baner
 
 
 
 
baner
 
2004-06-07
 

Ola Taistra

Co do stawiania mnie obok największych sław wspinaczkowych areny światowej - to naprawdę zbyt wiele!


POWER PLAY - PIERWSZE KOBIECE VI.7

Piotr Drożdż: Pozwól, że na początek złożę Ci gratulacje pierwszego "kobiecego VI.7". Zacznijmy od nieco "wyświechtanego" pytania, ale trudno go nie zadać. Co czuje pierwsza polska pogromczymi drogi w tym stopniu? Ulgę, dumę, zwiększoną motywację do dalszej pracy, a może wszystko po trosze?

Ola Taistra: Dziękuję bardzo! Ulgi nie odczuwam - w tym sezonie to stało się tak szybko, że nie zdążyłam się drogą zmęczyć. Dumę? Wolę raczej powiedzieć, że jestem z siebie bardzo zadowolona. To nie tylko mój sukces, ale także Sebastiana Wutke, którego wkład w poprowadzenie  przeze mnie Power Playa był bardzo duży! Cieszę się, że cała praca nad drogą nie poszła na marne. Natomiast motywacja jest wciąż tak samo mocna jak wcześniej.

Sama, w wywiadzie dla www.wspinanie.pl, podważasz sens przeliczania tego na skalę francuską, a zarazem wpisywania cię do światowego "rankingu" kobiet, które pokonały najtrudniejsze drogi (a wedle przyjętych przeliczeń załapałabyś się na czwarte miejsce). Motywujesz to "brakiem łączności polskiego wspinania, a zarazem polskiej skali, z zachodnim". Oczywiście, są to sensowne argumenty, ale pozwól, że pobawię się w "adwokata diabła" i spróbuję znaleźć kontrargumenty. Po pierwsze, w przypadku przejścia Iwony [Gronkiewicz-Marcisz, która jako pierwsza Polka zrobiła drogę VI.6+ w 1997 roku] takie porównania były robione. Po drugie, pokonałaś pewną linię, która ma takie, a nie inne trudności (sama mówisz, że wyższe niż 8b+, którą próbowałaś); linię, która ma swoje miejsce w historii polskiej wspinaczki skałkowej i której sztuczność nie jest o wiele większa niż większość polskich ekstrem... 

Moje zdanie na ten temat jest niezmienne. Nie jestem osobą kompetentną do tego, aby oceniać, czy 8c to polskie VI.7, ponieważ nigdy nie wspinałam się po tak trudnej drodze za granicą kraju. Mogę jedynie stwierdzić, że drogi 8b i 8b+ w Grotti, które próbowałam wydawały mi się łatwiejsze od Power Playa. Jeżeli uda mi się kiedyś poprowadzić drogę 8c, to na pewno jasno przedstawię swoją opinię. Tymczasem o zdanie w tej kwestii należy zapytać najlepszego polskiego "westmana", Adama Pustelnika.
Co do stawiania mnie obok największych sław wspinaczkowych areny światowej - to naprawdę zbyt wiele!
W wywiadzie dla wspinania wypowiedziałam się także na temat sztuczności dróg, ograniczników, które narzucają nam pewien reżim wspinaczkowy. Nakazują przestrzegać założeń autora, a co za tym idzie prowadzenia dróg zgodnie z przyjętą wyceną. Tak naprawdę, gdyby  ograniczniki nie istniały, nie istniałaby większość trudnych dróg w Polsce. Przykładów można podać wiele: Tysiąc Kotletów VI.8 Tomka Oleksego, Prowokacja VI.7 Mateusza Kilarskiego, Rozgrzeszenie VI.6+ Andrzeja Marcisza, Ekspozytura Szatana VI.6+ Piotra Korczaka czy też Super Akcje VI.6 Marcina Bartochy.
Niestety, nie mamy tyle skałek, co Francuzi czy Hiszpanie, tak więc "wciskamy" maksymalną liczbę dróg na kawałeczku ścianki - i efekt tego jest taki, jaki jest. Rozumiem, że komuś to się może nie podobać, więc robi wtedy to, co mu odpowiada!

Kiedy po raz pierwszy spróbowałaś przejścia i czy od pierwszej przymiarki do drogi poczułaś, że - jak na ten stopień - nie jest to dla ciebie taki "kosmos", że ta droga ci leży?

Po raz pierwszy przystawiłam się do drogi w maju 2003 roku. Same trudności Power Playa (czyli końcowy bulder) były dla mnie maksymalnym kosmosem! Małe chwyty, straszny parametr - kompletnie nie pode mnie. A na samą myśl, że ten właśnie bulder trzeba pokonać po przewspinanych dwudziestu metrach Ogranicznika. Uff! To było dla mnie coś niesamowitego, ale nie niewykonalnego! Jak to mówią: chcieć to móc! Z wyjazdu na wyjazd widać było progres na drodze. To cieszyło i jeszcze bardziej motywowało! Pod koniec maja robiłam drogę na wędkę.

Jesteś w stanie podać, choćby w przybliżeniu, liczbę dni i prób, które - oczywiście łącznie z poprzednim sezonem - poświęciłaś przejściu tej drogi? 

Nie jestem w stanie podać konkretnej liczby, mogę tylko powiedzieć, że Power Playowi poświęciłam cały poprzedni sezon. W czerwcu 2003 roku rozpoczęłam próby prowadzenia drogi, lecz pomimo tego, iż  robiłam ją na wędkę, nie byłam w stanie poprowadzić jej z dołem! Lipiec-sierpień był okresem strasznie ciepłym i dusznym, kompletnie niesprzyjającym wspinaniu (zdarzało się, że najlepsze próby prowadzenia miałam w godzinach 20-21). We wrześniu, kiedy warunki były zdecydowanie lepsze, byłam już strasznie zmęczona - fizycznie i psychicznie.
Odpoczęłam od drogi dobre siedem miesięcy! Myślę, że dobrze mi to zrobiło. W tym sezonie wystarczyły cztery wizyty na Pochylcu w celu przypomnienia sobie przechwytów i dwie próby z dołem, aby drogę "wciągnąć".

Czy twoje patenty w kluczowych miejscach różniły się od używanych przez autorów wcześniejszych powtórzeń?

Moje patenty w kluczowym miejscu nie mogły się różnić od tych, jakie stosowali inni, chociażby dlatego, że bulder jest bardzo ewidentny (oczywiście z uwzględnieniem ogranicznika), fizycznie nie ma żadnych dodatkowych chwytów pomocniczych, więc kolejne ruchy po prostu narzucają się każdemu w taki sam sposób. Jedna różnica była w stopniach - na dużą niekorzyść dla mnie. Wyżsi ode mnie panowie, robiąc pierwsze trudne ruchy bulderu, stali wygodnie w dużych stopniach, kiedy ja musiałam "uciekać" nogami w bardzo kiepskie stopieńki i tym samym przykładać więcej siły do utrzymania chwytów.

Długa droga, która ma trudną końcówkę, jest zawsze wymagająca psychicznie. W dodatku na pewno znałaś historię prób pomysłodawcy linii, Andrzeja Marcisza, który - bez wątpienia będąc w stanie ją poprowadzić - wielokrotnie spadał z ostatniego strzału i w końcu nigdy nie zrobił jej z dołem. Przypuszczam, że walka z Power Playem też kosztowała cię sporo wysiłku psychicznego...


Zgadza się! Psycha na Power Playu odgrywa dużą rolę! Jeśli za każdą próbą spadasz z ostatnich (ale najtrudniejszych) przechwytów, to w pewnym momencie brakuje ci motywacji, aby po raz kolejny przechodzić dwudziestometrowy odcinek Ogranicznika, upychać zmęczone palce w małe, sprawiające ból chwyty i znowu bardzo sprężać się na górnych trudnościach!
Ostatni ruch na bulderze to strzał z kiepskiej dziurki do rysy. Żeby go wykonać po ciągu, trzeba być bardzo zdeterminowanym, a w moim przypadku i dzielnym - bo "grucha" po odpadnięciu jest spora. Po sezonie 2003 byłam bardzo zmęczona! Kompletnie wypruta psychicznie! Tym bardziej, że już wtedy byłam w stanie zrobić drogę, ale niestety mi się nie powiodło. W tym roku wróciłam na Powera, będąc dużo silniejsza psychicznie.

Przejście Ekspozytury przez Iwonę poprzedziło wspinanie po kolejnych szczeblach pochylcowej drabinki - najpierw był Shock, później Ogranicznik. Ty wskoczyłaś od razu - no może prawie od razu, bo wcześniej był Ogranicznik - na najwyższy szczebelek... To, a dodatkowo fakt, że skok, jaki zrobiłaś - z VI.6 na VI.7 - był tak duży, było chyba dodatkowymi obciążeniem, z którym musiałaś walczyć.

Przyznam, że nie zrobiłam  wcześniej żadnego VI.6+. Ale tak samo było w przypadku mojego pierwszego VI.6, przed którym nie zrobiłam żadnego VI.5+! Przystawiam się do dróg, które mi się podobają, oczywiście  rozsądnie oceniając swoje możliwości.
Po zrobieniu Krucjaty VI.6 (3 lata temu) przystawiłam się do Pijanych Trójkątów VI.7 i pociągnęłam je na wędkę! Niestety, przez głupotę strasznie się pokasowałam i nie dane mi już było sprawdzić się na tej drodze. Krótko mówiąc, przystawienie się do Powera nie było dla mnie żadnym dodatkowym obciążeniem.

Czy w zimie, podczas treningów na panelu, robiłaś jakieś sekwencje "pod Power Playa", trenowałaś typowo pod kątem zrobienia tej drogi?

Nie. W zimie nie robiłam nic pod kątem Power Playa, trenowałam raczej pod kątem wyjazdów na west.

W drukowanym "Brytanie" z grudnia 1995 roku napisano o Power Playu: "[droga] jest po prostu zajebiście trudna i to jest jedyne dobre wytłumaczenie dla racji [jej] istnienia" oraz że jest "nieładna w swej konceptualistycznej formie". Zgodzisz się z tymi stwierdzeniami? Poza tym jak oceniasz urodę "ruchową" drogi, jako ciągu przechwytów, abstrahując od jej - jak to ujął Darek Król - "konceptualistycznej formy"?


Tak i nie. Droga rzeczywiście jest bardzo trudna i właściwie ten argument broni jej istnienia. Gdyby była linią o trudnościach VI.2 z takim ogranicznikiem, to nikt by jej poważnie nie traktował. Natomiast gdyby mi nie odpowiadała wymyślona forma przez autora Power Playa, to nie wspinałabym sie po niej i nie chciałabym jej zrobić!
Power Play to droga bardzo wymagająca. Oferuje wspinaczkę w króciutkim okapiku, pionie i małym przewieszeniu. Długie ruchy po małych chwytach sprawiają, iż czujesz się, jakbyś wspinał się na westowej skałce, a nie po polskim wyślizganym wapieniu. Najładniejszym odcinkiem drogi jest bez wątpienia końcowy bulder, który wymaga precyzji ruchu i pełnego skupienia, a także bardzo odważnego strzału z "czegoś", co na początku wydaje sie niemożliwe do przytrzymania.
Osobiście uważam, że pomysł Andrzeja Marcisza na wyznaczenie takiej linii był dziwny, w każdym razie na pewno kontrowersyjny, ale dzięki niemu mamy bardzo ładną drogę wspinaczkową.

Pamiętam, jak Lynn Hill wspominała, że kiedyś, w połowie lat osiemdziesiątych, Jibé Tribout powiedział jej, że żadna kobieta nigdy nie przejdzie oesem drogi 7c. Lynn potraktowała to wtedy, jak rzucenie rękawicy w jej kierunku (już wkrótce robiła takie drogi, a po latach, na oczach Tribouta, zrobiła onsajtem 8a+). Ciekaw jestem, czy ty również pamiętasz jakieś komentarze męskiej braci wspinaczkowej, które w jakiś sposób wzmagały twoją determinację?

Oczywiście, że tak! Komentarze były i bedą zarówno przed  prowadzeniem, jak i po poprowadzeniu dróg. Od zawsze słyszałam: Co?! Masz zamiar przystawiać sie do tej drogi? TY?!!! Nie ukrywam, że niektóre z męskich docinek działały na mnie bardzo sprężająco, niektóre natomiast były bardzo przykre! Na przykład tuż po zrobieniu 7c+ w Sperlondze doszedł do mnie złośliwy komentarz jednego z łódzkich kolegów: "Taistra to zrobiła?! Niemożliwe!"
Inne teksty typu "jakim prawem przystawia się do VI.7, jeżeli zrobiła tylko dwie VI.6?!" towarzyszyły mi w trakcie pracy nad Power Playem. Już po samym artykule, który ktoś umieścił na 8a.nu. - "...wygląda, jakby 7a nie potrafiła zrobić, a robi 8c..." - można stwierdzić, że panowie bywają czasem bardzo złośliwi i nietaktowni, a co najgorsze nie wierzą w możliwości wspinaczkowe płci przeciwnej. Na szczęście w ogóle nie przejmuję się tego typu komentarzami.

Jeszcze raz nawiążę do wspomnień Lynn Hill. Amerykanka pisze w swojej książce, że w dniu, w którym poprowadziła swoją najtrudniejszą drogę, Masse Critique 8b+, obudziła się z przeczuciem, przeświadczeniem, że to jest TA CHWILA. Ciekaw jestem, czy miałaś coś takiego, czy też - jak równie często bywa - sukces przyszedł trochę znienacka?

Oj! Poprowadzenie drogi właśnie w tamtym dniu, było dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem. Wciąż miałam w głowie obrazek z zeszłego sezonu - że odpadam i odpadam. A tu nagle złapałam topową klamę i nie mogłam uwierzyć, że jest już po wszystkim! Tego dnia nie czułam sie najlepiej. Byłam tuż po porannych, wyczerpujących zajęciach sprawnościowych na AWF, a także miałam za sobą ciężki okres zaliczeniowy na uczelni. Pamiętam, że ledwo co doczołgałam się pod Pochyłego. Wszystko mnie bolało, byłam niewyspana i nie miałam zbytnio ochoty na wspinanie.
Po rozgrzewce poszłam na drogę treningowo, na zupełnym luzie, bardzo niedbale, w dziurawych five-tenach. Spadłam ruch przed topem! W drugiej próbie droga "puściła"!

Nie ukrywasz, że twoje przejście Shocka [Shock The Monkey], które miało miejsce już po poprowadzeniu Powera, oznacza, że planujesz dalsze prace nad drogami "Pochyłego"...

Zgadza się! Teraz zabrałam sie za Ekspozyturę Szatana i nie ukrywam, że droga sąsiednia, Kiełbasa, też bardzo kusi! Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Jako że mówimy o osiągnięciu, które jest kolejnym krokiem w rozwoju wspinania kobiecego, to przychodzą mi na myśl najsłynniejsze postacie skalnej wspinaczki kobiecej. Wspominaliśmy Lynn Hill, nie może zabraknąć Josune Bereziartu. Baskijka mówiła kiedyś w wywiadzie, że "ósemki ce", które robiła, lubią zyskiwać na popularności po jej przejściach. Jak sama powiedziała, nie chodzi nawet o to, że wspinający się mężczyźni nie wierzą, że one tyle mają, ale o to, że gdy robi je kobieta, następuje przełamanie pewnej bariery, dodaje to wiary, że można. Czy myślisz, że tak może być też z Power Playem?

Myślę, że po moim przejściu Power Play nie zyska na popularności. Za to mam nadzieję, że moje prowadzenie zmotywuje kobitki, które dysponują ogromną mocą (znam takich kilka), do podnoszenia poziomu wspinaczkowego. Wtedy nie tylko będzie się mówiło, że polscy faceci to strongmeni, ale że i Polki to silne babki!

Nawiążmy jeszcze do innej wypowiedzi Josune. Mówiąc o przejściu "pierwszego kobiecego 9a", Bain de Sang, Baskijka wspominała, że robiąc drogę w tym stopniu, chciała, aby było to coś z potwierdzoną wyceną, z powtórzeniami. To samo można powiedzieć o Power Playu, który jest potwierdzoną VI.7-ką. Czy ty też myślałaś tymi katergoriami?

Zaczynając całą przygodę z Powerem, wiedziałam, że jest bardzo trudną drogą. Wystarczyło spojrzeć na nazwiska ludzi, którzy się z nią uporali. Automatycznie jej wycena nie podlegała dyskusji. Jednakże wybrałam dlatego, że odpowiadał mi charakter tej drogi, poza tym było to ogromne wyzwanie. Nie "wpakowałabym" sie w drogę o niepewnej wycenie, chociażby dlatego, że chciałabym, aby moje przejście było wartościowe, a nie naciągane!

Pamiętam, jak spotkaliśmy się dobre kilka lat temu w Céüse. Mówiłaś wtedy o tym, że osiągnięcia Iwony [Gronkiewicz-Marcisz] są dla ciebie inspiracją. Czy to było tak, że przez te lata tkwiła gdzieś w tobie ta "pochylcowa inspiracja"?

Cztery lata temu, robiąc drogi VI.4, patrzyłam z ogromnym podziwem na zdjęcia Iwony Gronkiewicz-Marcisz z przejścia Ekspozytury Szatana, które znalazły się w GÓRACH. Było to dla mnie coś niesamowitego! Miałam blade pojęcie o magicznych i trudnych dla mnie drogach VI.5 i nie mogłam sobie wyobrazić, co w takim razie musi się dziać na drodze VI.6+. Iwona jest dla mnie kimś takim, jak Piotr Korczak czy Adrzej Marcisz. To są ludzie, których bardzo szanuję za to, co zrobili. Iwona pokonywała istniejące bariery wspinaczkowe i ciągnęła do przodu kobiece wspinanie w Polsce, podnosząc ciągle poprzeczkę. Bardzo "odjechała" swoim konkurentkom. Przejście Ekspozytury przez Iwonę było po części inspiracją i dla mnie.

Czy wciąż masz jakiś wspinaczkowych idoli?

Oczywiście! Teraz inspiruje mnie jedna pani z Hiszpanii.

Przejdźmy do tematu treningu. Jak wskazują tegoroczne wyniki, "zimy nie zmarnowałaś", sama zresztą mówisz, że pod względem podejścia do treningu był to wyjątkowy sezon. Nieocenioną pomocą w tym względzie był Sebastain Wutke ze swoją ogromną wiedzą na temat treningu. Powiedz, jakie elementy Sebastian wprowadził do twojego treningu?

Zgadza się. Od tego roku zaczęłam trenować z Sebastianem Wutke. Ustawił dla mnie cykl treningowy, trwający od listopada do połowy lutego. Wprowadził do mojego wspinania dużo nowych rzeczy, których wcześniej nie robiłam. Podstawą tego wszystkiego było dobre rozegranie metodyczne, czego wcześniej w ogóle nie przestrzegałam, jak i dni restowe, których nie brakowało. Wcześniej robiłam wszystko na raz, tym samym nie robiłam nic pożądnie. Po miesięcznym reście październikowym, wystartowaliśmy z ogólnorozwojówką (bardzo dużo gimnastyki itp.). Kolejne dwa i pół miesiąca spędziłam głównie na Koronie, ładując pięć lub nawet sześć razy w tygodniu. Był to głównie trening siłowy z żelazem oraz wytrzymałości siłowej. Po raz pierwszy w ciągu swojej kariery wspianczkowej dotknęłam campusa, ciężarów i drążka. Zaczęłam się porządnie rozgrzewać i rozciągać po wspinaniu. Do tego wszystkiego bardzo wzmocniły mnie zajęcia na AWF Kraków. Ogólnie trening był bardzo urozmaicony. Jestem pewna, że bez pomocy Sebastiana, nie byłoby teraz takich efektów.

Sebastian zawsze słynął z bardzo metodycznego podejścia do trenowania, które oznacza dokładnie rozpisane i zaplanowane treningi, liczenie, mierzenie, słowem - sporą dyscyplinę. Ma to oczywiście swoje bardzo dobre strony i zazwyczaj przynosi wymierne efekty, ale ma też inną stronę - wielu wspinaczom, którzy wspinanie kojarzą z wolnością, nie podoba się takie "zniewolenie treningowe", jakiemu trzeba się wtedy poddać. Jak znosiłaś to psychicznie?

Zniewolenie treningowe? Rety, jak to strasznie brzmi! Studiując na AWF-ie, mam do czynienia ze sportowcami najwyższej klasy. Ludźmi, którzy nie rozumieją, jak w sporcie można robić coś wbrew metodyce! "Wolność wspinaczkowa"? OK! Rozumiem! Ale wtedy musisz się zastanowić, czy zależy ci na tym, by zrobić coś naprawdę trudnego, czy też bujać się i wspinać po wszystkim? Jeżeli to drugie - to stosuj "wolność wspinaczkową", ale jeżeli jedziesz w konkretny rejon, na drogi o konkretnym charakterze, to czy ustawienie sobie konkretnego cyklu treningowego nie jest dla ciebie dużym ułatwieniem, na którego efekty nie będziesz musiał długo czekać? Fajnie jest przyjeżdżać w dany rejon z konkretną formą i trzaskać drogę za drogą. Natomiast bzdurą jest ładowanie całę zimę po oblakach i ściskach, a następnie wspinanie się po Cimach na Podzamczu.
Wydaje mi się, że jest niewielu ludzi, którzy robią naprawdę trudne drogi czy wygrywają zawody i stosują wolność wspinaczkową". Oczywiście nie popadajmy w skrajność! To nie tak, że wszystko w moim wspinaniu stoi na baczność. Ha! Ha! Sebastian, choć słynie z reżimowego podejścia do wspinania, jest człowiekiem bardzo ugodowym i czasem daje mi fory (śmiech).
Owszem momentami byłam zmęczona zegarkiem, wtedy najzwyklej w świecie go odkładałam! Nie traktuję wspinania i treningu tak śmiertelnie poważnie, jak to pewno brzmi! Jest to dla mnie świetna zabawa, momentami ciężka praca, ale w końcu kocham to robić!

Na wymierne efekty nie trzeba było długo czekać. Symptomy skoku formy pojawiły się już podczas wczesnowiosennych wyjazdów. Czy czujesz progres również na zawodach?

Na rzecz skał odpuściłam trochę zawody wspinaczkowe. Aby reprezentować wysoki poziom zawodniczy, trzeba dużo startować na różnego rodzaju imprezach, pod które tak, jak pod wspinanie w skałkach, trzeba się przygotować! W moim przypadku jedno i drugie kompletnie nie szło w parze, więc skupiłam się na zrobieniu wyniku w skałach. Jak już mam się za coś brać, to porządnie. Nie ukrywam, że tak naprawdę wyniki w zawodach na wysokim poziomie mogą osiągnąć nieliczni wspinacze sportowi w naszym kraju! Tomek Oleksy, Kinga Ociepka czy też Edyta Ropek to są  prawdziwi zawodnicy, ludzie, którzy w swoich dziedzinach mogą osiągnąć sukces. Niech każdy robi to, co mu wychodzi najlepiej.

Jaki charakter miały trudne drogi westowe, które pokonałaś lub do których przystawiałaś się tej wiosny?

Tej wiosny odwiedziłam włoski rejon Grotti. Cattivi di Natura 8a+, którą udało mi się zrobić i inne drogi o wyższym stopniu trudności, do których się przystawiałam miały charakter siłowo-wytrzymałościowy. Było to wspinanie po drogach dwudziestometrowych, w lekkim i dochodzącym do czterdziestu pięciu stopni przewieszeniu, po bardzo małych, palczastych chwytach.


Już na początku 2003 roku pokonałaś, jako trzecia Polka, 7c+ OS. Czy myślisz o realizowaniu ambicji także na tym polu w najbliższym czasie, czy też na razie masz zamiar skoncentrować się na stylu RP?

W tym sezonie nastawiłam sie głównie na prowadzenie dróg RP, choć może przytrafi mi się jakaś przygoda onsajtowa.

Jak sama mówisz, plany na wakacje masz pochylcowo-westowe. Na część "westową" potrzebne są oczywiście fundusze, które chyba trudno jest zdobyć studentce drugiego roku. Czy ktoś pomaga ci realizować cele w rejonach zachodniej Europy?

Na razie jestem na etapie szukania firmy, która mogłaby mi pomóc w tej materii. Są na to pewne szanse, więc jestem dobrej myśli. Póki co bazuję głównie na pomocy rodziców.

Zatem serdecznie życzymy, żeby jak naszybciej znalazł się ktoś, kto pomoże w realizaji celów, no i oczywiście - przede wszystkim - ich osiągnięcia.

Dziekuję bardzo.

Olę przepytał i zredagował: Piotr Drożdż

"Góry", nr 6 (121), czerwiec 2004

(kb)

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com