Norwegia to kraj czystej wody i powietrza, mądrej segregacji śmieci i małej ingerencji w środowisko naturalne. To wciąż rejon ziemi, gdzie dzika, nieujarzmiona przyroda jest potężnym czynnikiem wpływającym na życie ludzi. Jej poznanie, chociaż w części, nadal może być wspaniałym przeżyciem – zwłaszcza na skiturach. Zapraszam na wyprawę narciarską w góry Norwegii.
Chatka Tjønnebu w Dolinie Steindalen, Tafjordfjella: fot. Michał Kowalski
OJCZYZNA NARCIARSTWA
W lutym, podczas jednego z bieszczadzkich wyjazdów, padło pytanie: „Może byśmy pojechali na skitury do Norwegii?”. „Chętnie” – odpowiedziałem, tym bardziej że w ubiegłym roku zapraszał nas do kraju Wikingów Michał Kowalski, kolega z Zakopanego, który mieszka obecnie w Valldalen.
Rozpoczął się więc pierwszy etap organizacji wyprawy: sprawdzanie przelotów, kompletowanie sprzętu, doboru wyżywienia itd. A także sięganie do przewodników, książek podróżniczych i map.
„Norwegia” oznacza ‘północną drogę’ lub ‘drogę na północ’ (staronor. Norðrvegr, nor. Nordvegen), a w jednym ze źródeł znalazłem też tłumaczenie ‘klucz do Północy’. To klucz, po który warto sięgnąć, by znaleźć się w kraju dzikim i pięknym, z niepowtarzalną przyrodą, będącą zapowiedzią takiej samej przygody. To również miejsce ze sportowymi tradycjami, bowiem Norwegia jest ojczyzną nowoczesnego narciarstwa. Najstarsze rysunki nart pojawiły się na malowidłach skalnych wykonanych około 5000 lat temu w tamtejszym Rødøy, a najstarsze narty pochodzą sprzed 3500 lat. Znalezione zostały w szwedzkiej prowincji Ångermanland. Miały 111 cm długości i od 9,5 do 10,4 cm szerokości. Przy końcach ich grubość wynosiła około 1 cm, a pod stopą około 2 cm. W środkowej części znajdowało się wyżłobienie zabezpieczające stopę przed przesuwaniem się na boki.
Słynny norweski polarnik i badacz Arktyki, Fridtjof Nansen, pisał w Pierwszym przemarszu przez Grenlandię o swojej miłości do narciarstwa, które uważał za najbardziej norweski ze wszystkich sportów: „Jeśli cokolwiek zasługuje na miano sportu sportów, musi to być właśnie to”. Nic też dziwnego, że dla Norwega poruszanie się na nartach jest czymś tak naturalnym, jak jedzenie czekolady turystycznej. Dzieci dostają swoje pierwsze deski, zanim nauczą się chodzić.
Zjazd ze szczytu Litlehornet do Tjønnebu ma maksymalne nastromienie około 30 stopni i jest długi na ponad kilometr; fot. Michał Kowalski
Norwegia pielęgnuje dawne tradycje. Tu zrodziły się biegi, skoki, kombinacje czy biathlon. To kraj, w którym w każdej miejscowości znajdziemy trasy biegowe. Mnóstwo jest skoczni, w tym największa na świecie mamucia skocznia w Vikersund. Narodową chlubę stanowią mistrzowie różnych dyscyplin: Marit Bjørgen, Bjørn Erlend Dæhlie, Therese Johaug, Ole Einar Bjørndalen, Petter Northug jr czy Aksel Lund Svindal. W tamtejszych sagach o losach norweskich królów, autorstwa Islandczyka Snorre Sturlasona (1179–1241), znajdujemy potwierdzenie, że narty były na terenie Skandynawii popularnym zimowym środkiem lokomocji, używanym także podczas polowań i wojen. Sturlason podaje również informację, że wszyscy Lapończycy (Saamowie) byli uzdolnionymi narciarzami.
Legendy wspominają też boga narciarstwa – Ullra (Ullr, Uller). To w mitologii nordyckiej syn Sif i pasierb Thora, zimowy bóg myślistwa, łucznictwa i właśnie narciarstwa, obdarzony wielką siłą. Jego ulubioną siedzibą było Ydalir, czyli „cisowa dolina”. Natomiast boginią narciarstwa i zimowych polowań była olbrzymka Skadi, której Półwysep Skandynawski zawdzięcza swą nazwę.
Warto wspomnieć, że pierwsze opisy zjazdów narciarskich pochodzą właśnie z tego kraju – znane są z IX-wiecznych opowieści o dzielnych wojownikach normańskich poruszających się zwinnie na drewnianych nartach. W Norweskich opowiadaniach królewskich z 1060 roku znajdujemy fantastyczną legendę o Hemmingu, który zjeżdżał z klifów w Hornelen. Tam właśnie, w regionie Sogn og Fjordane, znajduje się najwyższe morskie urwisko w Europie, wznoszące się na 860 metrów. W dawnych czasach miało duże znaczenie dla żeglarzy, jako charakterystyczny punkt w nawigacji. Z drugiej strony klifu da się zjechać na nartach. Trasa prowadzi bardzo stromą i wąską rampą, podciętą z obydwu stron przepaściami, a po kilkuset metrach osiąga nieco łagodniejszy teren. Przeznaczona jest dla bardzo zuchwałych narciarzy.
Zimą 1060 roku zagościł w tych rejonach król Norwegii, Harald III Srogi, ze swoją świtą. Był to władca okrutny, budzący ogromny lęk w średniowiecznej Europie. Być może także dlatego, że miał 210 centymetrów wzrostu i nazywano go „Piorunem Północy”. Podczas odpoczynku zauważył odważnego człowieka zjeżdżającego na nartach z Hornelenu. Zapragnął go poznać. Posłał więc po niego i zażądał, by powtórzył swój wyczyn. Jednak próba miała być dużo trudniejsza niż wcześniejsze zjazdy Hemminga – bo to nim okazał się śmiałek. Dla zabawy króla miał on tak wykonać ostatni skręt, by znaleźć się tuż nad skrajem przepaści. „Królu, jeżeli chcesz mojej śmierci, nie musisz wysyłać mnie na górę” – odpowiedział narciarz.
Harald był jednak uparty i Hemming musiał spełnić jego zachciankę. Jeszcze raz wyszedł na nartach na urwisko. Wnet pokrył strome zbocze pięknymi łukami śladów. Zbliżył się do króla i jego rycerzy, a wykonując obskokiem ostatni skręt, starał się przejechać tuż nad urwiskiem. Niestety, stok był pokryty twardym, zlodzonym śniegiem, więc odważny Norweg zaczął zsuwać się w przepaść. Złapał się odruchowo królewskiego płaszcza, lecz okrutny władca odpiął sprzączkę i Hemming razem ze szkarłatnym okryciem runął w otchłań. Harald III Srogi skomentował to łaskawie: „Tak oto w objęcia śmierci spada najdzielniejszy z dzielnych”. Na tym jednak nie skończyła się historia pierwszego ekstremalnego zjazdu. Król zszedł do fiordu i odpłynął drakkarem w siną dal, a Hemming… Nie zginął podczas upadku. Lecąc w przepaść, zahaczył ponoć płaszczem o skały i zdołał przeżyć tę przygodę.
Po tych opowieściach z norweskich sag przenieśmy się do współczesnych czasów. Jest 30 kwietnia 2019 roku, na lotnisku czekamy na odprawę. Rozpoczyna się nasza przygoda ze skiturami w Norwegii...
Godzina 23.00 a za oknem chatki takie widoki; fot. Michał Kowalski
***
Więcej o skiturowych (i nie tylko) walorach Norwegii dowiecie się z lektury najnowszego numeru GÓR (271).