Raphael Slawinski i
Grant Meekins właśnie ukończyli swój projekt, nad którym pracowali blisko 3 lata. Droga nazywa się
The Peach, liczy 110 m, a jej trudności oscylują w okolicach WI5, M8. Jak wyjaśniają jej autorzy, nazwa drogi nie ma żadnego głębszego czy też ukrytego znaczenia.
The Peach biegnie pomiędzy dwoma istniejącymi już liniami tj.
Crash i
Sinister Street w samym sercu Canadian Rockies. Drogę tą wyróżnia fakt, że jest to linia, którą w całości musimy pokonać na własnej asekuracji. To zmienia postać rzeczy, nieprawdaż?
Większość dróg o takiej wycenie zwykle jest wyposażona („obita”) w ringi lub spity. Dodam jeszcze, że stanowiska na tej drodze, także budujemy z własnego sprzętu, a tamtejszy kruchy wapień należy do tych, które są w stanie zagwarantować nam swoistą podróż w czasie. Mam na myśli taką podróż, w której jedni z nas starzeją się w trakcie kilku ruchów, inni zaś cofają do czasów wczesnego dzieciństwa.
Pierwszy wyciąg to 30 m dobrego pionowego lodu wycenionego na WI5. Następnie czeka nas gratka dla każdego miłośnika kruszyzny o wycenie M4. Dlaczego zatem gratka? Jak wyjaśnia Raphael Slawinski - „Kruszyznę trzeba pokochać ”. Dalej znajduje się 20 metrów trudnego M8, które bez wątpienia odsłoni „hydraulikę” na przedramionach nawet najlepszego wspinacza. To w końcu TRAD. Wszystko to doprowadza nas do ostatniego wyciągu - 40 m, WI5 M7. Ten ostatni wyciąg doczekał się przejścia klasycznego dopiero za drugim razem po niedługim locie.
Slawinski wspinał się razem ze spitami i ręczną spitownicą. „Brałem pod uwagę jej użycie wielokrotnie. Nie, do cholery! Nie będę profanował tej drogi umieszczając w niej spita, którego zupełnie nie potrzebuję. Cieszyłem się, że kupiłem solidny młotek, którym bez trudu przebijałem się przez warstwy kruszyzny do cienkich rysek, gdzie mogłem wbić dobrego haka. Do tego dorzucałem kostkę i miałem całkiem niezłe stanowisko. Yipee! ”- wspomina autor drogi.
Slawinski, pracujący na co dzień jako profesor fizyki wyjaśnia - „Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam wspinaczkę sportową zarówno zimą jak i latem. Spity czy ringi mogą otworzyć dla nas nowy, fantastyczny teren i pozwolić na zabawę z grawitacją np. w dużym przewieszeniu. Niemniej jednak, stałe przeloty powinny wzbogacać przygodę, a nie pozbawiać nas jej. Jeśli linia wydaje się do pokonania bez stałych przelotów, to zanim sięgniemy po broń, jesteśmy zobowiązani stanąć przed nią i po prostu zacząć się wspinać ”. Moim zdaniem ten facet powinien wykładać nie tylko fizykę:)
Adam Latusek
[źródło:planetmountain.com]