Od 1993 roku, gdy stolica Tyrolu gościła po raz ostatni najlepszych wspinaczy globu, minęło ćwierć wieku. Dla tak młodego sportu to cała epoka, w trakcie której wiele się zmieniło.
Czy nam się to podoba, czy nie, wspinanie przestało być aktywnością niszową, dostępną i zrozumiałą jedynie dla wąskiego kręgu wtajemniczonych. Coraz śmielej przedziera się do mainstreamu, czego świetnym przykładem były tegoroczne Mistrzostwa Świata w Innsbrucku, które organizacyjnym rozmachem i szerokim echem, jakim odbiły się nie tylko w środowisku, bezsprzecznie udowodniły, że dla naszego sportu nastały nowe czasy. Czasy, gdzie najlepsi nie są już anonimowi, tylko odbierają laury w świetle jupiterów i przy aplauzie wielotysięcznej publiczności.
Niesamowita oprawa i atmosfera w Olympiaworld Innsbruck podczas finałów w boulderingu. Fot. Moritz Liebhaber - KVOE
Trudno wymarzyć sobie lepsze niż Innsbruck miejsce do organizacji imprezy, która dla wspinania sportowego miała być swoistym przedolimpijskim sprawdzianem. Leżące w sercu Tyrolu miasto już od kilkudziesięciu lat z dumą piastuje nieoficjalny tytuł sportowej stolicy Austrii. Bliskość topowych rejonów skalnych, dostępnych dosłownie na wyciągnięcie ręki, ale przede wszystkim futurystyczne Kletterzentrum – największa i najnowocześniejsza w Europie ściana wspinaczkowa, gdzie na zgrupowania regularnie przyjeżdżają kadry z całego świata – wszystko to sprawia, że Innsbruck często określany jest mianem climbers’ paradise.
Tętniący życiem Marktplazt podczas uroczystej ceremonii otwarcia. Fot. Mortiz Liebhaber - KVOE
Ów raj w dniach 6–16 września gościł 834 zawodników z 58 krajów, rywalizujących o medale w 4 konkurencjach. Pierwszy raz w historii mistrzowskie tytuły przyznawano w kombinacji, co uznaję za signum temporis i konsekwencję akcesu wspinania do grona sportów olimpijskich. Po raz pierwszy również w ramach Mistrzostw rozegrano zawody dla niepełnosprawnych, dzięki czemu zmagania parawspinaczy zyskały zasłużoną oprawę. Nie brakowało emocji, dramatycznych zwrotów akcji, euforii zwycięzców i smutku przegranych. Pod względem sportowym z całą pewnością mieliśmy do czynienia z imprezą kompletną.
Jessica Pilz i jej popisowa "czwórka" (yaniro) podczas finałów w boulderingu. Fot. Johann Groder - EXPA Pictures
Jeśli natomiast chodzi o organizację wydarzenia, ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że osiągnięto w tym zakresie high-point, bo żadne wspinaczkowe zmagania rangi mistrzowskiej jak dotąd nie miały tak świetnej oprawy. Eliminacje w prowadzeniu i bulderingu odbyły się w przestronnym Kletterzentrum, które powstało między innymi dzięki funduszom austriackiego Ministerstwa Sportu, co uwidacznia, jak ważnym dlań obszarem jest wspinanie w wymiarze zawodniczym. Z kolei wszystkie finały oraz czasówki rozegrano w potężnej hali widowiskowo-sportowej Olympiaworld, zdolnej pomieścić ponad 30 000 widzów. Frekwencja oczywiście dopisała, bilety sprzedały się ze sporym wyprzedzeniem, a publiczność w najważniejszych momentach stawała na wysokości zadania, serwując zawodnikom (zwłaszcza swoim) niesamowity doping, dodatkowo wzmocniony przez świetną akustykę i oprawę audiowizualną. Medale wręczano natomiast na słynnym Marktplatzu, który w poprzednich sezonach gościł wiele imprez rangi Pucharu Świata.
Podczas tegorocznych Mistrzostw zaadaptowano go na wioskę wspinaczy. Można tam było znaleźć ścianki dla najmłodszych, spróbować swoich sił na problemach zbudowanych przez Walltopię – wiodącego producenta paneli, czy ugasić pragnienie – jakże by inaczej – lokalnym piwem. Wieczorami odbywały się tam koncerty, w myśl głównego motta imprezy: „Climb. Come together. Celebrate”. Jeśli dodamy do tego ulice przystrojone flagami z tymże hasłem, darmową komunikację kursującą między najważniejszymi obiektami zawodów czy tramwaje z austriackimi flagami, to trafne będzie z pewnością stwierdzenie, że miasto „żyło” wspinaniem. Rzecz spotykana podczas mistrzostw świata, ale raczej w piłce nożnej. Tutaj na własne oczy przekonałem się, że podobną oprawę może mieć również nasz ukochany sport.
W takich właśnie okolicznościach wyłoniono Mistrzów Świata Anno Domini 2018.
O pełnych dramaturgii finałach w prowadzeniu, niezwykle dla nas szczęśliwych "czasówkach", jak zawsze widowiskowej rywalizacji w boulderingu oraz premierowych zmaganiach w kombinacji przeczytacie w nowym, 265 numerze GÓR. Miałem przyjemność gościć podczas tejże imprezy w stolicy Tyrolu jako wysłannik prasowy, a swoje wrażenia z wydarzeń, których byłem świadkiem, spisałem w formie felietonu. Zapraszam do lektury. ;-)