Faworyci nie zawiedli w drugiej rundzie Pucharu Świata w boulderingu, rozegranej w miniony weekend w Moskwie. Z rywalizacji zwycięsko wyszli Janja Garnbret i Jernej Kruder, którzy najlepiej odnaleźli się w stosunkowo łatwym, a nawet - zdaniem komentatorów - zbyt łatwym finale.
Janja Garnbret swoje 21 zwycięstwo w karierze w zawodach Pucharu Świata odniosła dzięki kompletowi topów pokonanych fleszem. Fot. EPA
Po kapitalnym widowisku na otwarcie nowego sezonu w szwajcarskim Meiringen, które to przed tygodniem zelektryzowało wszystkich sympatyków boulderingu w jego zawodniczym wymiarze, ostrzyliśmy sobie zęby na kolejną dawkę emocji, tym razem na "moskiewskich salonach". Niestety, na widowisko cień rzucił... routesetting.
Bardzo trudna, ale przy tym niezwykle emocjonująca runda półfinałowa, mająca miejsce w niedzielne południe, wyłoniła skład personalny wieczornych finałów, po którym można było sobie ponownie wiele obiecywać. Adam Ondra jako jedyny uporał się z kompletem półfinałowych przystawek - jego dominacja nad resztą stawki była aż nadto widoczna, biorąc pod uwagę, że żadnemu z jego konkurentów nie udało się pokonać więcej niż dwóch problemów. Akces do najlepszej szóstki dawał - wobec takiego stanu rzeczy - komplet "zon" w dobrych próbach. W szranki rywalizacjci stanęli więc z Czechem: ubiegłoroczny triumfator klasyfikacji generalnej - Jernej Kruder, jego rodak Anze Peharc, faworyt gospodarzy - Vadim Timonov oraz dwójka Japończyków: Yoshiuki Ogata i Rei Kawamata. Dla młodziutkiego (15 lat) Reia był to pierwszy seniorski finał. Przed rokiem w Moskwie święcił triumfy w Mistrzostwach Świata Juniorów, teraz wchodził do finałowej rundy z drugiego miejsca, zaraz za wielkim mistrzem, Adamem Ondrą. Niezły progres...
Dziewczyny w półfinale również nie miały łatwo - tylko dwa topy ze strony świetnie dysponowanych Janji Garnbret i Shauny Coxsey, po jednym od Jessiki Pilz, Fanny Gibert i Lucki Rakovec oraz... trzy zony w sześciu próbach w wykonaniu Futaby Ito - tyle wystarczyło by znaleźć się w finałowej szóstce.
Być może właśnie ze względu na taki "pogrom" w półfinale, routesetterzy pod kierownictwem Katji Vidmar zadecydowali się nieco ułatwić finałowe propozycje. Nie wiemy czy taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce, ale jak spekulują media i co podpowiada logika - całkiem możliwe, że do tego właśnie doszło.
W efekcie czego, dla odmiany oglądaliśmy w finałach prawdziwy "fesitwal fleszy" - zwłaszcza wśród Pań. O ile damska "jedynka" jeszcze się jakoś obroniła (w pierwszej próbie pokonały ją Coxsey, Garnbret i Gibert), o tyle boulder numer dwa nie wniósł do rywalizacji zupełnie nic - wszak wszystkie dziewczyny pewnie i szybko go przebiegły, a można zaryzykować nawet stwierdzenie, że mogłyby na nim robić z powodzeniem trening interwałowy. Nieco bardziej loteryjna "trójka" rozdzieliła prowadzace trio, ustawnawiając Janję Garnbret samotną liderką, która problemat z koordynacyjnym triplem pokonała w swoim stylu, czyli w pierwszej próbie.
Janja Garnbret fleszuje damską "trójkę".
Doświadczona Słowenka prowadzenia nie oddała już do końca, fleszując pewnie również ostatni, czwarty boulder. Tylko dwie próby w całym finale straciły Shauna Coxsey i Fanny Gibert i choć w tej rundzie dało im to drugie miejsce ex aequo, to jednak ze względu na wynik z półfinału, który to bierze się pod uwagę w takich przypadkach, Brytyjce przypadł w udziale drugi, a Francuzce trzeci stopień podium.
Podium u Pań - od lewej: Shauna Coxsey, Janja Garnbret, Fanny Gibert. Fot. IFSC
Nieco mniej obfity w flesze, ale również stosunkowo prosty (w porównaniu do tego, co routesetterzy zaserwowali przed tygodniem w Meiringen) finał męski zakończył się dość niespodziewanie. Cały czas prowadził Adam Ondra, tak jak uprzednio Janja, pewnie zmierzając po drugie w sezonie zwycięstwo. Co jednak stało się na ostatnim, czwartym problemie, tego nie wie nikt - z samym Czechem chyba włącznie. Gdyby to było jakieś "bieganie po paczkach" lub innego rodzaju routesetterska nowinka, to pewnie wówczas nasze zdziwienie przybrałoby mniejsze rozmiary. Tymczasem Adam nie zdołał sforsować boulderu, który kilka minut wcześniej bez zająknięcia się pokonał Jernej Kruder.
Jernej Kruder topem na M4 zapewnił sobie zwycięstwo.
Fiasko na męskiej czwórce kosztowało Czecha zwycięstwo w całych zawodach, na najwyższy stopień podium wskoczył dość niespodziewanie Krudi - ubiegłoroczny triumfator klasyfikacji generalnej. Tym samym Słoweńcy mogli cieszyć się tego wieczoru dwoma złotymi medalami. Drugie miejsce Adama Ondry pozwoliło mu jednak zachować pozycję lidera po dwóch rozegranych dotychczas rundach.
Podium u Panów - od lewej: Adam Ondra, Jernej Kruder, Yoshiyuki Ogata. Fot. IFSC
WYNIKI FINAŁU:
Panie:
Panowie:
Pełne wyniki na stronie IFSC
Poniżej natomiast zapis video z rundy finałowej:
Teraz najlepszych boulerowców czeka tydzień przerwy, później pucharowa "karuzela" przenosi się na Daleki Wschód - już 26-28 kwietnia zawodników przywita dobrze znane Chongqing. My mamy z tą miejscowością szczególnie miłe wspomnienia - to właśnie tam w 2015r. po raz ostatni w finale Pucharu Świata w boulderingu mogliśmy zobaczyć reprezentanta Polski - wówczas ramię w ramię ze światową czołówką walczył Andrzej Mecherzyński-Wiktor. Dziś niestety próżno doszukiwać się w kadrze kogokolwiek, kto byłby w stanie choć zbliżyć się do tego wyniku...
Źródło: IFSC & własne