Nie mogła sobie wymarzyć lepszego weekendu austriacka publiczność, zgromadzona tak licznie w Olympiaworld Innsbruck - po wczorajszym triumfie Jessiki Pilz, dziś widzów do czerwoności rozgrzał występ Jakoba Schuberta, który w równie pięknym stylu co wczoraj Jessy, wywalczył Mistrzostwo Świata! Drugie miejsce przypadło obrońcy tytułu sprzed 2 lat, Adamowi Ondrze. Brąz dla Alexandra Megosa i znów wielki zawód dla Słoweńców - prowadzący po półfinale Domen Skofic odpadł relatywnie wcześnie i zakończył tym samym rywalizację na 5 miejscu.
Jakob Schubert triumfuje przed własną publicznością - ależ moment dla Austriaka! Fot. Moritz Liebhaber / KVOE
To był finał, w którym nie zabrakło niczego - może oprócz, albo przede wszystkim zatopowania drogi przez któregokolwiek z zawodników, co stanowiłoby z pewnością wisienkę na torcie wyśmietnitego widowiska, które zafundowało nam niedzielnego wieczoru 10 najlepszych Panów w konkurencji prowadzenie. Po nieco sensacyjnym półfinale, który wyeliminował m.in. wielkiego fawortya Stefano Ghisolfiego, a broniącego tytułu Adama Ondrę zepchnął na dalszą lokatę, mogliśmy doprawdy spodziewać się wszystkiego. Austriacka publiczność miała jednak jeden wymarzony scenariusz - chciała przeżyć ponownie to, co dane im było doświadczyć wczoraj podczas zjawiskowego występu Jessiki Pilz. I przeżyła - tylko w trochę innej konfiguracji.
Jakob w drodze po zwycięstwo. Fot. Johann Groder - EXPA Pictures
Do momentu, w którym na ścianie nie pojawił się Adam Ondra, high-point i tym samym prowadzenie dzierżył rodak Czecha, Jakub Konecny. Świetnie odnalazł się we fragmencie drogi wymagającym nieco ekwilibrystyki i przyjęcia na chwilę pozycji określanej jako "upside-down", czyli po naszemu "do góry nogami". Było to jednak tak naprawdę ostatnie miejsce na drodze pozwalające choć na chwilę dać wytchnienie spompowanym przedramionom i wyrestować. Dalej zaczynał się swoisty wytrzymałościowy maraton z wyraźną sekcją upstrzoną tylko czerwonymi krawądkami Cheeta. Trzeba było iść płynnie, solidnie zginać, a jednocześnie popisać się zapasem wytrzymałości, siłą palców, siłą kontaktową, do tego kontrolować tempo i odnajdywać optymalne pozycje do wpinek. Proste, prawda? ;-) Niestety Konecnego ów krawądkowy pasaż zrzucił w jego środkowej części. Sforsował go nie kto inny, jak sam obrońca tytułu. Adama Ondrę wyraźnie rozdrażniło wczesne odpadnięcie w półfinale - widać było teraz na jego twarzy maksymalną koncentrację - Czech szedł bardzo płynnie, ale też ostrożnie - nawet na sekundę nie pozwolił sobie na moment rozluźnienia, jak niejednokrotnie to czynił we wcześniejszych startach (zdarzało mu się nawet przy wygodnej pozycji odwrócić głową do publiki i zachęcić ją gestem do bardziej żywiołowego dopingu). Na krawądkowym odcinku wyglądał na świeżego, jednak popełnił błąd sięgając do chwytu oznaczonego numerem 37 - na powtórkach video mogliśmy dostrzec, że wycelował ZA chwyt i w związku z tym nie trafił w niego tak jak powinien - krawądka nieubłagalnie wyślizgnęła się spod palców mistrza świata z Paryża i Czech pofrunął w dół, dając upust swojej sportowej złości charakterystycznym krzykiem, który i tak utonał gdzieś wśród wrzawy publiki zgromadzonej w Olympiaworld. Wszyscy gorąco dopingowali Ondrę, choć najbardziej elektryzujący moment wieczoru miał dopiero nadejść. Napięcie rosło z każdą minutą...
Adam Ondra wywalczył srebro, choć tytuł mistrzowski dosłownie wyślizgnął mu się z ręki. Fot. Johann Groder - EXPA Pictures
Kolejni startujący zawodnicy nawet nie zbliżyli się do nowego high-pointu ustanowionego przez Ondrę. Poległ Narasaki, z drogą pożegnali się rownież stosunkowo szybko Bombardi i Lechmann - wydawać by się mogło, że mistrz postawił poprzeczkę niebywale wysoko. Wszystko zmieniło się i publiczność na nowo uwierzyła, że da się powtórzyć wynik Czecha, kiedy na placu boju pojawił się Alex Megos. Stoczył niesamowitą batalię, wykonując swoje końcowe przechwyty, jak to się mówi slangowo "na odlotach". Zbliżył się co prawda do miejsca, w którym był Ondra, tyle że Niemiec pomacał zanim odpadł chwyt, na którym Ondra stał podczas osiągnięcia swojego high-pointu. To było za mało by odebrać Czechowi prowadzenie, choć jak się w ostatecznym rozrachunku okazało, wystarczyło do miejsca na podium i brązowego medalu.
Alex Megos po pięknej walce wywalczył brąz. Fot. Erich Spiess - EXPA Pictures
W grze pozostało już tylko dwóch zawodników - o losach mistrzostwa świata znów miał zadecydować austriacko-słoweński duet i to dokładnie w takiej samej konieczności jak ubiegłego wieczoru, gdy Jessy Pilz wydarła tytuł z rąk Janji Garnbret. W Olympiaworld zawrzało gdy pod ścianą pojawił się Jakob Schubert. Zawodnik gospodarzy od samego początku zagrzewany był do boju niesamowitym dopingiem rodzimej publiczności - wszak warto nadmienić, że Jakob urodził się i wychował w Innsbrucku - to tylko dodawało dramaturgii całej rywalizacji - cóż to byłaby za historia, gdyby został Mistrzem Świata w swoim rodzinnym mieście... Kiedy dotarł do miejsca, w którym odpadł Megos, napięcie sięgnęło zenitu - widać było jak każdy ruch sprawia Austriakowi nadludzki wręcz wysiłek - trzęsły się zalane kwasem mlekowym przedramiona, twarz stężała w skupieniu, poorana nabrzmiałymi ze zmęczenia żyłami. Schubert jednak parł konsekwentnie naprzód, minął miejsce które zrzuciło jego poprzednika, a każdy kolejny ruch był kwitowany niesamowitym aplauzem widowni, który już nie opadł do samego końca występu Austriaka. W końcu znalazł się tam gdzie Ondra - Olympiaworld drżała już w posadach od dopingu, Schubert ostatnim, rozpaczliwym wręcz sięgnięciem spróbował osiągnąć chwyt, w który nie trafił Ondra, ale "tylko" go pomacał. Piszemy "tylko", bo jak się zaraz miało okazać, to, że zdołał się zebrać po takim ciągu i jeszcze spróbować strzelić do chwytu nr 37, zadecydowało, że sędziowie przyznali mu identyczny wynik jak Ondrze czyli 36+. Choć tego jeszcze nie wiedział, gdy zjeżdżał - pozbawiona wiedzy była również publika - znów nerwowe oczekiwanie, zerkanie na sędziów, cisza, która podobnież jak w dniu wczorajszym nagle została przecięta przez triumfalny ryk, kiedy to na gigantycznym telebimie wybrzmiała wieść dla austriaciej publiczności nad wyraz radosna - Schubert wyprzedza Ondrę dzięki lepszemu wynikowi z półfinału i idetnycznemu rezultatowi w decydującej rundzie!
Odpadając, Jakob Schubert jeszcze nie wiedział, że swoim występem zapewnił sobie zwycięstwo. Fot. Johann Groder - Expa Pictures
Tytuł Mistrza Świata może mu odebrać tylko Domen Skofic... Znów to, czy Austriacy będą cieszyć się złotem, zależy od reprezentanta Słowenii. Smaczku dodaje jeszcze fakt, że Domen jest...partnerem Janji Garnbret. Czy zatem "pomści" wczorajszą porażkę swojej dziewczyny i uciszy Olympiaworld, rozgrzaną do czerwoności występem Schuberta? Nie ma czasu na dywagacje, Słoweniec już wychodzi ze strefy, maksymalnie skoncentrowany, napięcie znów rośnie, Schubert czeka razem z innymi zawodnikami, którzy skończyli już swój występ, zerkając co jakiś czas na poczynania Słoweńca... Ten idzie pewnie, szybko, z dużym spokojem dociera do miejsca restowego - nie spędza w nim jednak zbyt długo czasu, choć nie musi się spieszyć - wystarczy, że dotrze do miejsca, z którego spadali Adam i Jakob - czas nie odbierze mu tytułu, tak jak wczoraj Janji...pod warunkiem, że zdoła przedrzeć się do chwytu nr 36 i wykonać kolejny ruch. Wchodzi w "krawądkowy pasaż" jeszcze świeży, ale gdzieś gubi spokój i wewnętrzne flow, zaraz wszystko będzie się decydowało! Wtem, zupełnie dlań niespodziewanie i dla całej publiki, Domen nie trafia w podchwytową krawądkę, która "wypluwa" go bezlitośnie - Słoweniec szybuje ku ziemi, a wraz z nim marzenia jego i rodaków o złocie.
Domen Skofic niestety w finale nie udźwignął presji i w konsekwencji zakończył występ na 5 miejscu. Fot. Johann Groder - EXPA Pictures
Nie będzie nawet miejsca na podium - Megos i Ondra dotarli dalej, ba - dalej zaszedł nawet Narasaki! 5 miejsce to porażka dla Skofica, który jeszcze wciąż nie dowierza co się stało, spuszcza wzrok w ziemię. Z jednej strony publiczności jest go z pewnością żal, ale z drugiej... Ciężko jej się powstrzymać by nie dać upustu radości, która momentlanie rozlewa się tak jak wczoraj po Olympiaworld, znów są łzy szczęścia, znów trenerzy i zawodnicy austriackiej kadry padają sobie w objęcia - mają podwójne złoto, "wychowanek" i mieszkaniec Innsbrucka triumfuje w swoim ojczystym miejście - cóż za scenariusz, co za historia!
Trójka medalistów - Adam Ondra, Jakob Schubert i Alex Megos. Fot. Moritz Liebhaber / KVOE
Poniżej możecie zobaczyć zapis transmisji z finałów:
Źródło: własne/IFSC