W 2007 roku w Dolinie Yosemite bawił Janek Gałek. Janek jest znany wszystkim, którzy w choć najmniejszym stopniu interesują się slacklinem lub jego wersją na „wysokości”, czyli highlinem. Do niego należą bowiem wszystkie możliwie polskie rekordy w obu tych dyscyplinach. Jego umiejętności są znane także poza granicami naszego kraju, dlatego został zaproszony na międzynarodowe spotkanie, które odbyło się w Dolinie Yosemite od 11 do 31 lipca. Na Lost Arrow Spire został zamontowany 17-metrowy highline, który w ciągu tych kilku dni przeszło prawdopodobnie więcej osób niż w ciągu 22 lat od pierwszego takiego przejścia, którego dokonał Scott Balcom 13 lipca 1985 roku.
Prawie dokładnie w 22 rocznicę przejścia Scotta (14 lipca) Janek jako prawdopodobnie dopiero trzecia lub czwarta osoba na świecie pokonał tam i z powrotem highline zawieszony około 880 metrów nad dnem Doliny w swojej pierwszej próbie. W sumie podczas całego tegorocznego meetingu Janek pokonał tą odległość 10-12 razy. Podczas niektórych przejść udało mu się zrobić kilka statycznych tricków. Spadł tylko raz, praktycznie zdmuchnięty przez wiatr. Nie trzeba chyba dodawać, iż Janek jest pierwszą osobą z Polski, która pokonała rozwieszaną w tym miejscu taśmę. Jeśli chodzi o Polaków, to aż do lipca tego roku jedyny highline w Dolinie, rozwieszony na Rostrum i o długości około 10 metrów, pokonała w zeszłym roku Marta „Młoda” Czajkowska. Wspomnienia Janka z jego pobytu w Dolinie, ubarwione niesamowitymi zdjęciami zamieścimy w jednym z najbliższych numerów. Pobyt naszego czołowego highlinowca w Kalifornii pomogła sfinansować firma Slackstar.
Janek Gałek podczas przejścia highline na Lost Arrow Spire
fot. arch. Janek Gałek
B.A.S.E. W DOLINIE – TEŻ PO POLSKU
W Yosemitach działał też inny Polak, być może nie na niwie wspinaczkowej, ale na pewno warto o tych dokonaniach wspomnieć, gdyż od lat Dolina kojarzy się nie tylko ze wspinaniem, ale także z Base Jumpingiem (to tutaj oddano pierwszy taki skok w pierwszej połowie lat 80-tych) oraz z slacklinem, który też narodził się w tym miejscu.
Znany naszemu środowisku głównie z pierwszego skoku B.A.S.E. w Tatrach (konkretnie z Kazalnicy Mięguszowieckiej) Olek Domalewski (Diverse Extreme Team) odwiedził USA z myślą o skokach w najsłynniejszych miejscach tego kraju. Poza Moab, które od kilku lat jest jednym z najpopularniejszych takich miejsc (często wychwalał je Dean Potter) Olek wraz ze znajomym z Niemiec odwiedził także na dwa dni Dolinę. Ponieważ panowie mieli napięty harmonogram podróży, zdecydowano się oddać skoki tylko z najbardziej znanych exit-pointów, czyli Half Doma i El Capitana. Oba skoki odbyły się w kombinezonach wingsiute i dokonano ich – ze zrozumiałych względów – późnym wieczorem. Na Half Dome od miejsca skoku do miejsca lądowania było około 1400 metrów i czas trwania lotu Olka zanim otworzył spadochron wynosił aż około 60 sekund. Kolejny dzień to ściana El Capitana i długi lot aż nad El Cap Meadow, gdzie nastąpił szybki przepak i opuszczenie miejsca „przestępstwa”.
Ściany Doliny Yosemite od kilku lat są marzeniem basejumperów z całego świata, nie są jednak tak popularne jak np. znajdujące się w Norwegii ściany Trolli – głównie ze względu na możliwość sankcji prawnych. Skoki Olka były prawdopodobnie pierwszymi skokami oddanymi tam przez Polaka. Podczas swojego krótkiego wyjazdu Olek oddał 18 skoków typu B.A.S.E. z 16 różnych obiektów, tym samym ma ich na swoim koncie blisko 250.
Olek i El Capitan
fot. arch. Olek Domalewski
NA ŻYWCA I NIE TYLKO
Oczywiście w Dolinie nie tylko się „ścigano”. Na kartach historii wspinania w tym miejscu, ale już w zupełnie innej kategorii z pewnością zapisze się Alex Honnold. Jeszcze wiosną w towarzystwie Briana Kimballa dokonał on siódmego jednodniowego przejścia Freeridera VI, 5.12d, 37 wyciągów, a już w październiku tego roku w ciągu trzech dni dokonał jedenastego powtórzenia Salathe Wall VI, 5.13b, 35 wyciągów. Można zatem przyjąć, że jego odważne solowe przejścia, o których chcemy napisać, a które miały miejsce w wrześniu tego roku, były swoistym treningiem
przed tą najtrudniejszą, „rysową” drogą w Dolinie, jaką niewątpliwie jest Salathe.
Wróćmy jednak do sedna sprawy, Honnold jako trzeci na świecie pokonał bez asekuracji jedną z najsłynniejszych dróg Doliny – Astromana 5.11c, 10 wyciągów. Następnie tego samego dnia przeszedł bez liny kolejny wielki yosemicki klasyk, jakim jest droga Regular North Face Route 5.11c, 8 wyciągów, znajdująca się na Rostrum. Wcześniej czegoś takiego dokonała tylko jedna osoba – Kanadyjczyk Peter Croft. Pierwsza taka „łańcuchówka” w jego wykonaniu miała miejsce w 1987 roku, później kilkukrotnie jeszcze żywcował każdą z tych dróg osobno (Regular North Face Route potrafił na przykład zrobić jednego dnia w porze przedobiadowej kilkukrotnie!). Natomiast drugim freesolistą na Astromanie był Dean Potter, który to pokonał tą drogę w tym stylu w 2001. Potter jednak korzystał z łatwiejszego, nieoryginalnego wariantu na drugim wyciągu. Gratulujemy i nie zachęcamy;-)
Poza Honnoldem na wielkich klasycznych ścianach wspinali się też inni. Największym zainteresowaniem cieszyła się wytyczona w 1998 roku przez braci Huberów droga El Nino VI 5.13c A0, 30 wyciągów. Jest to jakby klasyczny wariant do drogi North America Wall VI 5,8 C3, 28 wyciągów. Jej kluczowe trudności przypadają na wyciągi biegnące płytami, są zatem „przyjazne” dla wspinaczy spoza Ameryki, którzy z reguły mają bardzo duże problemy z przestawieniem się na wspinaczkę w formacjach rysowych. Do takich z pewnością należy Martina Čufar, która już drugi raz w tym roku odwiedziła Dolinę. Pamiętamy, ze podczas swojego poprzedniego, wiosennego pobytu w USA najpierw przez kilka tygodni uczyła się wspinać w rysach w Indian Creeak, a następnie – zmieniając się na prowadzeniu – przeszła wraz z Seanem Leary drogę Golden Gate VI, 5.13b, 41 wyciągów. Było to dopiero piąte przejście tej drogi. W tym roku jej głównym celem stało się właśnie El Nino. Także tym razem Martinie miał towarzyszyć Sean. Niestety, pomimo iż 23 wyciągi Słowenka pokonała w stylu onsight, to trzy 5.13-tki okazały się dla niej za trudne – zwłaszcza, że Martina nie miała zbyt dużo czasu na patentowanie drogi. Sama zainteresowana zapowiada powrót na drogę i do Doliny, którą jest zachwycona. Na koniec warto dodać, iż udało jej się poprowadzić jednowyciągową słynną rysę The Phoenix 5.13a. Jest to jedno z nielicznych przejść kobiecych tej linii.
El Niño było także celem Australijczyka Lee Cosseya, dotychczas bardziej kojarzonego z przejściami sportowymi lub bulderingiem. Najpierw w ramach „rozgrzewki” w towarzystwie Lawrence Dermody pokonał najpopularniejszą z trudniejszych dróg klasycznych, znajdujących się na ścianie El Capitana, czyli wspominanego już wyżej Freeridera. Obydwaj wspinacze, zarówno prowadzący, jak i wspinający się na drugiego, pokonali linię w całości klasycznie. Było to prawdopodobnie dopiero pierwsze przejście zespołu z Antypodów i dziewiąte „nieamerykańskie”. Następnie rozpoczęto akcję na El Niño, którą początkowo Cossey planował przejść w najszlachetniejszym stylu - onsight. Jego wspinaczka trwała sześć dni, a Australijczykowi udało się pokonać w pierwszej próbie (sześć wyciągów w stylu flash) 27 długości liny – w tym aż cztery o trudnościach 5.13. Pozostałe trzy, także „trzynastkowe” (te, które zatrzymały Martinę), zostały przez niego pokonane w drugiej próbie. Było to dopiero szóste przejście tej drogi, która – co ciekawe – nie cieszy się dużą popularnością wśród wspinaczy amerykańskich (dotychczas pokonał ją tylko jeden tutejszy zespół). Własnym wariantem, omijającym najtrudniejsze miejsce, powstałe na 26 wyciągu po urwaniu się kluczowego chwytu, drogę w 2003 roku pokonał zespół Steve Schneider, Brian Cork i Heather Baer. Australijczycy podjęli jeszcze próbę pokonania Golden Gate. Ale jak wynika z ostatnich doniesień z Doliny, jakimi dysponujemy, bez powodzenia.
Ostatnim mocnym akcentem na niwie wspinaczki klasycznej na ścianie El Capitana jest pokonanie w październiku, w rewelacyjnym czasie 13 godzin, kilkukrotnie już dziś wspominanej drogi Freerider. Tego niesamowitego przejścia dokonał asekurowany przez Alexa Honnolda, mało dotychczas znany Jake Whittaker.
GÓRY nr 10 (161) 2007