Pod koniec sierpnia na Piku Pobiedy (7439 m n.p.m.) doszło do tragedii - zginęło trzech alpinistów kazachskich.
Pik Pobiedy (7439 m n.p.m.); fot. alexclimb.com
W sierpniu 2019 roku trzech alpinistów kazachskich rozpoczęła swą wyprawę na jeden z najpoważniejszych siedmiotysięczników – najwyższy szczyt gór Tien-Szan, leżący na granicy kirgisko–chińskiej Pik Pobiedy, o wysokości 7439 m n.p.m. W składzie wyprawy kazachskiej znaleźli się między innymi: Aleksandr Czeczulin, Murat Otepbajew i Andriej Korniejew – wspinacze z dużym, ponad dziesięcioletnim doświadczeniem górskim, w tym także na szczytach siedmiotysięcznych. Przed samą wyprawą na Pik Pobiedy Czeczulin i Korniejew weszli na Pik Lenina, natomiast Otepbajew wrócił z Chan Tengri.
Wspinacze planowali dokonać trawersu Piku Pobiedy ze wschodu na zachód (przejście takie stanowi poważne przedsięwzięcie wspinaczkowe – to droga o trudnościach 6A w rosyjskiej skali trudności dróg górskich). Czwartego sierpnia trójka wyszła na trawers wierzchołka z Dzikiej Przełęczy [ros.: перевал Дикий]. Niestety, ogromne ilości śniegu i brak widoczności wyraźnie utrudniły dalszą wspinaczkę. Pomimo tych trudnych warunków całej trójce udało się wejść na wierzchołek, przy czym nastąpiło to dopiero piętnastego sierpnia. Jednak, z uwagi na takie warunki alpiniści zmuszeni byli spędzić siedem dni na wysokości powyżej siedmiu tysięcy metrów. Po pewnym czasie skończył się gaz i prowiant.
Pik Pobiedy z linią wejścia i zaznaczonymi szczegółami. Oprac. 4sport.ua
Piętnastego sierpnia - czyli w dniu, w którym zespół wszedł na wierzchołek, przekazał on również wiadomość, iż zachorował Czeczulin i dlatego wspinacze zdecydowali jak najszybciej zjeżdżać, a właściwie schodzić Drogą Abałakowa. Niestety, w trakcie zejścia na zespół spadła lawina. Wspinacze przeżyli, jednak stracili część sprzętu przymocowanego do plecaków, w tym stelaże od namiotu. Szesnastego sierpnia z bazą połączyli się ostatni raz. Jednak więcej nawet – dokonali tego już tylko we dwójkę. Przekazali bowiem wiadomość, że Aleksandra Czeczulina nie ma już wśród żywych… Jego ciało pozostało na wysokości 6900 m, zaś Andriej i Murat kontynuowali powrót.
Aleksandr Czeczulin; fot. 4sport.ua
Następne informacje są dopiero z osiemnastego dnia sierpnia. To musiały być straszne chwile… Tego dnia, gdy tylko poprawiła się pogoda, śmigłowiec obleciał cały wierzchołek Piku Pobiedy. Jednak nie udało się odnaleźć jakiegokolwiek śladu po wspinaczach.
Następnego dnia, tj. 19 sierpnia, na lodowiec Inylczek przylecieli przedstawiciele Ministerstwa ds. Zagrożeń Kazachstanu wraz z grupą ratowników, zaś dzień później wojsko wraz z alpinistami i kolejnymi ratownikami. Wyposażeni w kamerę termowizyjną, przeczesali oni cały teren w obszarze domniemanej lokalizacji poszukiwanych, w przedziale wysokości od 5200 do 6400 m n.p.m. 21 sierpnia pogoda pogorszyła się na tyle, że niemożliwy stał się zaplanowany ponowny wylot śmigłowca. Czyli – najczarniejszy scenariusz stał się przerażająco jasny…
Andrej Korniejew i Murat Otepbajew; fot. 4sport.ua
Tragedia ta stała się jedną z najgorszych, do jakich doszło na Piku Pobiedy od kilku dekad.
Cześć ich pamięci!
Piotr Michalski