Wczoraj, niejako przy okazji meldunku o swoim zejściu do bazy oraz działaniach prowadzonych na Manaslu (8156 m n.p.m.), Monika Witkowska poinformowała nas o pewnym niepokojącym incydencie, w który na początku aż trudno było nam uwierzyć - w sms-ie od niej otrzymaliśmy informację, jakoby jeden z chińskich wspinaczy został przetransportowany do szpitala śmigłowcem w wyniku... ataku drugiego wspinacza, dokonanego nań za pomocą...raków. Znamy już więcej kulisów tego szokującego bez wątpienia wydarzenia, do jakiego doszło nie w bazie, jak początkowo informowaliśmy, ale w obozie II.
Chiński wspinacz Teng Tao opatrywany w Norvic International Hospital w Kathmandu. Fot. Rajan Pokhrel
Całą sprawę, która już odbiła się szerokim echem we wspinaczkowej społeczności, opisuje The Himalayan Times. Wegług informacji uzyskanych przez ów serwis od naocznych świadków, sytuacja miała miejsce w ubiegłą środę, a doszło do niej w wyniku zaognionej dyskusji na temat poprzedniego, wspólnego biznesu uczestników zdarzenia. W obozie II świadkowie widzieli grupkę Chińczyków krzyczących na siebie nawzajem. Nagle jeden z nich zaatakował Tenga Tao swoimi rakami. Dojście do prawdziwej przyczyny konfrontacji utrudnia jednak fakt, że rzeczona kłótnia odbywała się w niezrozumiałym do końca dla świadków języku chińskim.
Teng Tao odniósł głębokie obrażenia na klatce piersiowej i został wczoraj przetransportowany do szpitalu w Kathmandu helikopterem. To wiemy już z bezpośredniej relacji Mingma Sherpy, dyrektora agencji Seven Summit Treks. Obecnie ranny wspinacz ciagle jest w szpitalu pod opieką lekarzy. Z kolei delikwent, który zafundował mu tę wątpliwą przyjemność, wedle oficjeli z Base Campu, natychmiast uciekł z miejsca zdarzenia. Z tego co udało się im ustalić, wspinacze pracowali we wspólnej firmie w Chinach, ale niedawno rozpoczęli odrębne, konkurencyjne wobec siebie biznesy. Najparwdopodbniej owe okoliczności wywołały utarczkę, która już zdążyła zyskać miano środowiskowego skandalu. Całą sprawą i jej wyjaśnianiem zajmuje się miejscowa policja.
Źródło: The Himalayan Times