Alaska 2004, Citadel
Last Cry Of The Butterfly
Prowadzę trudny wyciąg w połowie ściany. Pierwszy dzień słońca po załamaniu pogody. W pewnym momencie zauważam drżenie skały. Porusza skrzydłami, dziesiątkami skrzydeł. Nagle odpływa w powietrze. Chmura motyli przelatuje przez Alaskę, odpoczywa na nagrzanych w słońcu ścianach. Jak przetrwały wczorajsze załamanie pogody i co się z nimi stanie jutro, pojutrze, gdy nadejdzie kolejna burza? Zastygam na moment jak one, po chwili odlatują. Wieczorem chowam się w portaledge’u i długo nie mogę zasnąć. Następnego ranka ponownie budzi nas srogi mróz i kolejny opad śniegu.
Wenezuela 2010, Acopan Tepui
Mysterios
Półka w połowie ściany, jedyny występ skalny, na którym można swobodnie położyć się na karimacie. W trakcie dzisiejszej wspinaczki zawisł obok mnie koliber, papuga krzyczała głośno w położonej nisko pod stopami dżungli, a nad głową po pionowej ścianie rozpierzchły się gekony. Wieczorem, gdy zachodzi słońce, kładę się spać i obserwuję wypalające się trawy, aż po horyzont sawanny. Nad ranem budzą mnie pierwsze promienie słońca. Ciepło rozpływa się po skórze. Budzę się przed kolejnym dniem wspinaczki.
Acopan Tepui, Wenezuela; fot. Marcin Szczotka
Pakistan 2000, Nangmah Walley
Magiczna chwila
Karawana do doliny Nangmah. Schodzę samotnie z bazy na położoną 500 metrów niżej polankę Mingulu. Boli mnie głowa, chcę się lepiej zaaklimatyzować. A może to tylko pretekst, by pobyć trochę w samotności. Niskie, karłowate drzewa rzucają cień na krótką, lecz gęstą trawę. To miejsce wygląda jak raj, dookoła morze skał, strumyk. Krzykacz [Krzysztof Belczyński – przyp. red.] czeka na mnie w bazie. Aklimatyzuję się, czytam przywiezioną z Polski książkę, jem słodycze. Mój zegarek zatrzymał się w miejscu, słońce zawisło na niebie. Przez chwilę czuję się sam na całym świecie. Wszystko, co pozostało mi w głowie, wydaje się jedynie wspomnieniem przeszłości.
Skałki Podlesickie 1993, Kroczyce
Pierwszy sezon letni w skałkach po kursie. Prowadzę Drewniane Palce VI.2. Czuję się zmęczony, cała zima treningu wydaje mi się bezcelowa. Wiarę odzyskuję po kilku godzinach, po poprowadzeniu Raz Do Turcji Się Wybrałem VI.4/4+. Pod skałką kolega nuci „We are the champions…”. Zjeżdżam, czyszcząc ekspresy, dotykam niewielkich dziurek, nie wierząc, że udało mi się przejść tę drogę. Wieczorem smażymy placki owsiane na zdeptanej rynnie nad ogniskiem, przegryzamy ogórkami. Ktoś gra na gitarze. Czuję złamaną granicę i planuję kolejną drogę. Wierzę w swoje siły.
Cień Cerro Torre na stokach Fitz Roy’a, Patagonia 2005/6; fot. arch. Marcin Tomaszewski
Patagonia 2012, Cerro Torre
Ferrari Route
Budzimy się z Kubą [Radziejowskim – przyp. red.] w namiocie na lodowcu. Pakujemy plecaki i podchodzimy pod ścianę. Po dwunastu godzinach wspinaczki stajemy na szczycie Cerro Torre. Po błękitnym niebie leniwie sunie słońce. W oddali wyrasta Fitz Roy, Poincenot, Patagonia mieni się w odblaskach słonecznych promieni. W ciągu dnia wspinamy się po falach zalodzonego morza, najlepszych od wielu lat. Przed zachodem docieramy do namiotu. Po ostatnim zdobyciu szczytu w 2006 roku Drogą Przez Kompresor z Krzykaczem czuję, że wyrównałem rachunki z górą. Po przejściu nitów Maestriego kazała mi wracać w burzy, ratując przy tym życie przyjaciela. Klasycznie pozwoliła odejść w promieniach gorącego słońca. Dziękuję ci, góro.
Tatry Polskie 1996, Kazalnica Mięguszowiecka
Nowa droga solo – Ostatni Mohikanin
Trzy dni samotności. Odkrywam siebie na nowej drodze na Kazalnicy Mięguszowieckiej, zimą. Podchodząc pod ścianę, widzę, jak pochyla się nade mną niczym okapturzony mnich. Spogląda z powątpiewaniem, drwi. Z każdym dniem oswajam ją sobie, tak jak można oswoić się z lękiem, osamotnieniem, wypowiadanymi do samego siebie słowami. Trzeciego dnia osiągam kulminację ściany. Zjeżdżam drogą i to jest właśnie ta chwila, w której odżywam. Czuję się ostatnim człowiekiem na świecie, czuję, że nie zniknę tak po prostu, pozostawiam coś po sobie. Ślad, który widoczny jest nawet dziś, po upływie niemal osiemnastu lat. Wspominając O.M., wciąż czuję ten dzień, w którym stałem się nieśmiertelny.
Baffin Island 2002, Mount Thor, Pagnirtung Fiord
Nowa droga Absolute End
Po tygodniu wspinaczki w pionowej ścianie docieramy w końcu do komfortowej półki, na której możemy zdjąć uprzęże i przygotować się do ataku szczytowego. Przed nami rozpościera się górski krajobraz z przepływającymi pomiędzy szczytami strzępkami chmur. Moja głowa jest jeszcze w stanie wojny po trudnościach dolnej części ściany. Pokaleczone, spuchnięte dłonie są świadectwem ostatnich dni. Wieczorem, po rozbiciu biwaku, parzę sobie kawę. Siadam na krawędzi półki i celebruję chwilę. Myślę o tym, gdzie jestem, jaką drogą podążam i że spełnianie marzeń jest możliwe. Przed snem czytam kolejny rozdział ciekawej, zabranej w ścianę książki.
Pakowanie pod Cerro Torre, Patagonia 2005/6; fot. Krzysztof Belczyński
Tatry Polskie
Łańcuchówka Expander, 4 × Sprężyna
Po ponad dwudziestu godzinach kończymy ostatnią Sprężynę na Kościelcu i schodzimy do schroniska. W Betlejemce witają nas instruktorzy prowadzący w Tatrach szkolenia. Klepią z uznaniem po plecach. Ledwie żywi dajemy się nakarmić i napoić, Krzykacz zasypia po kilku minutach. Siedzę na ławie i wciąż czuję, jakbym był w drodze. Tysiące kroków, tysiące przechwytów w skale nie pozwalają mi zasnąć. Zamykam oczy i widzę przed sobą granit, kosodrzewinę i piargi. Czuję się przesiąknięty górami i wysiłkiem. Mam wrażenie, że spaliłem lub wypociłem złe emocje. Jestem czysty.
Krajobraz Tepui, Wenezuela; fot. Wojciech Wendzel
Kanada 2012, Ziemia Baffina
Superbalance
Atak szczytowy. Po kilku godzinach wspinaczki stajemy wraz z Reganem [Markiem Raganowiczem – przyp. red.] na szczycie Polar Sun Spire. W trakcie podchodzenia po poręczówkach mijamy granicę i wychodzimy nad białe morze chmur. Wreszcie słońce. Za sobą mamy ponad dwadzieścia dni na zmrożonej i zacienionej północnej ścianie. Zawsze wierzyłem, że za ciężką pracę należy się nagroda. Oto i ona. Przy kopczyku na najwyższym wierzchołku spoglądamy za siebie. Na chmurach odbija się szczyt z niewielkimi postaciami, wokół których rozświecają się barwne aureole. Widmo Brockenu! Wiem, że ta chwila już nigdy nie wróci. Dziękuję ci góro za taką nagrodę, zapracowaliśmy sobie na nią.
Bieszczady 1997, Połoniny
Wczoraj byłem na Połoninach. Siedzę z przyjaciółmi przed namiotem, parzymy herbatę. Zachód słońca zabarwia góry na czerwono. Zamykam oczy i marzę o górach moich marzeń. Himalajach, Ziemi Baffina, Patagonii. Czuję, że kiedyś tam pojadę.
Tekst / MARCIN TOMASZEWSKI
* * *
Tekst został opublikowany w Magazynie GÓRY numer 1/2014 (236)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > link