„Ten, kto naprawdę umie wędrować, obywa się bez traktów i śladów na drodze” – takie motto widnieje na pierwszej stronie książki Urodzeni biegacze Cristophera McDoughalla. Ale nie o książce tu mowa, a o szlakach w pięknych Górach Białych na Krecie. Właśnie tam, jak ostatnio mogłem się przekonać, szlaki istniejące na mapie trudno znaleźć w terenie. Bo ich tam nie ma. I to jest wspaniałe!
Widok ze szlaku pomiędzy Xyloskalo a przełęczą pod Gigilos
Oczywiście istnieją miejsca, pewnie te częściej uczęszczane, gdzie ścieżki są wyraźne. Ale zazwyczaj nie ma nawet ich śladu albo jest plątanina perci wydeptanych przez kozy i owce. Trzeba wybrać jedną z nich, zbliżoną przebiegiem do trasy w urządzeniu GPS, która akurat wcale nie musi być tą najwyraźniejszą. Ale nawet jeśli jakieś ścieżki znajdziemy, zwykle będą wymagające i trudne, a czasem (choć rzadko) trochę niebezpieczne. I to jest wspaniałe!
Bywa, że w bardziej popularnych miejscach natknąć się można na beczkę z wodą dla wędrowców, bo słońce na Krecie raczej nie oszczędza, a czasem na wskazujący drogę kopczyk z kamieni, pozostawiony przez poprzedników. Ale w zasadzie mamy wrażenie, jakby nic się nie zmieniło od tysiąca lat… I to jest wspaniałe!
Wędrując cały dzień można nie spotkać nikogo. Wprawdzie byłem na Krecie w sierpniu, czyli w niezbyt odpowiednim miesiącu na górskie wędrówki, ale wiosną i jesienią też tłumów tam nie ma. I to jest wspaniałe!
Co jeszcze jest wspaniałe? Chyba wszystko! Ale po kolei…
Kreteński odcinek europejskiego szlaku E4 liczy ponad 400 kilometrów, z czego poznałem ledwie kawałek – od Gero Prinos przez Xyloskalo, Koustogerako aż do Ajia Irini – przebiegający przez Góry Białe. W sumie około 70 kilometrów, choć dystans raczej niewiele tu mówi…
Kreteński szałas pasterski
Z GERO PRINOS DO XYLOSKALO
Na Krecie ruszanie na szlak w ciemności nie zawsze jest dobrym pomysłem. Często uczęszczane ścieżki, jak te zaczynające się w Xyloskalo, są w miarę dobrze utrzymane i widoczne, więc tam nie ma problemu z wędrowaniem przy czołówce. Ale szlak zaczynający się w Gero Prinos od razu wchodzi w trudny i, przede wszystkim, nieewidentny teren. Ogrodzenia, których obecność wynika z hodowli kóz kri-kri lub owiec kameruńskich, są wszechobecne. To stały element krajobrazu w niższych partiach gór. Szlaki często je przecinają, o czym dobrze wiedzieć, bo „furtkę” łatwo przeoczyć, zwłaszcza nocą. Zazwyczaj nie jest to też klasyczna furtka, ale zamocowany sznurkiem kawałek siatki, który trzeba odwiązać, a po przejściu na drugą stronę na powrót zamknąć. Zaraz na początku trasy przeoczyłem takie miejsce i poszedłem dalej. Gdy zauważyłem pomyłkę, postanowiłem pokonać wysokie ogrodzenie, którego słupki wykonano z cienkiego pręta zbrojeniowego, a od góry zabezpieczono drutem kolczastym. Dzięki temu do moich górskich doświadczeń mogę teraz dopisać umiejętność wspinania się po rachitycznych płotach.
Fragment szlaku E4, biorący początek w Gero Prinos i biegnący dalej na południe przez schronisko Volikas, nie jest łatwy. Nie jest też niebezpieczny, jednak wymagający i w większości trudny orientacyjnie. W dolnej części ścieżka zazwyczaj jest w miarę widoczna, ale im wyżej, tym słabiej. Ostatnie kilometry idziemy po stoku, pilnując jedynie, aby nie oddalić się zbytnio od śladu GPS. Napotkamy tam wszelkiego rodzaju nawierzchnie: od zsypującego się po stromiźnie żwiru, poprzez małe i duże głazy, aż po olbrzymie płyty skalne, które pokonujemy na tarcie. Przydają się więc buty z dobrą gumą.
Widok ze szczytu Melindaoú (2133 m) na zachodnią część wyspy
Jednak rekordów prędkości tu nie pobijemy… Na pokonanie 12 kilometrów potrzebowałem aż sześciu i pół godziny, a planowałem przejść to w cztery–pięć godzin. Uciążliwy teren i trudności w orientacji robią swoje. Nie spodziewając się mniejszych przeszkód dalej, a chcąc zdążyć do Xyloskalo przez zmrokiem, zdecydowałem się odpuścić wejście na Pachnes (2453 m, drugi szczyt Krety). Potrzebowałbym na to dodatkowych czterech do pięciu godzin, których już nie mam. Natknąłem się za to na szałas pasterski. Właściciele częstują winogronem i zapraszają na zupę, którą właśnie gotują. Ale nie mogę tracić czasu – uzupełniam jedynie zapas wody, dziękuję i ruszam dalej.
Dalsza część szlaku E4 jest jednak trochę łatwiejsza, zwłaszcza orientacyjnie. Ścieżka w większości okazuje się wyraźna i oznaczona. Po drodze szczyt Melindaoú (2133 m) i rozległy widok na wąwóz Samaria. Na koniec dwie góry, Mavri (1883 m) i Psari (1817 m). Wejście granią po blokach skalnych jest wymagające, ale warte wysiłku dla pięknych panoram. Zejście do Xyloskalo okazuje się dość uciążliwe, zakosami po stromym piargu. Ostatnie siedem i pół kilometra prowadzi drogą szutrową. Dobrze, bo właśnie zapada ciemność. Do asfaltu dochodzę o 21:00 przy czołówce, w chwili, gdy właśnie podjeżdża zamówiona przez moją żonę taksówka.
Tekst i zdjęcia / RAFAŁ FERDYN
Dalsza część artykułu znajduje się w Magazynie GÓRY numer 4/2023 (293)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > link