O roli, jaką dopasowanie charakterów i siła spokoju odgrywają w kilkunastodniowym wspinaniu w stylu alpejskim, z MAĆKIEM BEDREJCZUKIEM, PAWŁEM KARCZMARCZYKIEM i PIOTRKIEM SUŁOWSKIM rozmawia ANDRZEJ MIREK.
Północna wystawa Aksu Północnej w całej okazałości. Zdjęcie z drona
W dniach 15–25 września 2022 roku polscy wspinacze przeszli Drogę Troszczinienki 6A (skala ZSRR) na północnej ścianie Aksu Północnego (5217 m) w górach Pamiro-Ałaju w Kirgistanie. Droga ma długość 2600 metrów i wymaga zmierzenia się z trudnościami M6 6a A3 WI5. Warto przypomnieć, że ten sam zespół ma na swoim koncie pierwsze klasyczne przejście Drogi Myszlajewa 6A (M6+ 6c R, 1160 m) na północnej ścianie Czatyn-Tau (4412 m) i Drogi Grigorienko–Prigoda 6A (M5 6a WI4 AI2 A2, 2300 m) na południowo-zachodniej ścianie Uszby Południowej (4710 m), obie w Kaukazie Centralnym, w Gruzji.
WASZ SUKCES OBJAWIŁ SIĘ NIESPODZIEWANIE, NIE OBNOSILIŚCIE SIĘ PUBLICZNIE Z PLANAMI. Z CZEGO WYNIKA TAKA STRATEGIA?
Paweł Kaczmarczyk: Zależy mi na intymnej relacji z górą. To długi proces przekonywania się do decyzji, spotkania, konfrontacji… Proces bardzo emocjonalny, pełen niepewności i pokory. Nie mam potrzeby grzania medialnej atmosfery. Myślę, że zakłóciłoby to dialog z górą. Jednocześnie lubię kameralny styl wyprawy. Odległe miejsce, bliscy mi partnerzy, odcięcie od codzienności. Tę atmosferę warto budować od samego początku, już na etapie planowania i przygotowań. Nasze ogólne plany nie były tajemnicą. Po prostu doświadczeniem lubimy dzielić się po akcji, a wcześniej preferujemy wspinaczkową ciszę.
Piotr Sułowski: Chyba żaden z naszej trójki nie przykłada dużej wagi do prowadzenia profili w mediach społecznościowych. Może dlatego wciąż dokładamy do tych wyjazdów z własnych kieszeni (śmiech).
Maciej Bedrejczuk: Kaczmi i Sułek cenią sobie prywatność przed i w trakcie wyjazdu. Dla mnie nie ma to dużego znaczenia. Rezygnuję z promowania głównie z uwagi na kolegów i własną wygodę. Mam mniej na głowie w okresie, kiedy dzieją się ważne rzeczy.
Życie w obozie. Od lewej: Piotrek Sułowski, Maciek Bedrejczuk i Paweł Karczmarczyk
JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE WYBRALIŚCIE TĘ DROGĘ – NIECO WBREW OBOWIĄZUJĄCYM TRENDOM?
PS: Paweł wypatrzył ścianę już kilka lat temu. To on był pomysłodawcą tego celu, który od razu przypadł nam do gustu. Jego przejście było dla nas naturalnym krokiem w rozwoju, po wspólnych wspinaczkach na Czatyn-Tau i Uszbie.
MB: Nie wiem, jakie są obecnie trendy. Ja potrzebowałem się fajnie powspinać. Wewnętrzny niedosyt już długi czas zaprzątał mi głowę. Gorzej, że po Aksu jest jeszcze większy. Pomysł wyszedł od Pawła. Jego wysoka motywacja była kluczowa w rozważaniach nad różnymi celami. Decyzja o wyborze drogi za każdym razem zapada pod ścianą, po jej wnikliwej obserwacji. Tym razem też tak było.
PK: Bardzo dawno temu wpadła mi w ręce monografia tej góry w jakimś zagranicznym czasopiśmie, którego nazwy nie pamiętam. Zrobiła na mnie wówczas ogromne wrażenie i można powiedzieć, że ziarenko zostało zasiane. Odnośnie mody i trendów, to chyba nie są dla nas szczególnie znaczące. Pociągają nas wręcz projekty mniej popularne, rzadziej bądź dawno nieodwiedzane rejony. Do tej pory odkurzaliśmy stare klasyki z „górnej półki” alpinizmu byłego Związku Radzieckiego. To był bardzo dobry trop, na którym jako zespół zdobyliśmy szereg ważnych doświadczeń.
Podchodzenie po linie w drugiej części ściany
CO WIEDZIELIŚCIE O SAMEJ ŚCIANIE?
PK: Ta ściana to ikona postsowieckiego alpinizmu, mająca reputację jednej z najbardziej wymagających technicznie. Od samego początku szukaliśmy w rejonie celów mikstowych, raczej alpinistycznych niż pod klasyczny big wall. Ściana Aksu zwróciła naszą szczególną uwagę. Nie od razu mieliśmy pewność, czy chcemy się z nią mierzyć i czy jesteśmy na to gotowi. Z czasem pogodziliśmy się z myślą, że byłby to główny cel wyjazdu, jeśli warunki pozwolą. Zgodnie uważaliśmy, że jakiekolwiek powtórzenie tam będzie poważną lekcją. Dodatkowo podkręcił nas fakt, że dotychczas nie próbowali jej przechodzić wspinacze z Zachodu. Jedynym takim akcentem było zrobienie w 1990 roku zachodniej grani przez Chrisa Wattsa i Micka Fowlera, który określił ją mianem raczej poważnej. Prawdopodobnie ostatnim przejściem było chyba nie w pełni klasyczne powtórzenie kombinacji dróg Troszczinienko – Klienow autorstwa braci Niefiedowów w 2011 roku. Droga Troszczinienki, którą ostatecznie wybraliśmy, ma najwięcej powtórzeń (około dziesięciu). Dostaliśmy dobre opracowanie z 2006 roku, a zarówno przed wyprawą, jak i po niej spotkaliśmy się z jednym członkiem zespołu, który ją pokonał. Dodatkowo mieliśmy opis Drogi Mogiły z 2009 roku, która została przygotowana pod zjazdy i była naszą linią powrotną.
Rozmawiał / ANDRZEJ MIREK
Całość tekstu znajdziecie w magazynie GÓRY numer 6/2022 (289)
Zapraszamy również do korzystania z czytnika GÓR > http://www.czytaj.goryonline.com/