baner
 
 
 
 
baner
 
2011-08-01
 

Wywiad z Anną Czerwińską - "GÓRfanką"

Wywiad z Anną Czerwińską na temat książki "GórFanka w Karakorum 1979-1986"

Książka ta dotyka istoty obcowania człowieka z górami. Czym dla ciebie jest alpinizm, ta szczególna forma górskiej działalności?

Alpinizm łączy się dla mnie z pobytem w górach, wszystko jedno czy są to góry małe, czy te najwyższe. Mam wrażenie, że jest to odpowiednia arena dla mojej działalności, w żadnej innej działalności nie potrafię dać z siebie tyle, ile w górach. Dlatego też w tych górach dalej próbuję istnieć i mierzyć się z kolejnymi wyzwaniami. Nie muszą być najtrudniejsze, ale każde z nich jest ciekawe choćby przez to, że w pewnym momencie muszę tak dużo z siebie dać, co potem daje mi ogromną satysfakcję.

Twoja górska droga właśnie w latach 80., prezentowanych w tej książce, przechodziła zmienne koleje. Jak to chronologicznie wyglądało?

Książka obejmuje spory kawał mojej górskiej działalności, a konkretnie w Karakorum. Muszę powiedzieć, że w tej działalności sporo było przypadkowości. Nie zawsze wybierałam górę, na której najbardziej mi zależało, bo równie ważne było to, że akurat w danym czasie na daną górę mogłam pojechać. W tamtych czasach wyjazd na poszczególną wyprawę wiązał się z wieloma uwarunkowaniami, nie wszystko zależało ode mnie. W mojej działalności górskiej w tamtych latach przewija się też taki motyw, że jedno wypływa z drugiego. Z wyprawy na Gasherbrumy w 1975 roku, która została opisana w poprzedniej książce, wynikła bowiem wyprawa na Rakaposhi, potem pojawiły się wyprawy na K2, opisane w jednym bloku, w międzyczasie była jedna wyprawa na Broad Peak, druga na Nangę Parbat. To wszystko się ze sobą zazębiało, tak się trochę samo przędło.

Natomiast, jeżeli chodzi o sferę mojego zaangażowania i moich przeżyć, to zawsze w każdą wyprawę wkładałam maks tego, na co mnie było stać. Nie zawsze to procentowało, czyli nie zawsze udawało mi się wejść na szczyt, a niekiedy, tak jak w nieszczęsnym sezonie ‘86, który kończy tę książkę, odnosiłam ciężkie obrażenia psychiczne i naprawdę musiałam się mocno wziąć w garść, by jeszcze w Karakorum, a dokładniej w rejon K2 powrócić. Bo pomijając moje olbrzymie wyczerpanie wyprawą i stopień ryzyka, z którym ta wyprawa się wiązała, zginęło wtedy wielu moich dobrych znajomych - Jullie Tullis, Alan Rouse, Renato Casarotto, który był naszym przyjacielem bazowym, a co gorsza trójka Polaków – Tadek Piotrowski, Wojtek Wróż i Dobrosława Miodowicz-Wolf. Nastąpił taki ciąg górskich tragedii, który spowodował, że zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam dalej w te góry jeździć. Ale przyszłość pokazała, że jednak ten ciąg do gór okazał się mocniejszy...

Więcej na:  
http://annapurna-info.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=139:wywiad-z-ann-czerwisk

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com