20 lutego Krzysztof Banasik i Jakub Radziejowski przeszli Superparanoję na Kazalnicy.
Całość zajęła im 14,5 godz. do szczytu. Poza ścianką na Długoszu (A0) cała reszta padła w stylu OS. Jest to trzecie powtórzenie tej drogi i jednocześnie najszybsze z dotychczasowych, a dopiero drugie zimowo klasyczne właściwej linii (czyli poza ścianką z Długosza).
Krzysiek i Kuba, poza niuansami z grubsza potwierdzają trudności większości wyciągów z pierwszego przejścia zimowo klasycznego Marcina Księżaka i Jaśka Kuczery (M7+ czyli tatrzańskie 8-).
źródło: UKA
Droga została wytyczona 15.03-18.03 1982 przez zespół Mirosław Dąsal - Michał Momatiuk.
Pierwszy wyciąg przebyty został jeszcze w sezonie 77/78. „Moma” ocenił go jako bardzo trudny, czyli czwórkowy. Dalej ciągnęła się wyraźna linia potencjalnego przejścia. Wtedy zapadła decyzja, że trzeba będzie uderzyć. Trochę to potrwało, zanim „Moma” ponownie wszedł w charakterystyczny ciąg płytkich zaciątek. 13 marca 1982 roku razem z „Falco” Dąsalem stanęli pod Ostrogą. Prowadził „Moma”. Wspinanie było trudne, wymagało podhaczania, obycia w trudnym mikście, częstych wyjść z ławeczek w klasykę. Po dwóch wyciągach wspinacze doszli do dużej półki i zaatakowali trudno wyglądający teren powyżej. Niestety, pogoda zaczęła się pogarszać, a ponieważ dzień chylił się ku końcowi, zapadła decyzja o zjeździe i zostawieniu poręczy.
15 marca uderzyli ponownie. Tym razem prowadził „Falco”, który pokonał dwa kolejne wyciągi. Dalej koncepcja zakładała atak wprost do Półki z Krzakiem. „Falco” ruszył wąską rysą biegnącą w skos płyty zwieńczonej podłużnym okapikiem. Doszedł do niego i stwierdził występowanie „potwornej szpary”. Nie mieli tak dużych kości ani friendów, trochę też „nie było serca do walki” – pogoda psuła się znowu, a zapas żywności niebezpiecznie się kurczył. Po biwaku kontynuowali więc Długoszem, osiągając Półkę z Krzakiem. Stąd ruszyli w ponuro wyglądający teren skośnie w lewo. Mikst okazał się bardzo wymagający. „Początek był parszywy, ale potem było piękne wspinanie” – wspomina „Moma”.
Po biwaku na półce parli dalej, przecinając depresję i kierując się w stronę charakterystycznej załupy, wieńczącej boczną ścianę, oddzielającą depresje od Sanktuarium. Liczyli, że tego dnia skończą drogę. Mylili się jednak, dojście do załupy okazało się niezwykle wymagające. Szczególnie ostatni wyciąg powstrzymał ich na dobre, bowiem już sam start ze stanowiska okazał się eliminujący. Noc więc przyszło spędzić „na wisząco”, w „gniazdach nietoperza”, choć koniec był niemal w zasięgu ręki. Następnego dnia, po kilku godzinach walki, osiągnęli załupę. Po nieskomplikowanej, choć przyjemnej wspinaczce stanęli na wierzchołku Kazalnicy.
Był 18 marca. Nie wiedzieli jeszcze , że zrobili drogę, na której powtórzenie przyjdzie czekać 20 lat.
10 marca 2002 roku pierwszego powtórzenia drogi dokonali Janusz Gołąb i Grzegorz Skorek. Trzecie przejście padło natomiast łupem Marcina Księżaka i Jaśka Kuczery w 2011 roku.
źródło: UKA, GÓRY nr 164-165 (styczeń-luty 2008)