Konia z rzędem temu, kto przewidziałby, że o wiktorii w Pucharze Świata w boulderingu przesądzi... znajomość techniki wspinania w rysach! Niewielu też pewnie odważyłoby się wysnuć scenariusz, w którym Janja Garnbret do ostatniej chwili drżeć musi o zwycięstwo z powodu niepozornego, technicznego błędu na stopniu, gdzie żadna z jej głównych rywalek już nie spadła. A jednak świadkami takich wydarzeń byliśmy w szwajcarskim Meiringen, gdzie odbyły się zawody inaugurujące boulderowy Puchar Świata. Nie zabrakło emocji i dramatycznych zwrotów akcji, ale przede wszystkim efektownych i estetycznych wspinaczkowych ruchów - czyli coś, za co kochamy ten sport. ;-)
Adam Ondra po raz pierwszy w swojej karierze wygrał w Meiringen - o triumfie Czecha przesądziło jego olbrzymie doświadczenie i świetna znajomość techniki klinowania dłoni w rysie. Tutaj w akcji na finałowej "trójce". Fot. arch. Haslistal Mountain Festival
Rok temu finał zdominowały koordynacyjne i trikowe sekwencje - teraz routeseterzy zafundowali zawodnikom nie mniej koncepcyjną, decydującą rundę, z której zwycięsko mogli wyjsć jedynie ci, którzy prócz kreatywności i obeznania z trendy-setterskimi nowinkami, wykazali się chłodną głową i umiejetnością zastosowania w praktyce czasami nieco bardziej oldschoolowych patentów.
Szybki rzut oka na skład personalny finałów dawał już pewien przedsmak tego, co mieliśmy sobotniego wieczora oglądać: u Panów można by mówić o nieoficjalnych Mistrzostwach Azji w boulderingu, gdyby nie obecność na liście startowej liderującego po półfinale i eliminacjach Adama Ondry. Czech do sezonu pucharowego przygotowywał się m.in. wespół z Japończykami - teraz przyszło mu w finale skrzyżować rękawice z aż 4 przedstawicielami Kraju Kwitnącej Wiśni. W gronie najlepszych znaleźli się bowiem: były Mistrz Świata z Paryża - Tomoa Narasaki, doświadczony Rei Sugimoto, a także nie mniej bogatsi eksperiencją Kokoro Fuji i Tomoaki Takata. Męską stawkę uzupełniał świetnie dysponowany Koreańczyk Jongwon Chon.
Przed tak licznie zgromadzoną publiczością rywalizowali w sobotni wieczór najlepsi. Fot. arch. Haslistal Mountain Festival
U Pań natomiast wielu sympatyków ucieszył powrót do finałowej stawki Shauny Coxsey. Brytyjka przez niemal cały ostatni rok zmagała się z kontuzjami, tym bardziej więc dobrze było ją widzieć znów w gronie najlepszych i - jak miało się okazać - w całkiem niezłej formie. Po rundzie półfinałowej liderowały natomiast Janja Garnbret do spółki z weteranką Akiyo Noguchi. Stawkę uzupełniły: faworytka gospodarzy i była Mistrzyni Świata z Paryża, Petra Klingler, Francuzka Fanny Gibert oraz - i to chyba największe zaskoczenie - Oceania Mackenzie.
Oceania Mackenzie swój debiut w seniorskim finale Pucharu Świata może zaliczyć do udanych. Tutaj Australijka topuje na "dwójce". Fot. arch. Haslistal Mountain Festival
16-letnia Australijka jeszcze do niedawna rywalizowała z naszą Mają Rudką w kategoriach młodzieżowych, teraz czekał ją debiut w seniorskim finale. Jeśli dobrze sięgamy pamięcią, był to pierwszy występ przedstawiciela Australii w decydującej rundzie Pucharu Świata - tym bardziej więc młodej zawodniczce należały się gratulacje za sam fakt awansu do finału.
A sam finał, cóż - doprawdy palce lizać! Widowisko trwało ponad trzy godziny, bowiem - tak jak przed rokiem - zadecydowano się rozegrać najpierw finały Panów, a następnie po nich swą decydującą rundę miały Panie. Pozwoliło to publiczności uniknąć konieczności zachowania podzielności uwagi i zarazem wydłużyło cały spektakl.
Miał on wiele spektakularnych momentów, ale bez wątpienia na miano największego highlightera zasługuje to, co zrobił Adam Ondra na finałowej, męskiej "czwórce". Pokaźna ilość przykręconych nań struktur tworzyła na samym jej środku wyraźną rysę. Tylko Jongwon Chon zdołał ominąć owo miejsce, nie stosując techniki, która dla stałych bywalców Doliny Yosemite jest chlebem powszednim, mianowicie: klinowania dłoni. Cóż jednak z tego, że Koreańczyk uniknął konfrontacji z tym routesetterskim psikusem, skoro niefortunnie dla siebie spadł raptem ruch dalej. Jak jeden mąż polegli w rysie Japończycy, najwyraźniej nigdy nie mając do czynienia wcześniej z tego typu formacją. Na scenie pozostał już tylko Adam i wielki Mistrz dał - w swoim stylu - prawdziwy popis. Spójrzcie no tylko, jak po profesorsku rozprawił się z rzeczonym problematem, pieczętując zarazem zwycięstwo:
Czech pokazał tym samym, że znajduje się w świetnej formie, a doświadczenie wyniesione z setek, a pewnie i tysięcy godzin spędzonych w skałach, potrafi zaprocentować czasem nawet znacznie lepiej niż ćwiczenie najbardziej wymyślnych trikowych sekwencji na panelu. Od eliminacji, przez półfinał, a na finale skończywszy topował każdy jeden boulder, będąc klasą sam dla siebie.
"Widzicie, tak się to robi!" - jakby zdawał się mówić Adam Ondra ;-) Fot. arch. IFSC
"To było dla mnie niesamowicie pozytywne doświadczenie. Wygrana w Pucharze Świata, zwłaszcza tutaj, w Meiringen, gdzie nigdy dotąd nie startowałem i gdzie publiczność jest naprawdę świetna, to coś kapitalnego." - przyznał w wywiadzie udzielonym tuż po zwycięstwie Adam.
"Trochę żal mi chłopaków, ze względu na rysę. Oczywiście, gdy tylko zobaczyłem ten boulder podczas obserwacji, bardzo się podekscytowałem - wiedziałem, że trzeba będzie użyć klinowania dłoni, co jest dość prostą techniką, to naprawdę nic skomplikowanego - wystarczy tylko w zasadzie spróbować. A chłopaki nigdy wcześniej tego nie robiły, tym bardziej ciężko jest pierwszy raz się za to zabrać w finale Pucharu Świata." - tak z kolei Czech skomentował dość kuriozalną sytuację, która miała miejsce na ostatnim problemie.
Drugie miejsce przypadło - podobnie jak przed rokiem - Narasakiemu, który aż do samego końca szedł z Ondrą "łeb w łeb". Dotarszły jednak do owej nieszczęsnej rysy, Japończyk całkowicie stracił rezon i zarazem szansę na zwycięstwo. Podium uzupełnił Rei Sugimoto, topując 2 z 4 finałowych problemów.
Podium Panów - od lewej: Tomoa Narasaki, Adam Ondra, Rei Sugimoto. Fot. arch. Haslistal Mountain Festival
Emocje po finałowym występie Panów nie zdążyły jeszcze do końca opaść, a już mogliśmy oglądać w akcji najlepsze Panie. Tym razem zwycięstwo nie przyszło Janji Garnbret tak łatwo jak zwykle. Słowenka trzykrotnie spadła ze śliskiego stopnia na otwierającym zmagania boulderze (który pewnie pokonały Shauna Coxsey i Akiyo Noguchi, nie znajdując w owym miejscu większych trudności) i stanęła - w obliczu topów ze strony wyżej wymienionych - pod presją.
Któż jednak jak nie ona potrafi radzić sobie z takim obrotem spraw. Janja bardzo szybko "otrząsnęła się" z tego, co miało miejsce na "jedynce" i pewnie sfleszowała kolejne dwa bouldery. Na czwarty i ostatni wychodziła już we właściwych i dobrze znanych dla siebie okolicznościach: jeśli zrobi - wygra. Tam, gdzie Shauna i inne dziewczyny nie mogły nawet odpalić, Janja pokazała dlaczego to właśnie ona dzierży obecnie dumnie tytuł Mistrzyni Świata:
Na placu boju pozostała już tylko startująca jako ostatnia Akiyo Noguchi i choć Japonka szans na zwycięstwo już nie miała (nie dałby go jej nawet flesz), to jednak z klasą zatopowała, wskakując tym samym na drugi stopień podium. Trzecie miejsce przypadło w udziale Shaunie Coxsey, która - trzeba to przynzać - na pierwszym i trzecim boulderze wyglądała bardzo pewnie. Ciekawe, czy Brytyjka czuje się już optymalnie jeśli chodzi o sportową formę - wszak był to dla niej premierowy występ po długiej przerwie, spowodowanej, tak jak już to zostało wcześniej wspomniane, pasmem ubiegłorocznych kontuzji. Z pewnością jej dalsza rywalizacja z Janją i Akiyo w kolejnych rundach Pucharu Świata zapowiada się niezwykle pasjonująco.
Podium Pań - od lewej: Akiyo Noguchi, Janja Garnbret, Shauna Coxsey. Fot. arch. Haslistal Mountain Festival
MEIRINGEN 2019 - WYNIKI:
Panowie:
Panie:
Pełne wyniki na stronie IFSC
A tutaj obejrzycie powtórkę z finałów - kto nie widział, niech chociaż przewinie na wspomiane w naszej relacji momenty! ;-)
Co czeka dalej boulderową czołówkę? Już za tydzień kolejna runda pucharowych zmagań - tym razem z małego, szwajcarskiego Meiringen przeniesiemy się do "carskiej stolicy" - Moskwy. Wówczas swoją rywalizację rozpoczną również czasówkowicze. Końcem kwietnia natomiast doroczne "azjatyckie tournee" zapoczątkują zawody rozgrywane w chińskim Chongqing.
Źródło: IFSC & własne