baner
 
 
 
 
baner
 
 
 

Albania – cash only country

Nikt nie wie, dlaczego w praczasach Sokoliki zasłużyły na miano „Albanii polskiego wspinania”. To niesprawiedliwe... Zarówno dla Sokolików, jak i dla Albanii.


 

Znam ludzi, którzy po czterodniowym wyjeździe do jakiegoś kraju wygłaszają ogólne, konkluzyjne opinie na temat odwiedzonego miejsca i jego mieszkańców. Po powrocie z Albanii jestem jak najdalszy od prób takich ekstrapolacji.

 

Zapowiedzią charakteru miejsca, w którym się znaleźliśmy, była scena w wypożyczalni samochodów. Zażądano tam od nas kaucji w gotówce, pod żenującym pretekstem, że karta nie działa. To było preludium wieloczęściowej sagi, w której mieszkańcy Albanii wyrażali swoją niechęć do płatności plastikiem, skazując nas na niepozostawiającą śladu w systemie gotówkę.

 

Trzeba jednak wspomnieć, że wszędzie chętnie przyjmowano euro, tak jakby było drugą (pierwszą?) walutą. Nigdy przy tym nie wykorzystano okazji, by zastosować wobec nas niekorzystny przelicznik. W hotelu karta w cudowny sposób zadziałała i ze spokojną głową mogliśmy udać się na wspin. Warto dodać, że obsługa osiągnęła najwyższy poziom dyskrecji – widzieliśmy ją tylko raz, na początku pobytu.

 

 Wspinaczka z Alaski na drodze o trudnościach 6b w rejonie Brar

 

Znajomy wybrał miejsce noclegu tak, żeby nie było za daleko w zaplanowane do odwiedzenia miejscówki. W pierwszy rejon, Brar, mieliśmy zaledwie 20 kilometrów, ale… Wujek Google zaskakująco zasugerował, że dojazd zajmie 45 minut. „To musi być pomyłka” – stwierdziliśmy. Nie była. Kałuże w dziurach na drodze pozwalały na rozegranie w nich lokalnych zawodów pływackich lub nawet żeglarskich. A do tego styl jazdy pogromców albańskich szos jest jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny i tożsamy z jakością nawierzchni. Rowerzyści beztrosko przemieszczają się pod prąd, samochody na awaryjnych światłach parkują na drodze, na domiar wszystkiego przysnąć nie pozwalają nieoznaczone progi zwalniające, umieszczone w absurdalnych miejscach. Albańczycy estetami nie są i niestety śmieci napotykaliśmy wszędzie.

 

 Maciek Kowalczyk na długaśnej drodze w sektorze Tufa Side

 

Ale co tam – jechaliśmy w rejon z drogą o trudnościach 9b, próbowaną przez samego Adama Ondrę, który jej nie podołał. Prawa do niej i tytuł pierwszego zdobywcy ostatecznie przejął więc Seb Bouin. Zaparkowaliśmy na drodze, po albańsku, chociaż nie użyliśmy świateł awaryjnych, więc się nie liczy. Brar to rejon jednosektorowy: pnący się ku górze mur. Wszystkie drogi mają bardzo dobrą i raczej nową asekurację, a brak wyślizgu pozwala myśleć, że tłumy się tam nie przewalają. Wspinanie było dość wymagające w swoim stopniu, ale jedyne, na co mogliśmy narzekać, to nasze nierozwspinanie. Słońce towarzyszyło nam przez cały dzień, co jednoznacznie wskazuje, że nie jest to rejon na upały.

 

Tekst i zdjęcia / ANDRZEJ MIREK

 

Cały tekst został opublikowany w Magazynie GÓRY 2/2024 (295)


Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > czytaj.goryonline.com

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com