Broad Peak po raz pierwszy w zimie
„W każdym wielkim przedsięwzięciu jest się zawsze zmuszonym pozostawić jakąś cząstkę przypadkowi”. Formułując tę myśl, Napoleon miał z pewnością na uwadze wojnę i politykę, mnie zaś zadziwia, jak bardzo słowa te pasują do himalaizmu. Umiejętności, siła, wytrzymałość, doświadczenie, determinacja i szczęście, to prawie wszystko czego potrzebuje alpinista, by doczekać pogodnej starości. Reszta do tego „prawie” pozostaje właśnie w gestii przypadku, zbiegu okoliczności, zrządzenia losu czy jak jeszcze byśmy tego nie nazwali.
Pierwsza Zimowa Wyprawa na K2 (8611 m – drugi szczyt świata) jest już historią. Nieodległą wprawdzie ale jednak. Góra Gór jak zawsze piękna i wyniosła, wyraźnie pokpiwała sobie z tych, którym jeszcze cztery miesiące temu wydawało się, że są w stanie zdeptać ją bez większych trudności. Pokonani powróciliśmy do domów, w których z dala od obiektu swoich marzeń, w efekcie drogo okupionych wysiłkiem i wyrzeczeniami, będziemy wracać do równowagi fizycznej i psychicznej, ucząc się od nowa żyć w bałaganie codziennych, zwykłych spraw. I tak aż do czasu przyszłej wyprawy; z tego piekielnego kręgu jest chyba tylko jedno wyjście…
I tym razem, nie po raz pierwszy, K2 nie dała nam najmniejszych szans. Trzymiesięczne oblężenie przyniosło rezultaty więcej niż mizerne; zdołaliśmy osiągnąć wysokość „zaledwie” 7300 m. Jak na górę tak ogromną, jest to bardzo mało i nie można tu nawet pocieszyć się faktem, że pokonaliśmy największe trudności techniczne, a do wierzchołka pozostało „tylko” 1300 m różnicy poziomów, gdyż na dużych wysokościach, szczególnie zaś w zimie, miejsce przebytych niżej problemów natury technicznej zajmują wicher, mróz i brak tlenu, pozostawiając człowiekowi mało szans na przeżycie w ogóle.
Nadzwyczaj trudne warunki atmosferyczne spowodowały załamanie się wyprawy już w fazie… domarszu do bazy i tylko dzięki wykorzystaniu helikopterów wojskowych możliwe było kontynuowanie przedsięwzięcia. Kto wie, czy w przyszłości First Winter K2 Expedition nie będzie bardziej znana pod nazwą First Helicopter K2 Expedition. Nasi następcy będą przeklinać Andrzeja Zawadę za zniszczenie lokalnego rynku pracy, co nastąpiło niechybnie w wyniku płacenia tragarzom astronomicznie wysokich stawek (tzw. zimowych) i ekwipowania ich w sprzęt oraz odzież o wartości setek dolarów na osobę. Już choćby z tego tylko względu, wyprawa ta zasługuje na przejście do historii alpinizmu.
Zdobywanie K2 w zasadzie sprowadzało się do permanentnego przeczekiwania złej pogody. Mając w sobie więcej heroizmu niż rozsądku, próby kontynuowania akcji w takich warunkach przynosiły marny efekt. Już w połowie lutego stało się dla mnie jasne, że szansa na zdobycie góry gwałtownie maleje zdążając do zera. Od tamtej pory nie opuszczała mnie myśl o Broad Peak’u. Jego trzy wierzchołki dominują nad bazą, a widoczna jak na dłoni droga do szczytu kusi pozorną łatwością. Wydawało się wręcz, że choć położony tuż obok K2, Broad Peak ma nawet nieco lepszą pogodę – niższy od swego wspaniałego sąsiada o prawie 600 metrów był znacznie częściej widoczny w całości, w czym także pewna „zasługa” innego usytuowania względem wiatrów stale wiejących z tego samego kierunku. Tak, stanowczo tylko Broad Peak dawał wtedy jakąś tam szansę na sukces. Z pewnością tak myś leli i inni, ale każdy skrywał to w głębi duszy, by nie zostać posądzonym o sianie defetyzmu. Realizm i chłodna ocena sytuacji nie zawsze są mile widziane.
Dalsza część artykułu znajduje się na naszym nowym serwisie pod linkiem >link