Tak naprawdę w Polsce istnieją trzy „królewskie” pasma górskie, sprzyjające skiturowym nartom. Pierwsze z nich to, jak wiadomo, najwyższe Tatry. Drugie to lesiste i pełne dziczy Bieszczady, a trzecie – Karkonosze. O nich właśnie jest ta opowieść. Na łamach zimowego numeru GÓR (276) przedstawiam dość ambitne propozycje, które pomogą lepiej zaplanować sezon narciarski. A nuż uda się wam przejść wszystkie trasy, do czego gorąco zachęcam.
Tatry o wschodzie słońca - widok z Grzesia na masyw Wołowca (2064 m); fot. Wojciech Szatkowski
GĘSIA SZYJA I REGLE NA DOBRY START
Tatry na początku sezonu nie grzeszą zbyt wysoką pokrywą śnieżną, która w grudniu i styczniu dopiero się formuje. Dlatego w tym okresie polecam pasmo reglowe. A najlepiej otwarty teren i dość długie zjazdy, prowadzące polanami i dolinami. Jeden z nich opada z Gęsiej Szyi (1489 m) na Rusinową Polanę. Tę wycieczkę narciarską możemy odbyć zarówno w dobrych, jak i kiepskich warunkach atmosferycznych. My szliśmy w dużym mrozie (rano było –16°C), potem także w wietrze. Podczas halnego czy wtedy, gdy głęboki puch pokrywa całe Tatry, a stopień zagrożenia lawinowego rośnie do „trójki” lub „czwórki” i robi się bardzo ryzykownie, właśnie Gęsia Szyja oferuje całkowicie bezpieczną trasę, prowadzącą wolnym od lawin pasmem lasu.
Wejście to warto robić szczególnie przy pięknej pogodzie – widok ze szczytu jest naprawdę oszałamiający i rozległy. Tak opisuje go ekspert skiturowy z lat 30., autor świetnych przewodników letnich i zimowych po Tatrach, Tadeusz Zwoliński: „Dzięki korzystnemu położeniu na wprost wylotu Doliny Białej Wody oraz wzniesieniu nad Dolinami Białki i Filipki jest niepozorny szczyt lesistego regla, zwanego Gęsią Szyją, jednym z najwdzięczniejszych punktów widokowych. Podobny, jakkolwiek mniej rozległy widok rozpościera się z leżącej niżej Polany Rusinowej. Na polanie szałasy pasterskie, piękne miejsce na odpoczynek południowy”. Podobnie zachwyca się terenami zjazdowymi autor innego przewodnika narciarskiego z tamtego okresu, Józef Opcio Oppenheim.(...)
ZAWSZE PIĘKNA TARNICA
W Bieszczadach w styczniu z reguły śniegu jest dość i jest on w miarę ustabilizowany. Wtedy ruszamy na „królową Bieszczadów”, Tarnicę (1346 m), a możliwości skiturowania na ten piękny szczyt polskich gór jest kilka. Oto trzy z nich.
Grupa skiturowców na Szerokim Wierchu w drodze na Tarnicę, klasyczna wycieczka w Bieszczadzie; fot. Waldemar Czado
Punkt startowy: parking w Wołosatem. Za znakami czerwonymi podchodzimy stąd w dwie godziny na Przełęcz Bukowską (1107 m) i dalej przez Rozsypaniec (1280 m, perspektywa na Ukrainę) zdobywamy słynący z widoków Halicz (1333 m). Dotarcie do tego miejsca zajmuje około czterech i pół godziny. Krótkim zjazdem obniżamy się z Halicza, by przetrawersować Kopę Bukowską i Krzemień na Przełęcz Goprowską. Stąd szybkie podejście na szczyt Tarnicy z charakterystycznym krzyżem. Piękny i długi zjazd za niebieskimi znakami poprowadzi nas stąd w stronę miejsca, z którego wyruszyliśmy. Najpierw mamy narciarski trawers, a potem odkryty teren aż do granicy lasu. Zjeżdżamy dalej przez Hudów Wierszyk, gdzie czeka nas spore wyzwanie – słynna „ścianka”. Stromizna robi wrażenie, a slalom między bukami wymaga skupienia i odwagi. Pamiętajmy o założeniu kasku. Cała wyrypa z odpoczynkami zajmie około ośmiu godzin. To jedno z najpiękniejszych przejść narciarskich w Bieszczadach.(...)
WYRYPA Z KARPACZA DO SZKLARSKIEJ PORĘBY
W latach 20. i 30. XX wieku organizowano „wyrypy narciarskie” – długie wycieczki na drewnianych nartach z fokami wykonanymi z prawdziwego futra i mocowanymi do nart za pomocą skórzanych pasków. Nieraz kilkunastogodzinne, a czasami trwające nawet kilka dni tury (możliwe, gdyż w latach 20. z legitymacją PTT można było przekraczać granicę polsko-czechosłowacką w dowolnym punkcie). Dzisiaj, w dobie coraz szerszego zainteresowania zimową turystyką narciarską, idea takiej wycieczki powróciła w pełnym wymiarze również w polskie góry. I dobrze, że tak się stało, bo sezon bez udanej wyrypy to sezon stracony. Tak też było w czasie pobytu w Karpaczu, dokąd zawitałem w marcu 2018 roku, podczas realizowania projektu „Narciarstwo wolności”.
Karkonoskie krajobrazy - marzec to najlepszy termin na wycieczki w tych górach; fot. Wojciech Szatkowski
Świetne towarzystwo i siła Józka Brzuchacza, dużo lepszego narciarza, były gwarantem tego, że długą trasę pokonamy w dość dobrym tempie… Choć przydarzył się jeden kryzys, ale nie uprzedzajmy faktów. Ostatni dzień naszego pobytu w urokliwych Karkonoszach przeznaczyliśmy na długą wyrypę z Karpacza do Szklarskiej Poręby, głównym grzbietem tych gór. Pobudka o 5.30. Za oknem –5°C na termometrze i mgła.
Wystartowaliśmy o godzinie 7 z Górnego Karpacza, spod świątyni Wang, i po trzech godzinach podejścia przez piękne, leśne tereny osiągnęliśmy Karkonoską Przełęcz i schronisko PTTK „Odrodzenie”. Po wielu dniach wędrowania w ramach projektu przyszedł u mnie pierwszy, poważny kryzys. Nie miałem zupełnie mocy na podejściu i myślałem już o odwrocie. Jednak po małym „co nieco” (jajecznica na boczku, kawa, dwie herbaty, szarlotka) i ponadgodzinnym odpoczynku odzyskałem siły i ruszyliśmy z Józkiem w dalszą drogę przez kolejne szczyty Karkonoszy: Śląskie Kamienie (1413 m) i ich trzy skalne granitowe wieże, Czeskie Kamienie (1417 m), Śmielec (1424 m) z rumoszem skalnym gołoborza, położonego wśród kosówek. Oraz najwyższy szczyt naszego przejścia – Wielki Szyszak (1509 m, piękny zjazd), drugi po Śnieżce wierzchołek pasma, z pomnikiem niemieckiego cesarza Wilhelma I. Zjazd z Wielkiego Szyszaka, który zrobiliśmy we mgle, prowadził najpierw wśród skał, a potem przyjemnymi polami śnieżnymi, pozwalającymi na większą prędkość i ładne skręty. Nie był to jednak koniec atrakcji. Ponownie przypięliśmy foki do nart, by następnie stanąć nad przepaścistymi ścianami Śnieżnych Kotłów w zimowej szacie.(...)
***
Więcej o najciekawszych skiturowych propozycjach w Polsce przeczytacie w najnowszym, zimowym numerze GÓR (276).