Od studenckiej imprezy do największego ogólnopolskiego festiwalu wspinaczkowego… O istocie fenomenu Integrowania Przez Wspinanie, powodach przeniesienia eventu na Sycylię i tegorocznej edycji z PAWŁEM ZIELIŃSKIM, współzałożycielem IPW, rozmawia BARTEK PASIOWIEC.
Fot. Piotr Mierzwa
DZIŚ IPW TO ZNANY FESTIWAL, KTÓREGO CELEM JEST INTEGRACJA ŚRODOWISKA WSPINACZKOWEGO. JAK WYGLĄDAŁY WASZE POCZĄTKI, NO I SKĄD WZIĘŁA SIĘ NAZWA?
Festiwal miał swoje początki na krakowskim AWF, gdzie byłem prezesem koła PTTK, w ramach którego zajmowaliśmy się między innymi organizacją studenckich wyjazdów w góry. Przy planowaniu jednego z nich, w 2016 roku, dla odmiany postanowiliśmy zaaranżować „imprezę wspinaczkową” w Dolinie Będkowskiej, aby dać członkom koła możliwość postawienia pierwszych kroków w skałach. Wtedy nikt z nas nie myślał jeszcze o żadnym festiwalu, tylko o kolejnym fajnym rajdzie z ekipą,z AWF. Wieści o naszej inicjatywie szybko rozeszły się również po innych uczelniach, które stwierdziły, że to doskonała okazja do integracji, a także poznania wspinaczki. Tym sposobem już na „pierwszą edycję” przyjechało do nas około 80 studentów z różnych krakowskich uczelni. Nazwa pojawiła się sama – było to po prostu „integrowanie przez wspinanie” (śmiech).
Fot. Piotr Mierzwa
SPODZIEWAŁEŚ SIĘ, ŻE FESTIWAL UROŚNIE DO TAKIEJ SKALI? CO BYŁO PRZEŁOMOWYM MOMENTEM?
Podczas planowania „rajdu wspinaczkowego” nie przyszło mi do głowy, że będzie to kiedyś największy festiwal w Polsce, nie wspominając nawet o Sycylii, której jeszcze wtedy nie znałem.
Nie wiem, czy był jakiś moment przełomowy. Myślę, że po prostu radość i pozytywne komentarze od ludzi po imprezie, którzy bardzo prosili o zorganizowanie takiej integracji ponownie, dodały nam dużo motywacji – sami nie wyobrażaliśmy sobie kolejnego roku bez IPW.
Druga edycja miała już zarys festiwalu. Zapraszając studentów do Doliny Będkowskiej, podeszliśmy bardzo profesjonalnie do programu wydarzenia i wymyśliliśmy szereg warsztatów, nie tylko wspinaczkowych.
WIELU OSOBOM IPW WCIĄŻ KOJARZY Z DOLINĄ BĘDKOWSKĄ. DLACZEGO ZDECYDOWALIŚCIE SIĘ NA OPUSZCZENIE JURAJSKIEGO MATECZNIKA I PRZED ROKIEM PRZENIEŚLIŚCIE IMPREZĘ NA SYCYLIĘ?
Zacznę może od tego, że festiwal odbywał się w Dolinie Będkowskiej, ponieważ posiadamy tam nasz prywatny teren z infrastrukturą, który umożliwia przeprowadzenie takiej imprezy. Do tego dochodzą walory estetyczne doliny, pole namiotowe „Brandysówka” i duży potencjał wspinaczkowy – te wszystkie okoliczności sprawiły, że IPW mogło rozkwitnąć.
Po dwóch bardzo udanych edycjach śmiało mogliśmy powiedzieć, że wkroczyliśmy w świat organizatorów festiwali, a w 2018 roku gościliśmy już 900 uczestników z całej Polski. Nabraliśmy dużego doświadczenia, co zaowocowało pięcioma kolejnymi imprezami. Festiwal z roku na rok szybko się rozwijał, a my staraliśmy się ciągle podnosić jego jakość i sukcesywnie wzbogacać program o kolejne atrakcje.
Wracając jeszcze do poprzedniego pytania, myślę, że właśnie po pięciu latach nastąpił moment przełomowy. Zdałem sobie sprawę, że chcąc dalej rozwijać ten wyjątkowy projekt w takim tempie, musimy znaleźć miejsce, które da nam większe możliwości. Poza tym widziałem również, że potrzebujemy w naszej ekipie nowych bodźców, gdyż ogarnianie logistyki w Dolinie Będkowskiej stało się dla nas pewnego rodzaju rutyną. Stąd pojawił się pomysł na przeniesienie imprezy do San Vito Lo Capo na słonecznej Sycylii.
Fot. Piotr Mierzwa
NO WŁAŚNIE – W CZYM TKWI MAGIA SAN VITO LO CAPO I DLACZEGO TWOIM ZDANIEM TO LEPSZE MIEJSCE NA FESTIWAL NIŻ NASZA JURA?
Przez lata odwiedzaliśmy mnóstwo miejscówek wspinaczkowych na całym świecie, a jedna zauroczyła nas zdecydowanie najbardziej. Co roku późną jesienią uciekaliśmy na Sycylię, która odpowiadała nam pod każdym względem.
W San Vito Lo Capo znajduje się jeden z największych kempingów w Europie – El Bahira, za którym rozciąga się kilkukilometrowy mur skalny, z nieograniczonym wręcz potencjałem wspinaczkowym, i to niezależnie od warunków pogodowych. Jest tam również bezpośredni dostęp do morza, baseny, restauracje, boiska i mnóstwo innych atrakcji. Do tego idealna pogoda, pyszne włoskie jedzenie, kawa i piękne krajobrazy – wszystko to spowodowało, że Sycylia stała się dla mnie najlepszym celem na wakacje wspinaczkowe późną jesienią. I właśnie podczas takiego wyjazdu wpadłem na dość szalony,pomysł: przecież to jedno z najlepszych miejsc na festiwal wspinaczkowy, jakie mógłbym sobie wyobrazić!
Rozmawiał / BARTEK PASIOWIEC
Cały tekst został opublikowany w Magazynie GÓRY 3/2024 (296)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > czytaj.goryonline.com