baner
 
 
 
 
baner
 

Janusz Majer: Marzę o przejściach na miarę złotego czekana

W 2009 roku Artur Hajzer zgłosił do Polskiego Związku Alpinizmu założenia programu Polski Himalaizm Zimowy 2010–2015. Co go do tego skłoniło?

Pamiętam, że Artur starał się o dofinansowanie którejś ze swoich wypraw – wydaje mi się, że na Dhaulagiri, gdzie jechał z Robertem Szymczakiem – ale nie dostał żadnych pieniędzy z Polskiego Związku Alpinizmu. Taka była wówczas decyzja Komisji Wspinaczki Wysokogórskiej. Potem przyszli do niego chłopcy, którzy także chcieli pojechać na ośmiotysięcznik, i pytali, w jaki sposób można zdobyć dofinansowanie. Wtedy Artur wymyślił program Polski Himalaizm Zimowy. Założył go na pięć lat. Celem było wejście na niezdobyte zimą ośmiotysięczniki, których było wówczas pięć: Gasherbrum I, Gasherbrum II, Broad Peak, Nanga Parbat i K2. Sam i z pomocą kolegów próbował uaktywnić tych, którzy chcieliby się wspinać w górach najwyższych.

 

Pojawili się też krytycy, którzy zarzucali Hajzerowi, że część chętnych na wyjazdy to osoby spoza tradycyjnie pojmowanego, wąskiego środowiska górskiego.

Artur miał trochę przeciwników. Rzeczywiście wytykano mu, że w programie uczestniczą osoby, które nie mają za sobą drogi wspinaczkowej, typowej dla ludzi z naszego środowiska, zwłaszcza z mojego pokolenia: Tatry zimą, Alpy, Kaukaz, Pamir itd. Adeptami byli częściowo ludzie wywodzący się z tzw. turystów wysokogórskich. Ale to tylko pół prawdy, wśród uczestników programu Polski Himalaizm Zimowy są bowiem tacy, którzy wspinają się dość dobrze: Artur Małek, Kacper Tekieli, Marek Chmielarski czy Piotr Tomala. Do wspinania wysokościowego przekonał się też Janusz Gołąb – doskonały wspinacz, który przeszedł szereg trudnych dróg w różnych górach świata. Okazało się, że równie dobrze radzi sobie na wysokości – był zimą na Gasherbrumie I, teraz wszedł na K2.

 

Jak podchodziłeś do tego dość wizjonerskiego pomysłu?

Na początku nie byłem do końca przekonany... Ale tkwiło we mnie coś, co uwierało także Artura czy Krzysia Wielickiego – żal, że nie ma następców. Nasze pokolenie odnosiło duże sukcesy i mieliśmy przeświadczenie, że ktoś powinien to kontynuować. Wszystko zaczęło się od manifestu Krzyśka, który – jeszcze zanim Artur ogłosił swój program – wzywał: piszcie historię! To zainspirowało Artura, by poszukać drogi do odbudowania idei wspinania się w g.rach wysokich, która jest przecież obecna od pokoleń. Przypomnijmy choćby pamiętny artykuł Jerzego Gołcza opublikowany w 1931 roku w „Taterniku”: Dlaczego Liliowe zamiast Everestu? Zanim powstał PHZ, staliśmy z Arturem trochę z boku. Ale obserwowaliśmy bacznie to, co się dzieje. Piotr Xięski z Arturem Paszczakiem powołali Komisję Wspinaczki Sportowej, organizowali szkolenia, pomagali zebrać fundusze na wyjazdy. Ludzie zaczęli się wspinać w Tatrach, Alpach, Patagonii. Dzięki temu ukształtowali się dobrzy wspinacze.

 

Ale w dalszym ciągu brakowało ludzi, którzy zaczęliby jeździć na ośmiotysięczniki.

No tak, jeśli chodzi o góry wyższe, to sytuacja była trochę inna. Zmieniły się czasy. Nas kiedyś było stać na to, żeby siedzieć po trzy miesiące w górach. Teraz rzeczywistość jest inna, młodzi nie mają zbyt wiele czasu, urlopy są krótkie, trzeba dużo pracować, żeby utrzymać rodzinę. Stąd pomysł programu, który by im pomógł, a jednocześnie załatał pewną lukę pokoleniową i odrodził polski himalaizm.

 

Jak teraz, z perspektywy czasu, oceniasz efekty programu?

PHZ przyniósł sukces, którym był Gasherbrum I – pierwsze zimowe wejście zrobione przez Polaków w 2012 roku. W dodatku w małym zespole, bo – przypomnijmy – oprócz Adama Bieleckiego i Janusza Gołąba, którzy stanęli na szczycie, w wyprawie brali udział tylko Agnieszka Bielecka i Artur Hajzer. Wejście szczytowe odbyło się w dobrym stylu, organizacyjnie też wszystko grało. Potem była pamiętna zimowa wyprawa na Broad Peak z 2013 roku... To z jednej strony wielki sukces, z drugiej ogromna tragedia. Ale na ten temat powiedziano już tyle, że chyba nie ma potrzeby rozwijać tego wątku.

 

W 2013 roku na Gasherbrumie I zginął także Artur Hajzer. Wydawało się, że wraz z jego odejściem może się też skończyć program PHZ.

Śmierć Artura była dużym ciosem. Ale wydawało mi się, że program należy kontynuować. Kiedy rok temu podejmowałem się kierownictwa, powiedziałem, że chciałbym go rozszerzyć, tak by stał się częścią szerszego planu, jak przygotowywać Polaków do wspinania w Himalajach. W ten sposób, najkrócej mówiąc, powstał program Polskie Himalaje. Marzę o tym, by polskie zespoły mogły pokonywać w stylu alpejskim trudne ściany sześcio-, siedmio-, a nawet ośmiotysięczników. By były to przejścia na miarę Złotego Czekana. Jednocześnie nie chciałbym stracić z oczu tych dwóch ośmiotysięczników – Nanga Parbat i K2 – na które nie było jeszcze zimowych wejść. (...)


To tylko fragment rozmowy, całość – a także wywiady z Januszem Gołąbem, Agnieszką Bielecką i Grzegorzem Bielejcem – znajdziecie w najnowszym numerze magazynu GÓRY, który dostępny jest już:

- w naszym sklepiku

- czytniku online

- w wersji cyfrowej na urządzenia mobilne z systemem Android i systemem iOS

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com