baner
 
 
 
 
baner
 
2006-04-07
 

Sabadiee! Witajcie w Laosie!- relacja Jacka Kudłatego

Niby się tego spodziewaliśmy, lecz przyznać trzeba, że Laos przywitał nas totalnym melanżem kultur i pomieszaniem stylów.


Niby się tego spodziewaliśmy, lecz przyznać trzeba, że Laos przywitał nas totalnym melanżem kultur i pomieszaniem stylów. Z jednej strony potworna bieda i zacofanie, a co za tym idzie, wyjątkowa dbałość o religię i tradycję, z drugiej zaś komunizm i kapitalizm wrzucony do jednego worka. Dodajmy do tego resztki francuskiej kolonialnej architektury w miastach i apele z pieśniami narodowo-wyzwoleńczymi śpiewanymi przez dzieci na szkolnych podwórkach (w cieniu palm i wciąganej na maszt laotańskiej i rosyjskiej flagi) i można pomyśleć, że znaleźliśmy się w świecie którego nie ma, a jednak…
Sabadiee! Witajcie w Laosie!
Przemieszczając się z położonej przy granicy z Tajlandią uśpionej stolicy kraju Vientiane na północ planowaliśmy dotrzeć do potężnego krasowego masywu w okolicy miasteczka Vang Vieng i tam skupić się na eksploracji skał, których miało być mnóstwo. Kilkusetmetrowe wapienne stożki tworzyły naprawdę niezwykły krajobraz, ale ściany w okolicy Vang Vieng okazały się być kompletnie nieprzydatne wspinaczkowo. Zarośnięte totalną dżunglą, która wdzierając się wszędzie, nie oszczędziła nawet pionowych i przewieszonych skalnych ścian. Mówiąc krótko - ściana jest, ale zieleni... Jedyne możliwości na nowe drogi wspinaczkowe, jakie wypatrzyliśmy, znajdowały się w środku gór, a dokładnie w jaskiniach… Tam, gdzie dżungli nie udało się jeszcze wedrzeć, a wapienne lite formacje, aż prosiły się o poprowadzenie dróg. Do tego w ich wnętrzu panowały całkiem znośne w porównaniu z lądem  temperatury, ale również nieznośna ciemność… Ruszyliśmy więc na północ w poszukiwaniu kolejnych możliwości. Osnuta kiepską sławą droga nr 13, na której zaledwie dwa lata temu bandyci wywlekli z autobusu i uśmiercili 8 turystów, a trzy lata temu 12-tu uchodzi za jedną z najniebezpieczniejszych w całej Azji. Poza kosmicznymi krajobrazami i najbiedniejszymi ludźmi świata nie napotykamy jednak nic niepokojącego. Docieramy do Luang Prabang - historycznej stolicy Laosu, prawdziwej perły z listy UNESCO. Jednak naszym planem jest położona 30 km dalej na północ przy rozwidleniu wód Mekongu i Nam Pak Ou maleńka osada rybacka. Wiemy o 200-metrowej wapiennej ścianie wyrastającej częściowo wprost z wody. Z nią wiąże się nasza wspinowa nadzieja. Docieramy do wioski. Dopada nas tłum tubylców wiążących z nami całkiem spore oczekiwania finansowe… Lokalna ludność żąda pozwolenia na przebywanie w wiosce i opłaty za wspinanie - w dolarach!
Udaje się nam to ustalić przy pomocy Flinta - Australijczyka, który postanowił pracować charytatywnie w Laosie i zdążył już poznać trochę język. W wiosce bowiem nikt nie mówi po angielsku, a rozmowa na migi jakoś się nie klei. Usiłujemy tłumaczyć ludności, że przyjechaliśmy tu w celu robienia nowych dróg wspinaczkowych i jakie dla wioski wynikną w przyszłości korzyści. Staramy się też ich przekonać, że będziemy tu spali, jedli i wynajmowali od nich łódź - za pieniądze przecież. Mimo wydatnej pomocy ze strony Flinta odnosimy jednak wrażenie, że dla tych ludzi liczy się wyłącznie tu i teraz i jesteśmy po prostu kolejnymi białasami do wygolenia z dolców, a jeśli profesjonalna ekspedycja to tylko lepiej, zapewne są w stanie więcej zapłacić… I oto po dwóch tygodniach poszukiwań dotarliśmy pod ściany, które są jakby na wyciągnięcie dłoni, po drugiej stronie rzeki, przez którą nie jesteśmy się jednak w stanie przeprawić…
Wściekli na Laos, komunę, kapitalizm i wszechobecną w Azji rządzę zielonego pieniądza wracamy do Luang Prabang kołować zezwolenie na wspin. Czekając na wydanie tak abstrakcyjnego dokumentu czasu jednak nie marnujemy. Wynajmujemy łódż by na lekko, jedynie ze sprzętem wspinaczkowym udać się direkt pod ścianę - w celu wspinu nielegalnego. Wyskakujemy z łodzi już po właściwej stronie rzeki i wtapiamy się w dżunglę dzielącą nas od ścian. Mamy nadzieję, ze wspinanie nie jest tu karane równie surowo jak posiadanie narkotyków…

Mateusz restuje w dachu na 7B.



2006-04-7

(kg)

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com