baner
 
 
 
 
baner
 
2005-03-16
 

Martina Čufar

Martina jest niezwykle sympatyczną młodą damą, która wręcz zaraża pasją do wspinaczki i do sportu w ogóle.


„Martina to fajna dziewczyna” – tak Michał Wiśniewski zatytułował mail, w którym opisał mi swoje wrażenia z sesji fotograficznej, w czasie której w Ospie fotografował dla GÓR Martinę Čufar. Rzeczywiście, Martina jest niezwykle sympatyczną młodą damą, która wręcz zaraża pasją do wspinaczki i do sportu w ogóle. Od czasu, kiedy gościliśmy ją na naszych łamach (GÓRY 2002/4) minęły dokładnie trzy lata. Co wydarzyło się przez ten czas w życiu i karierze wspinaczkowej słoweńskiej Mistrzyni Świata?

Piotr Drożdż: Zacznijmy od przejścia Hotelu Supramonte. Był to bowiem twój najgłośniejszy wyczyn w ubiegłym roku, w dodatku odbiegający od tego, co robiłaś dotychczas. Udało ci się dokonać jednego z najlepszych kobiecych przejść wielowyciągowych dróg klasycznych na świecie. W jaki sposób „odkryłaś” Hotel Supramonte i kiedy obrałaś go za swój cel wspinaczkowy?

Martina Čufar: Mogę powiedzieć, że zakochałam się w tej drodze od pierwszego wejrzenia, kiedy zobaczyłam jej zdjęcia w jednym ze wspinaczkowych czasopism po pierwszym przejściu Pietro del Pra. Podobał mi się żółto-pomarańczowy kolor skały, kaloryfery i od tego czasu miałam ją w głowie. Jednak będąc non stop w karuzeli zawodów, nie mogłam znaleźć czasu na wyjazd na Sardynię. Kiedy pod koniec 2003 roku podjęłam decyzję o półrocznej przerwie w startach, doszłam do wniosku, że muszę przystawić się Hotelu. Oczywiście przy tak dużej liczbie trudnych wyciągów, nie mogłam być pewna, że będę w stanie ją przejść. Patrzyłam na sprawę lekko pesymistycznie również dlatego, gdyż słyszałam, iż w kluczowych miejscach obu „ósemek be” znajdują się wyjeżdżające dziurki. Jest to rodzaj chwytu, który jest mi szczególnie ciężko przytrzymać, ponieważ mam bardzo długie palce. Z drugiej strony lubię takie wyzwania... Najpierw zaplanowałam wyjazd na maj. Jednak znajomi z wyspy dali mi znać, że droga była w tym czasie bardzo mokra... Musiałam więc uzbroić się w cierpliwość i postanowiłam pojechać tam we wrześniu. Miałam idealnego partnera – Marko Lukiča, który ma spore doświadczenie we wspinaczce na dużych ścianach.

Przygotowałaś się do przejścia Hotelu, robiąc pięciowyciągową drogę w Ospie, Devilish Robert 8b. Jak zapamiętałaś tę wspinaczkę?

To wyjątkowa droga! Z wyjątkiem stanowisk nie ma na niej spitów. Haki są z kolei bardzo stare. Na początku byłam z tego powodu bardzo spięta, bałam się odpaść. Przed finalnym przejściem przygotowałam już wszystko w ten sposób, aby móc się skoncentrować wyłącznie na wspinaczce. W przeddzień połączyłam wiele haków pętlami, by mieć pewność, że w razie czego utrzymają mój lot. Wyciąg 8b był jedną z najtrudniejszych „ósemek be”, jakie robiłam w zeszłym roku... Dziwna rysa z kiepskimi stopniami i nierzadko ruszającymi się chwytami.

Martina na Ptica Perspectiwa 7b w OspieHotel Supramonte jest znany z przewieszenia i ekspozycji. Ponadto można na niej napotkać spore run-outy. Jakie wrażenie zrobiła ta droga na tobie? Odebrałaś ją jako wymagającą psychicznie?

Moment, w którym wyszłam zza winkla i po raz pierwszy ujrzałam ścianę w całej okazałości na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Wow! To jest naprawdę niesamowity wąwóz z przewieszonymi, kolorowymi ścianami. Kiedy się wspinam, niespecjalnie zwracam uwagę na ekspozycję, chociaż bardzo ją lubię. To było świetne uczucie – wisieć na stanowiskach z pustką pod nogami! Droga jest dobrze obita, więc w ogóle się na niej nie bałam. Może troszkę na ostatnich trzech wyciągach, na których loty nie są wskazane ze względu na bardzo ostrą skałę. Na szczęście przeszłam dobrą szkołę w takim rodzaju wspinaczki w Paklenicy. Mimo to droga wydała mi się wymagająca psychicznie, nie ze względu na ekspozycję czy odległości pomiędzy przelotami, ale z racji wielu następujących po sobie trudnych wyciągów, na których trzeba być w stu procentach skoncentrowanym. W dniu, w którym poprowadziłam drogę byłam naprawdę spięta na dwóch pierwszych wyciągach, ponieważ odpadnięcie przed dojściem do kluczowego miejsca byłoby ciosem dla mojej motywacji. Tymczasem okazało się, że ten dzień był jak piękny sen – zrobiłam wszystkie wyciągi w pierwszej próbie.

Czy możesz powiedzieć, że teraz bardziej akceptujesz gorzej obite i bardziej „górskie” wspinanie niż było to kilka lat temu?

Nie nazwałabym tego górskim wspinaniem, ale długimi drogami sportowymi. Na prawdziwych górskich drogach, które robiłam na Triglavie, skała była bardzo krucha, a asekuracja beznadziejna. Dlatego mi się to nie podobało. Dopóki skała jest lita i są na niej spity, to naprawdę lubię wspinanie na długich drogach.

Wielu wspinaczy podkreślało urodę Hotelu. Czy również ty odebrałaś jej urodę jako wyjątkową? Postawiłabyś ją wśród najpiękniejszych dróg, jakie robiłaś?

Każda droga jest na swój sposób wyjątkowa. Jak już powiedziałam, to uroda wizualna drogi sprawiła, że się nią zainteresowałam. Kiedy już ją poznałam „z bliska”, o jej wyjątkowości zadecydowała różnorodność stylów wspinaczkowych, jakich wymaga. Jednak mam w pamięci kilka innych fajnych dróg, jak na przykład Goba 7c (180 m) w Ospie, która też mi się bardzo podobała.

Postanowiłaś zaproponować obniżenie wyceny drogi. Jest to o tyle dziwne, że uchodzi ona za siłową (a takie linie nie są chyba twoją najmocniejszą stroną), a wielu mocnych wspinaczy, który ją robili, nie mówiło nic o jej przecenianiu. Notabene na przykład Stefan Glowacz uważał, że część wyciągów była nawet trudniejsza niż w autorskim opisie drogi...

Zgadza się, przecenianie dróg nie jest w moim stylu. Tak naprawdę nie podobają mi się walki o wyceny. To wynikło po prostu z naszych dyskusji z Marko. Doszliśmy do wniosku, że droga nie jest aż tak trudna, że „bliżej ziemi” miałaby 8b. W tym samym sezonie zrobiłam wiele „ósemek be”, więc miałam dobre porównanie, wiedziałam, jak wiele wysiłku zwykle mnie kosztowały. Z drugiej strony prawda jest taka, że 28 września mieliśmy naprawdę idealne warunki i wszystko wydawało się łatwiejsze niż dwa dni wcześniej... Wilgotność powietrza jest jednak ogromnie ważnym czynnikiem! Mimo to według mnie ogólna wycena tej drogi wciąż brzmi 8b.

W czasie przejścia napotkałaś dosyć osobliwe „kluczowe trudności” w postaci małpowania...

O tak! Teraz mnie to śmieszy, ale wtedy nie było ani trochę zabawne! Ponieważ oboje chcieliśmy poprowadzić trzy pierwsze wyciągi, musiałam po zrobieniu wyciągu zjeżdżać na stanowisko, a następnie małpować do góry. Tymczasem robiłam to po raz pierwszy w życiu i moja technika nie była w żadnym razie skuteczna, ponieważ źle wpięłam małpę i tarcie było bardzo duże, a pętla nie.... Zdrowo się tam nahuśtałam, nawet trochę przeklinałam (czego zazwyczaj w ogóle nie robię) i w końcu, mając bicepsy z waty, dotarłam do Marko. Powerbar przywrócił mi energię potrzebną do dalszego wspinania, ale na następnym wyciągu wolałam się wspinać, zamiast podchodzić na małpach. Oprócz małpowania kluczowym momentem wspinaczki była także mała toaleta, którą musiałam zorganizować na wiszącym stanowisku J.

Czy myślałaś o innych słynnych wielowyciągowych ekstremach europejskich – drogach typu Silbergeier, End of Silence... Czy też Hotel Supramonte był tylko „wyjątkiem potwierdzającym regułę”?

Tak, oglądałam nawet film z przejścia Silbergeiera.. To wspaniała droga... Podobają mi się alpejskie drogi sportowe, ale do Rätikonu musiałabym pojechać w lecie, czyli w czasie, kiedy wypadają najciekawsze zawody we Francji – na przykład Serre Chevalier, Chamonix... Mimo to jestem pewna, że kiedyś tam pojadę. W tym roku planuję podróż do Yosemite. Bez większych oczekiwań, gdyż nie wspinałam się jak dotąd w rysach i wiem, że będę walczyła nawet na drogach 5.10. Po prostu chcę w jakikolwiek sposób przejść El Capitana. Potem pomyślę o innych planach.

Nie planujesz w związku z tym potrenowania wspinaczki w rysach zanim wyruszysz do Yosemite. Mam na myśli odwiedzenie europejskich rejonów granitowych, na przykład włoskiej Valle dell’Orco, która jest nazywana „Małym Yosemite”. Czy też nie masz na to teraz czasu i spróbujesz tego rodzaju wspinania dopiero, kiedy zawitasz w „prawdziwym” Yosemite?

Nie, jeśli tylko znajdę na to czas, pojedziemy z Marko Lukičem do Vall di Mello, aby trochę powspinać się w rysach.

Przechodziłaś wielowyciągówki również w Paklenicy. W lecie ubiegłego roku przeszłaś Brid Klina na Aniča Kuk. Zanim Tomo Česen obił tę drogę, była to linia stawiająca duże wymagania psychiczne. Jak zapatrujesz się na wyposażanie takich dróg w spity. Wiesz, co mam na myśli – z jednej strony teraz będzie teraz częściej powtarzana, a Aniča jest raczej ścianą „sportową”, z drugiej strony – przed obiciem była to bardzo wymagająca wspinaczka, mimo niewygórowanych trudności technicznych... Czy nie wydaje ci się, że niektóre z takich dróg powinny być zostawiane w takim stanie, w jakim znajdują się obecnie?

Masz rację. Podobna dyskusja toczyła się na temat asekuracji na Devilish Robert. Wydaje mi się, że niektóre drogi powinno się zostawiać w pierwotnym stanie. Mają wtedy większą wartość. Jestem pewna, że nie poszłabym na Brid Klina, gdyby nie było tam spitów. Jednak Brid jest wyjątkową drogą, najbardziej rzucającą się w oczy na Aniča Kuk, czymś takim jak Nos na El Capie i wydaje mi się, że ospitowanie jej, sprawianie, że może przyciągać większą liczbę wspinaczy, było uzasadnione. Ta droga, nawet ospitowana, oferuje prawdziwą przygodę.

Jakie jest twoje zdanie na temat stylu przechodzenia trudnych klasycznych dróg wielowyciągowych. Poszłaś powtórnie na Brid Klina, aby poprowadzić wszystkie wyciągi. Czy uważasz zatem, że aby przejście było naprawdę wartościowe, wspinacz musi poprowadzić w ciągu wszystkie wyciągi drogi?

Zrobiłam to dla siebie. Lubię, kiedy coś jest zrobione idealnie. Jednak jeśli jest dwóch ambitnych wspinaczy w zespole, jest to niewykonalne, wtedy trzeba się zmieniać na prowadzeniu.

Linia Brid Klina prezentuje się naprawdę imponująco. Czy uroda wspinaczki dorównuje urodzie linii?

Tak, wszystkie wyciągi są naprawdę fajne i eksponowane. Jest tam sporo wspinania w rysach. Poza tym nie powinno się lekceważyć łatwych wyciągów 6a-6b. Wyceny w Paklenicy są naprawdę mocne!

Paklenica jest bardzo popularnym rejonem wśród polskich wspinaczy. Czy mogłabyś polecić jakieś inne drogi, które tam robiłaś i zrobiły na tobie największe wrażenie?

Oprócz Brida Klina mam miłe wspomnienia (z wyjątkiem silnego wiatru i zimna) z Infinito 7a i Kaurismakis Mistake 7a. Poza tym oczywiście z klasyków: Klina, Rajny, Subary...

Zmieńmy dyscyplinę wspinania – z pokonywania bardzo długich dróg do bardzo krótkich – i pomówmy o bulderingu. Wydaje się, że sporo bulderujesz. Traktujesz buldering wyłącznie jako trening, sposób na pracę nad siłą, czy też czasem podchodzisz do niego poważnie, bijesz swoje własne rekordy etc.?

Dla mnie buldering jest po prostu zabawą! Na sztucznej ścianie od dawna bulderowałam w ramach treningu, ale dopiero kilka lat temu zaczęłam się wspinać na naturalnych bulderach. Kiedyś myślałam, że nie ma sensu robić zaledwie kilku ruchów w skale. I to był błąd! Odkryłam, że jest to świetna sprawa i teraz zdarza mi się próbować jeden ruch przez godzinę. Niczym dziecko, które nigdy nie ma dosyć. Dzięki temu wiele się nauczyłam o technice wspinania, dynamicznych przechwytach, przytrzymywaniu oblaków...

Które ogródki bulderowe są twoimi ulubionymi i jaki rodzaj skały jest twoim ulubionym w przypadku tej dyscypliny wspinania?

Chociaż moją mocną stroną jest przytrzymywanie małych krawądek (zrobiłam bulderowe 7C tego typu), to jednak wolę bulderowanie po oblakach (gdzie pokonałam tylko 7A). Są mniej „skórożerne”, co daje możliwość dłuższej zabawy. Jak na razie najbardziej podobały mi się Fontainebleau i Meschia.

Płytowa droga w rejonie Napoleonica, okolice TriestuRozmawialiśmy już o długich drogach i o bulderingu. Jak wiadomo, jesteś jednak przede wszystkim wspinaczem sportowym. W ostatnim wywiadzie dla GÓR (2002/4) powiedziałaś, że myślisz o zrobieniu 8a+ OS i chciałabyś, chociaż nie spędza ci to snu z oczu, przejść drogę 8c RP. Udało ci się zrealizować pierwszy cel, ale jak dotąd nie osiągnęłaś drugiego. Czy nie stanowi to pewnego rozczarowania, że po tylu latach od zrobienia pierwszej 8b+ (1997) jest to wciąż twój rekord w tym stylu?

Czasem też zadaję sobie to pytanie, ale prawda jest taka, że dotychczas nie odnalazłam wystarczającej motywacji do przejścia 8c. Znacznie bardziej pociągają mnie podróże i powtarzanie jak największej ilości nowych dróg w możliwie szybkim czasie. Zaonsjaciłam siedemnaście „ósemek a” i jedną 8a+, w stylu RP pokonałam dwadzieścia jeden dróg 8b i trzy 8b+. 8c oznaczałoby mnóstwo czasu poświęconego na powtarzanie tych samych ruchów, podróżowanie do tego samego miejsca, rozgrzewanie się na tych samych drogach. Jednak może jest to tylko blokada w mojej głowie...

Próbowałaś jakiś „ósemek ce”, na których czułaś, że jesteś „blisko”. Może dróg w Misja Peč jak Popolni Mrk czy Strelovod?

Przystawiałam się do trzech. Wszystkie znajdują się w Misji Peč. Strelovod – nie podoba mi się ta droga, ponieważ nie jest autonomiczną linią; to kombinacja kilku dróg. Zrobiłam na niej wszystkie ruchy i przy przejściach brałam „tylko” dwa bloki. Popolni Mrk jest naprawdę ładną linią w centralnej, nasłonecznionej części Misja Peč. Chciałam ją przejść i spędziłam na niej chyba sześć „sesji”. Udało mi się zrobić kluczowe miejsce, ale w górnej części jest jeden długi ruch, który jest łatwy dla facetów, ale dla mnie jest jak dotąd nie do zrobienia. Trzecią drogą jest Vizija (Wizja). Bardzo podoba mi się jej nazwa. Na samym początku robi się trudny bulder, na którym nie mogę wykonać dwóch ruchów. Mam jednak zamiar wrócić na tę drogę, ponieważ jest w niej coś, co mnie przyciąga. Oto i prawdziwa wizja!

W ubiegłym roku zrobiłaś swoją pierwsza 8a+ OS. Czy uważasz, że ten stopień wyznacza obecnie granicę twoich możliwości? W 2002 roku mówiłaś, że byłaś blisko przejścia onsajtem kilku dróg 8a+ i w końcu, po dwóch latach, udało ci się ją „upolować”. Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się być blisko onsajtu na 8b?

Nigdy nie próbowałam przejść OS drogi 8b. 8a+, które zrobiłam, było drogą idealnie „pode mnie” i nie czułam, że jestem na limesie. Myślę, że mentalnie nie jestem jeszcze gotowa na 8b OS.

Najwyższy czas porozmawiać o zawodach. Zacznijmy od tych wyjątkowych, a mianowicie Petzl Rock Trip. Jakie zachowałaś wrażenia z tego spotkania? Nasz najlepszy wspinacz sportowy, Adam Pustelnik, opisał je na łamach GÓR i z tego tekstu wynikało, że miał mieszane uczucia... Mimo że generalnie podobała mu się atmosfera i fakt, że miał szanse spotkać i wymienić doświadczenia z tyloma świetnymi wspinaczami. Jednak z drugiej strony okazało się, że były to bardziej zawody niż spotkanie. Nie podobało mu się, że organizatorzy dorobili sztuczny chwyt, po tym jak naturalny urwał się na męskiej „ultimate route”. Wydaje się, ze tobie te zawody podobały się dużo bardziej...

W ogóle nie miałam wrażenia, że uczestniczę w zawodach! Być może chłopcy podeszli do tego poważniej. Możliwość wspinania się z Lynn Hill, Chrisem Sharmą i innymi wspinaczami o wielkich nazwiskach, porozmawiania z nimi i wspólnej zabawy była fantastycznym doświadczeniem... Sądzę, że powinno się organizować więcej takich spotkań. Organizatorzy mieli pecha z urwaniem się chwytu, ale trudno jest znaleźć drogę, której trudność byłaby „w sam raz” pod kątem rywalizacji mocnych facetów.

Słoweniec Klemen Becan wygrał konkurencję na trudność, pokonując Chrisa Sharmę i wielu innych słynnych wspinaczy. Jest on prawie nieznany w Europie. Czy macie więcej takich „ukrytych skarbów” wśród słoweńskich wspinaczy?

Klemen to bardzo utalentowany wspinacz. Wygrywał zawody juniorów, ale w Pucharze Świata szło mu średnio. Na Petzl Roc Trip przybył bez większych oczekiwań. Tak naprawdę to poprosiłam go, aby do mnie dołączył, ponieważ obawiałam się zbyt długiej podróży samochodem...  Fakt, że miał okazję wspinać się w tak doborowym towarzystwie sprawił, że był bardzo zmotywowany i zrelaksowany, dzięki czemu wygrał. To zwycięstwo z kolei zaowocowało przełamaniem mentalnych barier i nagłym progresem. Wkrótce potem przeszedł oesem 8b+ i był czwarty w Marbella.
Oprócz niego mamy jeszcze kilku mocnych wspinaczy: Mateja Sovę, Tomaza Valjaveca i kilku młodszych. Nie należy jednak zapominać o silnych słoweńskich dziewczynach. Obecnie jestem trzecią Słowenką w światowym rankingu, poza mną dobrze wypadają Natalija Gros, Maja i Katja Vidmar, Lucija Franko. One nie wspinają się tak dużo w skałach, ale mają już na koncie 8a OS.

Niekwestionowaną bohaterką Petzl Rock Trip była także Lynn Hill, która ma obecnie 45 lat, a mimo to była jedyną kobietą, która zrobiła „ultimate route”, wygrywając tym samym tę konkurencję oraz była druga w konkurencji „flash”. Podejrzewam, że wszyscy musieli być pod wielkim wrażeniem jej występu...


Dla mnie wspinanie się w jej towarzystwie było wielkim zaszczytem. Ona jest po prostu niesamowita. Z jej oczu bije ogromna energia. Imponująca jest też jej miłość do wspinaczki. Obserwowanie jej w akcji, zdecydowania, z jakim robiła długie dynamiczne ruchy, było niesamowitym doświadczeniem. To była dla mnie wspaniała nauka, poza tym Lynn udowodniła, że wiek nie jest aż tak dużym czynnikiem ograniczającym we wspinaniu. Dla mnie „ultimate route” była „ósemką ce”. Prowadziła po samych dwu- i jednopalcowych dziurkach. Dlatego jeszcze bardziej podziwiałam to, czego dokonała. Zresztą wygrałaby również konkurencję flash. Na przeszkodzie stanęła jej droga 7b z bardzo długim ruchem, strzałem, którego nie była w stanie zrobić, a mi się udało (jestem od niej o 15 centymetrów wyższa).

Od ponad dziesięciu lat startujesz w Pucharze Świata. Czy zauważyłaś jakieś znaczące zmiany na tej scenie, które nastąpiły przez ten czas?

Tylko to, że byłam najmłodsza, a teraz jestem najstarsza. Obecnie młodzi wspinacze są naprawdę silni i stawka jest bardziej wyrównana. Niektóre nazwiska się nie zmieniają: Muriel Sarkany jest niesamowita, ma na koncie tak wiele zwycięstw i wciąż ma wielką motywację! Nie mówiąc o czterdziestopięcioletniej Luisie Iovane. Mam nadzieję, że będę równie dobra w jej wieku!

fot: Marko PrezeljWspomniałaś o półrocznej przerwie w startach w zawodach. Co sprawiło, że się na nią zdecydowałaś? Czułaś się wypalona?

Rok 2003 był dla mnie ciężkim okresem. W lutym w wypadku lawinowym, uczestnicząc w akcji ratunkowej, zginął mój tata. To był dla mnie ogromny cios (więcej piszę o tym w mojej biografii na martinacufar.com). Po tych przeżyciach starty w zawodach zaczęły być rutyną. Siedząc w strefie, zastanawiałam się, co tutaj robię w taki piękny, słoneczny dzień, zamiast wspinać się w skałach. W przeddzień zawodów nie odczuwałam tych emocji, które zawsze czułam wcześniej. Bez tego wewnętrznego ognia nie ma mowy o dobrych wynikach. Dlatego postanowiłam zrobić sobie przerwę. Po odpoczynku od zawodów odczuwam poprawę. Może nie tyle w wynikach, co we własnych odczuciach.

Czy treningi na sztucznej ścianie pod kątem zawodów mogą się w jakikolwiek sposób odbić niekorzystnie na formie „skalnej”? Czy też, z wyjątkiem mniejszej ilości czasu na wspinanie w skałach, nie ma mowy o żadnych skutkach negatywnych?

Nie, wyłączywszy małą ilość czasu na wspinanie na naturalnej skale, trening na panelu pod kątem zawodów ma tylko dobre skutki. Poprawia siłę. Inna sprawa, że ja akurat trenuję bardzo dużo w skałach, a to dlatego, że w Słowenii nie ma ściany z prawdziwego zdarzenia, na której mogłabym trenować z liną. Dlatego w ubiegłym roku 101 dni spędziłam w skałach, a tylko osiem na sztucznej ścianie (oprócz tego trenowałam na ściankach bulderowych).

Twoim trenerem był Tomo Česen. Opowiedz o tej współpracy.

Tomo był moim trenerem od 1996 do 2002 roku. Mieszka blisko mnie i kiedy zaczęłam regularnie przychodzić na jego domową ściankę, doszedł do wniosku, że przy bardziej przemyślanym podejściu mogę zrobić większe postępy (w tym czasie potrafiłam się wspinać przez trzy tygodnie z rzędu). Tomo układał mi drogi na sztucznej ścianie, zabrał mnie do rejonów we Włoszech i Francji... Był przy mnie ze stoperem, pomagał mi w przygotowaniu mentalnym. Czułam się prawie, jak członek jego rodziny i sporo się w tym czasie nauczyłam. wystarczająco dużo, żeby teraz być swoim własnym trenerem. Ostatnio Tomo nie ma już tak dużo wolnego czasu, poza tym doszedł do wniosku, że teraz wiem już lepiej, co jest dla mnie dobre. Wciąż trenuję na jego ścianie, ale w towarzystwie innych wspinaczy, najczęściej z Nataliją Gros.

Tomo stał się sławny dzięki swoim wspaniałym osiągnięciom w Himalajach w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, które jednak zostały później zakwestionowane. Jaki jest obecnie jego status w Słowenii? Czy zupełnie wycofał się z życia publicznego?

Wciąż się wspina, ale tylko dla przyjemności i w towarzystwie kogoś z rodziny. Jako prezydent Federacji Słoweńskiej Wspinaczki Sportowej większość czasu spędza, pracując jako kompozytor dróg wspinaczkowych na zawodach oraz organizując te zawody (Puchar Świata w Kranj i Puchar Słowenii). Jego synowie poszli zaś w ślady ojca. Byli już w Yosemite, Kirgizji i przeszli wiele dróg w Alpach.

Tomo był znany ze swojej wszechstronności. Będąc świetnym alpinistą, mógł się pochwalić przyzwoitymi wynikami na niwie wspinaczki skałkowej. Obecnie ma 45 lat. Czy wciąż wspina się na dobrym poziomie w skałkach?

Wydaje mi się, że dobry alpinista powinien być mocny także w skałach. Tomo nie ma dziś wystarczająco dużo czasu i motywacji do poważnego uprawiania alpinizmu, ale wciąż przechodzi drogi 8a RP.

Jesteś typem wspinacza-sportowca. To znaczy nie koncentrujesz się wyłącznie na wspinaniu, ale uprawiasz również jogging, stretching, sporty wodne i sporty zimowe. Taka postawa nie jest popularna wśród wspinaczy, którzy mają tendencję do koncentrowania się tylko i wyłącznie na wspinaniu, co jest zresztą uważane przez teoretyków treningu za szkodliwe dla zdrowia fizycznego i psychicznego...

Wyrosłam w sportowej rodzinie. Sport mam po prostu we krwi. Narciarstwo zjazdowe, narciarstwo biegowe, chodzenie po górach, jogging, windsurfing – wszystkie te rzeczy robiliśmy z moim tatą. Później zajęłam się wspinaczką, ale nie odstawiłam innych dyscyplin. To forma regeneracji po wspinaniu, ale także po prostu je lubię. Muszę być aktywna każdego dnia. Absolutne minimum stanowi stretching. Poza tym poznaję tajniki jogi i tai chi, dzięki czemu zgłębiam wiedzę, która pomaga mi również we wspinaniu. Oczywiście nie bez znaczenia jest również fakt, że uczęszczałam do wyższej szkoły sportowej, w której musieliśmy opanować różne dyscypliny.

Pomówmy o diecie. W ostatnim wywiadzie dla GÓR mówiłaś o tym, że od lat nie jesz mięsa. Tymczasem na twojej stronie internetowej można znaleźć zdjęcie podpisane „po trzynastu latach zaczęłam jeść mięso”. Dlaczego?

Byłam wegetarianką przez trzynaście lat. Powodem takiej diety było złe samopoczucie po zjedzeniu mięsa. W 1998 roku przybrałam trochę na wadze i chciałam zrzucić zbędne kilogramy. Nie uśmiechała mi się jednak surowa niskokaloryczna dieta czy też uciekanie się do sztucznych protein. Bardzo lubię jeść! Przeczytałam książkę o metodzie Montignac i zaczęłam jeść tylko produkty pełnoziarniste, wyeliminowałam cukier i nabiał oraz zaczęłam jadać oddzielnie cukry i białka. Odkryłam również wiele „nowych” potraw jak kamut, amarant, orkisz, awokado... I w ten sposób udało mi się zrzucić pięć kilo bez głodowania!
Wciąż bardzo zdrowo się odżywiam, nie tylko w celu trzymania wagi, ale aby dobrze się czuć. Jednak nie miałam dobrych wyników na badaniu krwi. Brakowało mi erytrocytów i lekarz zalecił mi jeść trochę mięsa. Poza tym odkryłam, że podoba mi się jego zapach, kiedy mama przyrządza je w kuchni. To był prawdopodobnie znak, że mój organizm potrzebuje troszkę czerwonego mięsa. Teraz jadam je raz w tygodniu, choć wciąż najbardziej lubię tuńczyka.

Sport nie jest twoim jedynym hobby. Jesteś zafascynowana Francją – językiem, kulturą, wspinaniem w tym kraju. Opowiedz o tej fascynacji.

Po raz pierwszy byłam we Francji w 1993 roku. Bardzo mi się tam podobało! Nie tylko hektary skały, ale także kraj, język, ludzie i jedzenie (czerwone wino i ser). Problemem było to, że nie rozumiałam ani słowa po francusku. Dlatego kupiłam trochę kaset i zaczęłam się sama uczyć. Pomogło mi to, że znałam już angielski, niemiecki i włoski. Później zaczęłam chodzić na kurs i czytać sporo książek. Podoba mi się brzmienie tego języka. Marzę o kamiennym domu w Prowansji, w otoczeniu lawendy i słoneczników. Teraz wybieram się do Francji na dwa tygodnie. Będę mieszkać u przyjaciół... Może jest to pierwszy krok w kierunku realizacji tych moich marzeń...

Na niektórych zdjęciach przybierasz pozycje z jogi. Napomknęłaś o niej zresztą w naszej rozmowie. Czy na serio zajmujesz się jogą, czy też po prostu używasz asan jako ćwiczeń rozciągających? Uważasz, że joga może być dobrą formą aktywności, uzupełniającą do wspinania?

Jestem samoukiem. Robię asany, korzystając z książki. Ponadto stosuję niektóre ćwiczenia oddechowe. Nie jest to jednak typowa medytacja. Asany nie są tylko dobrym narzędziem do polepszenia gibkości, jak uważa większość ludzi, rozwijają także siłę i koncentrację, czyli wszystko, co jest potrzebne we wspinaniu. Jednak odkryłam, że dłuższe sesje jogi są dobre w czasie dni odpoczynkowych, ponieważ gdy wspinam się po jodze, to okazuje się, że mięśnie są zbyt rozluźnione i mają za niski tonus, szczególnie do bulderingu.

Tradycyjne pytanie na koniec artykułu. Jakie są twoje wspinaczkowe plany na rozpoczynający się rok?

Znowu czuję większą motywację do startów w zawodach. Chciałabym jakieś wygrać. Kolejnym celem jest wspięcie się na El Capa. Poza tym chcę dużo podróżować i poznawać nowe miejsca i ludzi. No i może Vizija 8c...

 


Pytał i zredagował: Piotr Drożdż

Zdjęcia: Marko Prezelj, Michał Wiśniewski 

Data urodzenia: 14.01.1977
Wzrost: 167 cm
Waga: 53 kg
Sponsorzy: Five Ten, Beal, Vrh

Drogi wielowyciągowe:
Hotel Supramonte 8b, Golla Gorruppu, Sardynia, pierwsze przejście kobiece
Devilish Robert 8b, Osp, przejście RP

Drogi skałkowe:
- 22 dróg 8a OS w tym jedna 8a+ (Le Chemin du Croix, 2004)
- 21 dróg 8b i trzy 8b+: Kaj Ti Je Deklica (1997), Karizma (2001), Millenium (2004)

Zawody:
- Mistrzostwo Świata w 2001 roku
- Drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata 2001
- Dziesięć zwycięstw w zawodach Pucharu Świata 2000-2004

"Góry", nr 3 (130), marzec 2005

(kb)

 

 

 

 


 

 

 

 

 

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com