli bez liny
Honnold urodził się 33 lata temu w Sacramento, a dla nas powodem do patriotycznie zabarwionej dumy może być jego polskie pochodzenie. Siostra Alexa nosi jakże swojskie imię Stasia – prawdopodobnie na cześć babci.
Jak na dzisiejsze standardy, zaczął się wspinać późno, bo dopiero w wieku 11 lat. Stracony czas nadrobił jednak szybko, jeszcze przed dwudziestką trzeźwo zauważając, że nie da się pogodzić nauki ze wspinaniem na wysokim poziomie, czego efektem było porzucenie studiów. Jego pierwszymi znaczącymi solówkami były pokonane jednego dnia w 2007 roku drogi Astroman i Rostrum (nazwy już nam skądś znane) – łącznie mające 18 wyciągów.
W następnym roku, po pięciu wcześniejszych przejściach z liną, przeszedł solo Regular Northwest Face 5.12a (23 wyciągi) na Half Dome w dwie godziny i pięćdziesiąt minut. Moonlight Buttress na Angels Landing w Zion National Park to z kolei 360-metrowa droga o trudnościach 5.12c, która wymaga wytrzymałości i klinowania palców – tymi zdolnościami musiał wykazać się Alex, pokonując ją bez liny. W 2013 roku padło pierwsze 5.13 solo w Dolinie Yosemite, czyli zawieszone 300 metrów nad jej dnem i prowadzące rysami Phoenix, sieknięte w godzinę i dwadzieścia trzy minuty.
Na swoje 29 urodziny Alex, zamiast przygotowywać się do ostrej imprezy, postanowił pokonać 290 dróg, a właściwie wyciągów w Squamish. Zajęło mu to szesnaście godzin, w czasie których nie używał uprzęży ani liny, a i buty wspinaczkowe na łatwiejszych drogach zastąpił podejściowymi.
Fot. Matias Pinto Pooley
Najtrudniejszą nominalnie drogą pokonaną bez asekuracji pozostaje El Sendero Luminoso 7c na Potrero Chico w Meksyku, która w 2014 roku zajęła mu trzy godziny. To pionowa linia w wapieniu, wymagająca precyzyjnego balansowania na naprawdę małych chwytach. W tym samym roku udało się w ten sposób zrobić 300-metrową drogę Romantic Warrior 5.12b Imponującym osiągnięciem, wyrównującym rekord Michaela Reardona z 2005 roku w elitarnej konkurencji solo OS, jest 560-metrowa, biegnąca głównie rysami Rouge Berbère 7b w Maroku, którą Alex zrobił w dwie i pół godziny.
O przejściu bez asekuracji Freeridera Alex myślał od dawna, ale poważnie przygotowywał się do tego dwa lata, co świadczy zarówno o powadze drogi, jak i profesjonalizmie wspinacza. Pierwszy kontakt z Freeriderem miał już w wieku 22 lat, gdy w jeden dzień przebył go, prowadząc wszystkie wyciągi. Tego samego roku jako jedenasty wspinacz zrobił też Salathe Wall VI (5.13b) na El Capitanie. Za te dwa wyczyny otrzymał tytuł „Rookie of the Year” w ramach nagród Golden Piton.
Akrobatyczne klinowanie w przerysie, Angola. Fot. Ted Hesser
Ostateczny cel był jednak utrzymywany w tajemnicy, wiedziało o nim jedynie wąskie grono przyjaciół Alexa – cóż, wspinanie solo wymaga koncentracji, jakiej nie zapewni tłum obserwatorów z pełną życzliwością krzyczących: dajesz Alex! Nie mówiąc o dronach i helikopterach, które mogłyby wyprowadzić z równowagi nawet będącego oazą spokoju Alexa. Pierwsza próba przejścia miała miejsce w listopadzie 2016 roku, ale Alex wycofał się po godzinie.
Przyczyn wycofu nie znamy. (w czasie pisania tego tekstu nie znaliśmy - teraz dokument rzucił nam nieco światła na sprawę. ;-) - przyp. red.) Przed wspinaczką bez liny i uprzęży wraz z Tommym Caldwellem przebiegli drogę w pięć i pół godziny, zapewne asekurując się z rzadka. Ostatnim etapem przygotowań oraz dowodem na to, że Alex poważnie podchodzi do tematu, było zjechanie drogą, żeby upewnić się, że kluczowe chwyty i stopnie są oznaczone magnezją mimo opadu deszczu – na szczęście droga okazała się sucha. Ostatecznie 3 czerwca Alex załoił Freeridera klasycznie i bez asekuracji w niecałe cztery godziny, przechodząc do historii wspinania w jednym, żywym kawałku.
Jeden z kadrów z filmu "Free Solo". Alex w górnym fragmencie Freeridera. Fot. National Geographic
Wspinaczka na żywca a sprawa polska
Historia naszych dokonań w tej dziedzinie naznaczona jest żniwem śmierci, często zabierającej ludzi, którzy mogli jeszcze w tym sporcie wiele osiągnąć. Prawdziwy wyznawca wspinania bez asekuracji, Jerzy Leporowski, zginął w czasie solowania na Kozim Wierchu – wcześniej sam przeszedł między innymi Zamarłą, Galerię Gankową i północną ścianę Giewontu. Jan Długosz nie uznawał za stosowne wiązać się liną, gdy prowadził zajęcia na Kościelcu. W czasie wspinaczki bez liny na Tępej w Dolinie Złomisk odpadł nieodżałowany Władysław Cywiński. Bardzo znanym wypadkiem była nieudana próba solowego przejścia Lewych Wrześniaków na Zamarłej Turni w 1980 roku, kiedy jeden wspinacz spadł na drugiego, co skończyło się śmiercią obu. O bardziej współczesnych śmiertelnych wypadkach w czasie wspinania bez liny wspominał nie będę, gdyż są wśród czytelników rodziny i bliscy tych wspinaczy.
Warto wspomnieć, że bardzo długo obowiązywał zakaz publikowania wiadomości o samotnych przejściach, nawet tych z asekuracją. Za takie, często docenianie dopiero po latach osiągnięcia nie tylko nie nagradzano, ale czasem nawet usuwano z klubu wspinaczkowego. Słusznie czy nie – to temat do rozmów w schronisku, ale być może z tego właśnie powodu potęgą w tej dziedzinie nie jesteśmy, a polską rekordową cyfrą pozostaje VII– Hobrzańskiego na Mnichu, pokonanego przez Michała Króla. Klasowym jest też przejście bez asekuracji drogi Łapiński – Paszucha na Kazalnicy Mięguszowieckiej przez Zbigniewa Małolata Czyżewskiego w 1981 roku. Warto wspomnieć dwie solówki Ryszarda Doroża z 1979 roku: Sprężyna VI na Małym Młynarzu i Droga Skłodowskiego VI na Kopie Spadowej. Sporą liczbę solowych przejść ma Międzymiastowa, linia eksponowana, ale nietrudna, po raz pierwszy pokonana w ten sposób przez Pawła Mieszkowskiego w 1990 roku.
Poza Tatrami wyróżnić warto dokonane przez Andrzeja Lipkę w 2002 roku przejście Drogi Comiciego VII na Cimie Grande w Dolomitach oraz mało znane przejście Drogi Cassina VI, 28 wyciągów, na Piz Badile, autorstwa Włodzimierza Knota, który po pokonaniu linii zszedł drogą Nordkante, co długo jeszcze będzie stanowić nasz rekord w kategorii maratonów solo.
Polskim wspinaczom dużo bliższy wydaje się styl wspinania bez asekuracji po dłuższych, ale znacznie łatwiejszych drogach tatrzańskich – takie podejście prezentuje choćby równie skromny, co sympatyczny Kacper Tekieli. Przed nim w ten sposób wspinał się Jarosław Blondyn Caban, który ma na koncie wiele łatwiejszych dróg, na przykład Lewe i Prawe Wrześniaki na Zamarłej, a który ulubioną Drogę Motyki zrobił solo co najmniej 20 razy.
Dylematy końcowe… i etyczne
Przejścia Alexa są świetnie udokumentowane profesjonalnymi filmami, do których obejrzenia zachęcam: Sharp End, Alone On The Wall, Line Across The Sky, Africa Fusion czy Valley Uprising. Oprócz tego na Youtube można znaleźć różnej jakości filmy i filmiki z Alexem w roli głównej, niektóre mają po kilkaset tysięcy odsłon. Niewielu wspinaczy może pochwalić się podobnym udokumentowaniem swoich przejść i tak dużą rozpoznawalnością, nawet w pozawspinaczkowym światku. Oprócz czysto sportowych osiągnięć przyczynił się do tego udział w kręconym w pobliżu Moab filmie reklamowym dla Citybanku oraz występ w programie „60 Minutes”, który obejrzało 17 milionów widzów.
"Żywcuję z tych samych powodów, z których inni grają na skrzypcach." Fot. arch. REEL ROCK Film Tour
Właśnie ze względu na medialny odzew styl Alexa niesie ze sobą dylematy etyczne, które w mniejszym stopniu dotyczą wyłącznie jego sumienia. Na wspinaniu solisty zarabia całkiem liczne grono ludzi, dlatego pojawia się pytanie, na ile ekipa filmowa ma wpływ na jego decyzje podczas przejść bez asekuracji. Interesuje mnie także to, czy nie przeszkadza im refleksja, że zarabiają na kimś, czyj błąd w czasie filmowanej wspinaczki oznacza śmierć. Może w takich sytuacjach wystarczy zgrabne alibi, że przecież Alex wspinałby się solo tak czy inaczej?
O Alexie mówią i piszą wszyscy – embargo informacyjne na przejścia solowe nie istnieje, z klubu wyrzucić się go nie da. Jest również gościem różnych festiwali, na których stanowi prawdziwy wabik na ludzi karmiących się sensacyjnymi tematami. Generuje to dwa problemy: pierwszy – gdyby nie nagłaśniać tego typu osiągnięć, Honnold nie byłby sławny i nie miałby pieniędzy, dzięki którym realizuje kolejne „szaleństwa". A każde z nich zakończyć się może śmiercią i każde tę śmierć przybliża, przynajmniej statystycznie. Drugi problem jest znacznie poważniejszy, bo dotyczy szerszego grona – łatwo można sobie wyobrazić łaknących sławy i sukcesu naśladowców Alexa, nieposiadających jednak jego umiejętności i psychicznych predyspozycji. A skoro mowa o predyspozycjach, to naukowo próbowali zająć się nimi specjaliści, ale póki co brak wniosków, jakie to anatomiczne lub fizjologiczne cechy mają wpływ na fenomen solistów. Jeśli problem dałby się zredukować do tłumienia reakcji ciała migdałowatego, być może wkrótce doczekamy się „lekarstwa” pozwalającego opanowywać strach.
Na szczęście Alex Honnold tymczasowo odsuwa dręczące nas dylematy tym, że żyje i że po przejściu Freeridera obiecał dać sobie na jakiś czas spokój z trudnymi solówkami… Uff! Porównując jego zachowanie sprzed lat z dzisiejszym, mam wrażenie, że niewiele się zmienił i sława mało go obchodzi. Wydaje się trochę nieporadnym dużym dzieckiem, które maskuje zagubienie uśmiechem i ujmującym spojrzeniem wielkich oczu. Jednak w ścianie wszystko się zmienia…
Fot. Andrew Burr
Moje spotkanie z Mistrzem
Dawno temu na starej, nieistniejącej już ścianie Reni Sportu spostrzegłem siedzącego samotnie faceta, który żywcem (nomen omen) przypominał Alexa. Nie wytrzymałem, podszedłem do niego i zagadnąłem:
— Stary, mówił ci ktoś, że wyglądasz jak Alex Honnold?
— Sorry... – odpowiedział „przypominający Alexa” Alex.
Okazało się, że po wizycie na festiwalu w Łodzi Honnold postanowił poznać kraj swoich przodków i odwiedził Kraków oraz Gdańsk. Niestety, nieoczekiwane spotkanie zamurowało mnie tak, że bezpowrotnie straciłem szansę namówienia go na wspin na Zakrzówku. ;-)
Podziękowanie
Dziękuję Jarkowi Blondynowi Cabanowi, Jarkowi Blondasowi Liwaczowi i Wojciechowi Dozentowi Wajdzie za pomoc w opracowaniu materiału
Andrzej Mirek
***
GÓRY nr 3 (257) 2017