O długodystansowej wędrówce, samotności w górach, wyzwaniach pojawiających się na dopiero powstającym szlaku i symbolicznym znaczeniu ciągłego poszukiwania właściwej trasy z DOROTĄ SZPARAGĄ rozmawia PIOTR GRUSZKOWSKI.
Wulkan Ażdahak (3597 m), Armenia
TRANSCAUCASIAN TRAIL (TCT) TO STOSUNKOWO NOWA INICJATYWA. CHOĆ JEST JESZCZE W FAZIE ROZWOJU, JUŻ PROWADZI W TERENIE RZADKO ODWIEDZANYM PRZEZ TREKKERÓW. CO BYŁO DLA CIEBIE NAJWIĘKSZYM ZASKOCZENIEM, GDY WERYFIKOWAŁAŚ RZECZYWISTOŚĆ Z WIEDZĄ ZEBRANĄ PODCZAS PRZYGOTOWAŃ?
Przed wyjazdem w Kaukaz starałam się zgromadzić jak najwięcej informacji, bo miałam świadomość, że idę w nieznane. Podzieliłabym tę wiedzę na dwie kategorie. Pierwsza to kwestie techniczne, jak ślad trasy, jej profil i dystans, a także oznaczenia miejsc z wodą, zaopatrzeniem czy noclegami, pozwolenia na przejście fragmentów położonych blisko granicy etc. Do drugiej kategorii zaliczam informacje o kulturze, mieszkańcach i możliwości komunikacji z nimi, zagrożeniach ze strony ludzi oraz zwierząt. I przede wszystkim kwestie dotyczące samotnie podróżującej kobiety oraz bezpieczeństwa w terenach przygranicznych, w kontekście konfliktu armeńsko-azerbejdżańskiego.
Już od pierwszego dnia na szlaku informacje zebrane przed wyjazdem w dużym stopniu nie pokrywały się z tym, czego doświadczałam. Przede wszystkim mierzyłam się z zaroślami. Wydawało się, że skoro miałam zapisany ślad trasy, nawigacja jest banalna. Jednak w praktyce wielokrotnie musiałam szukać alternatywnych lub bezpieczniejszych dróg. Jedno z obejść kruchego fragmentu szlaku zakończyło się na terenie elektrowni. Zanim pracownicy otrząsnęli się z szoku na mój widok, poprosiłam ich o kawę (śmiech).
Jak zwykle na moich wyprawach bardziej obawiam się ludzi niż zwierząt. Przede wszystkim miałam wątpliwości związane z pasterzami żyjącymi po kilka miesięcy samotnie w górach. W praktyce okazało się, że mieszkają tam z całymi rodzinami i nikt mnie nie nagabywał. Zresztą miejscowa ludność bardzo mnie wspierała. Jako samotna Europejka przemierzająca Kaukaz byłam dla nich ciekawostką. Jednak przede wszystkim niepokoili się, że się zgubiłam i potrzebuję pomocy. Często zapraszali mnie na poczęstunki lub noclegi. Raz o 21:00 rozkładałam po ciemku namiot, gdy nagle pojawił się pasterz z latarką i koniem. Pomyślałam, że moje obawy się sprawdziły, a finalnie zostałam ugoszczona przez jego rodzinę w obozowisku.
Z dnia na dzień nabierałam ufności do Kaukazu. Czułam się tam bezpieczniej niż na szlakach europejskich. Czasem też spotykałam żołnierzy w rejonach przygranicznych, którzy zazwyczaj mnie pozdrawiali, a w trakcie kontroli byli bardzo uprzejmi. Tylko raz próbowali mnie wsadzić do samochodu i zawieźć do najbliższego miasta. Na początku myślałam, że zostałam uznana za szpiega. A potem wyjaśnili, że nie chcieli, bym się zgubiła i przeszła na stronę Azerbejdżanu, którego granica leżała tuż-tuż. Bardzo długo przekonywałam ich, że sobie poradzę. Na szczęście pozwolili mi iść dalej, choć niechętnie.
Zaskoczyło mnie też podejście do mnie jako kobiety. Generalnie byłam szanowana przez mężczyzn. Podczas odwiedzin siedziałam z nimi przy jednym stole, w przeciwieństwie do innych kobiet. Okazało się, że gość „nie ma płci”.
Jeśli chodzi o zwierzęta, największe zagrożenie stanowiły psy pasterskie, które zaatakowały mnie trzy razy. Na szczęście w każdej z tych sytuacji udało mi się wybronić – na różne sposoby.
Pojawił się też problem z nawodnieniem. Pomimo że miałam zaznaczone na mapie miejsca z wodą, często było jej zbyt mało albo nie było wcale. Za to jedzenia miałam w bród.
Góry w okolicy miasteczka Jeghegnadzor, Armenia
JAKI JEST CHARAKTER GÓR, PRZEZ KTÓRE PROWADZI TCT?
Szlak Transkaukaski docelowo ma mieć około 3000 kilometrów i prowadzić przez trzy kraje: Gruzję, Armenię i Azerbejdżan. Pierwsza część, którą przeszłam, wiedzie z południa Armenii na północny zachód Gruzji, przez Mały i Wielki Kaukaz. Druga część, przebiegająca ze wschodu na zachód przez Wielki Kaukaz na terenie Gruzji i Azerbejdżanu, nadal jest w trakcie tworzenia.
Na trasę wyruszyłam 2 sierpnia 2023 roku z Meghri w Armenii, a do Anaklii nad Morzem Czarnym dotarłam 17 października – w 76 dni przemierzyłam 1710 kilometrów, z przewyższeniem wynoszącym 55 000 metrów.
Szlak liczący w części armeńskiej 860 kilometrów biegnie przez prowincje Sjunik, Wajoc Dzor, Gegharkunik, Kotajk, Tawusz, Lori i Szirak. Ta niesamowicie różnorodna trasa, wykorzystująca ścieżki piesze, drogi lokalne i gruntowe, wiedzie głównie terenami górzystymi. Najwyższym pasmem są Góry Gegamskie, z wygasłym wulkanem Ażdahak (3597 m), wznoszące się średnio na 2500 metrów. Często możemy tu podziwiać widoki subalpejskich lasów, alpejskich łąk i pastwisk, rozciągających się na wysokości 1400–2400 metrów, ale najbardziej zalesiony fragment trasy znajduje się w unikalnym Parku Narodowym Dilidżan. Wyjątkowy jest również kanion rzeki Debed, a jedną z perełek stanowi położone na wysokości około 1900 metrów jezioro Sewan, zwane ormiańskim morzem. Trasa usiana jest tajemniczymi chaczkarami [kamiennymi stelami lub płytami wotywnymi – przyp. red.], liczne są również świątynie i monastery Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego.
W części gruzińskiej szlak liczy 705 kilometrów i na początku wiedzie Małym Kaukazem, przez rzadziej uczęszczane rejony, takie jak Góry Samsarskie, czy wzdłuż przygranicznych jezior, na przykład Tabatskuri. Potem wchodzi w Bordżomsko-Charagaulski Park Narodowy. Prowadzi też przez tajemnicze regiony Imeretia czy Racha oraz bardziej znane, jak Swanetia, gdzie turystyka jest już w miarę rozwinięta. A kończy się nad Morzem Czarnym, w rejonie Megrelia.
Rozmawiał / PIOTR GRUSZKOWSKI
Zdjęcia / DOROTA SZPARAGA
Cały tekst został opublikowany w Magazynie GÓRY 3/2024 (296)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > czytaj.goryonline.com