baner
 
 
 
 
baner
 

W najnowszych GÓRACH (275): „Baru – czworonożna himalaistka”

Trudno powiedzieć, jaki jest rekord wysokości zdobytej przez psa, ale wszystko wskazuje na to, że należy on do Baru, bezdomnej suczki, który weszła na położony w Himalajach siedmiotysięcznik Baruntse (7129 m).

 

Przyjaźń to, czy miłość?; fot. Don Wargowsky 

 

Głównymi bohaterami tej historii są On i Ona. On to Don Wargowsky, Amerykanin o jakże swojsko dla nas brzmiącym nazwisku. […] Don kocha góry, więc w ramach łączenia pasji z pracą prowadzi klientów przeważnie na wulkany w amerykańskim stanie Washington, a poza tym na Denali i na Aconcaguę. Jeśli chodzi o Himalaje, ma na koncie Island Peak, Ama Dablam i parę innych szczytów, zaś z ośmiotysięczników – Manaslu. No dobrze, a Ona? Ona ma obywatelstwo nepalskie, też kocha góry, ale obecnie mieszka w Katmandu. Ma na imię Baru, choć wcześniej nazwali ją Mera. A tak dokładniej ma cztery łapy i jest określana jako tybetański pies pasterski, choć „pasterski” to tylko teoria. On i Ona poznali się w Himalajach, no i wpadli sobie w oko. Ale może po kolei…


Jesteś Mera

Był listopad 2018 roku, gdy Wargowsky prowadził w Himalajach wyprawę, której pierwszym celem był Mera Peak, łatwy technicznie sześciotysięcznik (6476 m), który ekipa bez problemu zdobyła. Już na zejściu, ni stąd, ni zowąd, przy wspinaczach pojawił się sympatyczny czworonóg. Będący miłośnikiem psów Don (w domu w Seattle ma psa) szybko skojarzył, że wcześniej już go (a właściwie ją) widział – w jednej z wiosek, 2000 metrów niżej. Tylko że tam suczka bała się ludzi, podczas gdy teraz, jakby wyczuwając, że nikt nie ma serca jej przeganiać, z wyraźną radością skakała koło swoich nowych znajomych. Natrętna jednak nie była. Pierwszy raz, gdy dostała zaproszenie do namiotu, grzecznie pozostała na zewnątrz, chociaż rano Don znalazł ją zwiniętą w kłębek, przysypaną śniegiem i wyraźnie zmarzniętą. Trudno się dziwić, że następnej nocy, gdy ponowił zaproszenie, już nie oponowała – od tej pory spała z nim zawsze. Pytam, co jadła. „Praktycznie wszystko, co jej dawałem, między innymi liofilizaty i biszkopty, ale rzecz jasna najbardziej lubiła mięso. Jej przysmakami stały się zwłaszcza kiełbasa i suszona wołowina” – zdradza Amerykanin.

 

Początkowo wspinacze psa brać ze sobą wcale nie zamierzali. Wprawdzie przyszło Donowi przez myśl, że fajnie byłoby mieć taką towarzyszkę, ale zdroworozsądkowo uznał, że to nieuczciwe w stosunku do zwierzęcia, bo wysokogórskie warunki, w tym temperatury spadające do minus 30 stopni, zdecydowanie dobre dla niego nie będą. Ostatecznie nie ludzie, a pies podjął decyzję – po prostu z ekipą Dona poszedł, przez następne cztery dni wędrując do obozu bazowego pod głównym celem wyprawy, jakim był siedmiotysięcznik Baruntse (7129 m). Tam Don dał suczce na imię Mera (od góry, na której się spotkali), przydzielił karimatę i kurtkę do przykrycia podczas snu, a jako w pełni zaakceptowana członkini wyprawy od tej pory psina miała zagwarantowany przydział jedzenia.

 

Baru wpięta w poręczówkę; fot. Don Wargowsky

 

Samotny Biwak

Kiedy po jednym dniu restu w bazie (5400 m), w górę ruszyli Szerpowie poręczujący drogę, Mera pognała za nimi. Don założył, że zaraz zawróci, bo lód, bo stromo, ale nie… Kilka godzin później połączył się z Szerpami przez radio i zapytał, co z psem, na co ci odpowiedzieli że jest w obozie pierwszym. Zapewne poszła tam z ciekawości, gorzej, że kiedy Szerpowie wracali na noc do bazy, Mera nie przyszła z nimi. Cóż, dla Szerpów była wtedy jeszcze zwykłą przybłędą, nie zwracali na nią zapewne uwagi, a ją prawdopodobnie przeraził śliski stok o nachyleniu 60 stopni.

 

Można się domyślić, co przeżywał Don, gdy zobaczył tragarzy wracających bez psa. Wiedział, czym na wysokości ponad sześciu tysięcy metrów jest samotna noc, bez namiotu, na śniegu, na dodatek przy dość kiepskiej pogodzie. Twierdzi, że gdyby nie klienci, którymi musiał się zajmować, poszedłby po czworonogą przyjaciółkę, ale w tej sytuacji nie pozostało mu nic innego, jak stresujące rozmyślania i nadzieja, że Mera jakoś tę noc przetrwa. […]

 

Więcej o psie, który himalajskim siedmiotysięcznikom się nie kłania, w najnowszym numerze GÓR (275).

 

 

Tekst: Monika Witkowska

Zdjęcia: Don Wargowsky

 

PS. Don opowiedział tę historię i udostępnił nam zdjęcia, rezygnując z honorarium i prosząc jedynie, abyśmy zwrócili uwagę na działalność organizacji Street Dog Care (www.streetdogcare.org) w Katmandu, zajmującej się tamtejszymi bezdomnymi psami. Inicjatywa cenna i warta wsparcia!

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com