Wiosną tego roku Dmitrij Gołowczenko i Sergiej Niłow, dwukrotni laureaci Złotego Czekana (w 2013 i 2017 roku - przyp. red.), pokonali dziewiczą wschodnią ścianę Jannu (7710 m). Ze względu na kiepskie warunki pogodowe zrezygnowali z próby wejścia na szczyt i rozpoczęli wycof po drugiej stronie grani. Rozpoczął się wyścig z czasem. Zapasy jedzenia, które wzięli ze sobą Rosjanie na dwutygodniową wspinaczkę kurczyły się każdego dnia. Pogarszająca się pogoda i słaba widoczność znacznie utrudniały alpinistom wyszukiwanie drogi zejściowej, która zmieniła się w 6-dniową epopeję. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i relacji Dmitrija Gołowczenki będziemy mogli posłuchać już niebawem w Lądku-Zdroju. Tymczasem na łamach najnowszego numeru GÓR przybliżamy Wam kulisy ambitnego przedsięwzięcia Rosjan, w które zaangażowany był również nasz rodak, Marcin "Yeti" Tomaszewski.
W ścianie na wysokości około 6750 m; fot. Dmitrij Gołowczenko
POMYSŁ
W 2015 roku spotkaliśmy ukraińskich wspinaczy, Nikitę Bałabanowa i Michaiła Fomina, którzy byli wtedy świeżo po pierwszym przejściu północno-zachodniego filaru Talung (7439 m). Podzielili się zdjęciami z wyprawy – na sześciu z nich dało się zauważyć Jannu od wschodniej strony. To te fotografie najbardziej przykuły naszą uwagę. Góra wydała nam się bardzo piękna, uznaliśmy więc, że warto byłoby kiedyś spróbować na niej swoich sił. Odkryłem też, że uwieczniona przez Ukraińców ściana nie została jeszcze zdobyta. Postanowiliśmy to zmienić i w 2016 roku zorganizowaliśmy wyprawę, która z powodów finansowych niestety nie doszła do skutku.
Pod koniec 2017 roku dostałem wiadomość od reżyserki Elizy Kubarskiej, która napisała, że robi film o Jannu i jest ciekawa, czy nadal planujemy przejść jego wschodnią ścianę. Odpisałem, że owszem – tak rozpoczęła się nasza współpraca. Na początku następnego roku Eliza przyleciała do Moskwy, żeby się z nami spotkać. W grudniu 2018 roku odwiedziła nas ponownie, tym razem z Marcinem Yetim Tomaszewskim, który zgodził się dołączyć do zespołu. Pierwotnie wyprawa zaplanowana była na marzec – kwiecień 2019 roku, jednak ze względu na widoczne efekty globalnego ocieplenia zmieniliśmy termin na wcześniejszy.
Jannu od wschodniej strony - przebieg drogi; fot. Siergiej Niłow
NIEOCZEKIWANE PROBLEMY
Ze względu na potrzeby filmu, dotarliśmy najpierw do wioski Ghunsa, która leży po zachodniej, a nie wschodniej stronie góry, skąd planowaliśmy prowadzić akcję górską. Mieliśmy zostać tam 2 dni, nakręcić kilka ujęć, po czym przeznaczyć kolejne 2 doby na przejście od południowej strony Jannu do miejscowości Tseram. Stamtąd wystarczyłyby nam kolejne 2 dni na dotarcie do base campu. Niestety, zbyt duża ilość śniegu na drodze zmusiła nas do wyboru dłuższej, położonej niżej trasy. Na domiar złego podczas aklimatyzacji doznałem oparzeń oczu od słońca. Ostatecznie obóz główny rozbiliśmy 5 dni później, niż zakładaliśmy. To postawiło cały plan aklimatyzacji pod znakiem zapytania.
W tej sytuacji postanowiliśmy zacząć od wspinaczki na czarnej, wysokiej na 300 metrów skale. Jest to pierwsze trudne miejsce na wschodniej zerwie Jannu, po pokonaniu którego dociera się do lodowca spływającego niemal całą szerokością ściany. Zaporęczowanie tego fragmentu zajęło nam 2 doby. Pierwszego dnia było nas trzech, a Marcin poprowadził większość z 8 wyciągów, które udało nam się zrobić. Resztę dokończyłem nazajutrz z Sergiejem.
Plateau pod wschodnią granią jest imponujące i niezwykle piękne. Szczęśliwi i zmęczeni, że udało nam się do niego dotrzeć, wróciliśmy do obozu bazowego na przepyszny obiad i herbatę. Zaraz po posiłku Marcin oznajmił, że nie pójdzie z nami wyżej. Według niego droga była zbyt niebezpieczna, mieliśmy marną aklimatyzację, a w dodatku nie czuł, że tworzymy zgraną ekipę. To było jak przysłowiowy nóż w plecy – zupełnie się tego nie spodziewaliśmy. W Rosji mamy powiedzenie, że poranek jest mądrzejszy od wieczoru. Dlatego też bez dalszych rozmów i pytań położyliśmy się spać.
Kiedy kolejnego dnia wstaliśmy, spojrzeliśmy na siebie z Sergiejem i szybko zdecydowaliśmy: „Idziemy!”. Wiedzieliśmy, że nasze tempo na pewno będzie wolniejsze, niż gdybyśmy wspinali się w pełnym składzie. Poza tym mieliśmy już poślizg względem planów, więc postanowiliśmy zrezygnować z dalszej aklimatyzacji i od razu uderzyć na wschodnią ścianę. Eliza z Marcinem zadeklarowali wsparcie aż do plateau. Resztę dnia spędziliśmy na pakowaniu sprzętu. [...]
ŚCIANA
Zaczyna się ona 60-stopniowym nachyleniem, które u góry, na wysokości ponad 7200 metrów zwiększa się do 80–90 stopni. Niemal codziennie po południu padał śnieg, co w połączeniu z technicznymi trudnościami bardzo nas spowalniało. Któregoś dnia postanowiliśmy nie wspinać się dalej główną ścianą, gdyż okazała się zbyt wymagająca do przejścia w 2 osoby. Skupiliśmy się więc na osiągnięciu najwyższego możliwego punktu na południowo-zachodniej grani. Początkowy plan zakładał, że wspinaczkę zakończymy w około 2 tygodnie i na taki właśnie okres mieliśmy przygotowany prowiant i gaz.
27 marca (w moje urodziny) dotarliśmy na wysokość 7400 metrów, gdzie zadecydowaliśmy, że nie atakujemy szczytu po wyjściu na południowo-zachodnią grań. Wiedzieliśmy, że dalsza droga nie sprawiłaby nam trudności. Wiele wypraw wspinało się nią wcześniej, w tym Francuzi, którzy dokonali pierwszego wejścia na Jannu w 1962 roku. My jednak byliśmy już zmęczeni długim pobytem w ścianie. Siergiej miał pierwsze oznaki odmrożeń na stopach, a wciąż jeszcze nie dotarliśmy do grani. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nasze zejście nie będzie należało do najłatwiejszych, ale okazało się znacznie trudniejsze i dłuższe, niż się spodziewaliśmy. [...]
Biwak w szczelinie; fot. Dmitrij Gołowczenko
Tekst i zdjęcia: Dmitrij Gołowczenko
Tłumaczenie: Weronika Biernacka
***
Jeśli chcecie dowiedzieć się, czy Dmitrij Gołowczenko i Sergiej Niłow zamierzają wrócić pod Jannu, co sprawiło im największe problemy na tegorocznej wyprawie i jak zapowiada się film Elizy Kubarskiej, odwiedźcie XXIV Festiwal Górski im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju. Prelekcja Dmitrija i Elizy Kubarskiej będzie miała miejscę w sobotę, 21 września, o godzinie 13:00 w Kinoteatrze.