Simona i Martina łączy bezkompromisowość, przywiązanie do wspinaczkowych tradycji i hołdowanie zasadzie czystości stylu. Obaj wychowali się w Alpach, lecz alpinizm przyszedł z czasem – jakby trzeba było do niego dorosnąć, aby odnaleźć w nim własną ścieżkę. Swoje wspinaczkowe doświadczenie przenieśli w góry wysokie, gdzie raczej stawiają na eksplorację i robienie nowych rzeczy niż podążanie utartą ścieżką.
Simon Messner prowadzi nową wielowyciągową drogę Sinnfresser VIII na Heiligkreuzkofelu w Dolomitach; fot. arch. Salewa
Dzieci sławnych rodziców mają szansę powtórzyć ich dokonania, a nawet mogą więcej. Nie da się jednak drugi raz zrobić czegoś po raz pierwszy, a Reinhold Messner na zawsze pozostanie pierwszym zdobywcą Korony Himalajów i Karakorum.
Górski świat znalazł jednak remedium na ten problem: nosi ono nazwę czystości stylu. Styl alpejski staje się więc standardem we współczesnym sportowym himalaizmie, a jednym z jego gorących propagatorów jest Simon Messner. Jego śmiałe, szybkie przejścia, dokonywane w zespole z Martinem Siebererem, odbijają się coraz głośniejszym echem we wspinaczkowym świecie. Trudno się temu dziwić.
Simon Messner
TYROLSKIE KORZENIE
Simon Messner sam siebie przedstawia jako osobę, która z początku zupełnie nie interesowała się wspinaniem. Studiował biologię molekularną, a powszechna w jego rodzinie tematyka górska była dla niego… zbyt mało intrygująca. Strach przed wysokością stanowił dodatkowy czynnik demotywujący, więc dopiero w wieku 15–16 lat Simon po raz pierwszy wybrał się z ojcem na wspinaczkę. Ponieważ bał się lotów, postanowił nie odpadać. Dziś, jako doświadczony, 34-letni wspinacz, wciąż hołduje tej zasadzie, jednocześnie skupiając się na jak najczystszych przejściach. Lęk wysokości opanował do tego stopnia, że z czasem poświęcił się nawet free solo.
Simon mieszka na ekologicznej farmie w południowym Tyrolu. Stara się tworzyć przestrzeń niezależną i samowystarczalną, bez negatywnego wpływu na środowisko naturalne. Takie myślenie przekłada ściśle na działania górskie – wspina się głównie lokalnie, a na dalekie ekspedycje postanowił wyjeżdżać raz na dwa lata, aby ograniczyć swój ślad węglowy. Dał się poznać także jako reżyser filmów dokumentalnych, w których oprócz tematyki górsko-sportowej porusza kwestie związane ze zmianami klimatycznymi.
Martina Sieberera łączy z Simonem początkowy brak zainteresowania światem wspinaczkowym. Pomimo dorastania w Tyrolu rozpoczął on swą aktywność dopiero w wieku 25 lat, co dla większości zawodowców stanowi mocno spóźniony start. Od razu zafascynowała go zima. Gdy pierwszy raz wybrał się na lodospady, poczuł głęboką więź z tego rodzaju aktywnością. Pociągała go efemeryczność mikstowych dróg, fakt, że każdego sezonu wyglądają inaczej i trzeba cierpliwie czekać na odpowiedni warun. Dziś ów przewodnik górski i podróżnik zapisuje na swoim koncie kolejne wymagające propozycje, podobnie jak jego partner skupiając się głównie na minimalistycznym stylu – jest przeciwny instalowaniu spitów i stara się zostawiać w ścianie jedynie haki i pętle.
Zespół dał się poznać ze śmiałych alpejskich przejść, zarówno letnich, jak i mikstowych. Chłopaki potrafią się wspinać, co udowodniły między innymi wytyczając trudną, techniczną linię w kultowym, znanym z długich lodowych dróg rejonie Pinnisalm w dolinie Stubaital. Podczas pierwszego przejścia wymagający i kruchy teren panowie pokonali hakowo (A2/A3), ale szybko poprawili styl, uklasyczniając swój projekt. Eremit początkowo prowadzi terenem mikstowym (M9), by w końcu wbić się w pionowy, słabo asekurowalny lód (WI7). Inna ciekawa propozycja tego teamu to Goodbye Innsbrooklyn na Schrammacherze w dolinie Valsertal (M8/VIII−, 850 m).
Nic dziwnego, że mając taki wspinaczkowy background, w górach wysokich szukają czegoś więcej niż chodzenia po śniegu i korzystania z zastanych poręczówek.
Tekst / GRZEGORZ GÓRCZYK i BARTOSZ WRZEŚNIEWSKI
Cały tekst został opublikowany w Magazynie GÓRY 3/2024 (296)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > czytaj.goryonline.com