baner
 
 
 
 
baner
 

Aconcagua – vademecum zdobywcy

Przedstawiamy kolejny zestaw praktycznych informacji dla osób zakładających, że niebawem znów będzie można wyruszyć na wyprawę w odległe góry. Aconcagua to ambitny cel – kondycyjnie, ale i finansowo. Warto więc przypomnieć sobie, co o tym szczycie napisał Tomek Kobielski z agencji Adventure 24, by następnie pogłębić wiedzę podczas spotkania live z autorem, na którym dowiecie się więcej o samej wyprawie w Andy, jak i o aktualnej sytuacji związanej z planowaniem wyjazdów. Śledźcie nasz profil FB, gdzie niebawem podamy dokładny termin spotkania.

Zbocza Aconcagui oświetlone zachodzącym słońcem, widok z Plaza de Mulas; fot. Tomasz Kobielski

 

Najwyższa góra Ameryki Południowej i druga co do wysokości w Koronie Ziemi. Leży w argentyńskiej części Andów, najdłuższego pasma na świecie. Bardzo często mówi się, że jest siedmiotysięcznikiem. Choć do tego miana brakuje jej naprawdę niewiele metrów, to jednak formalnie pozostaje sześciotysięcznikiem. Dla wielu osób stanowi przepustkę w góry najwyższe – nie bez powodu, ponieważ poza szczytami Himalajów i Karakorum jest najwyższa na świecie. Dlatego po zdobyciu jej wierzchołka można śmiało planować wyprawę na swój pierwszy ośmiotysięcznik.

 

SEZON I POGODA

Aconcagua (6962 m) jest najczęściej zdobywana w okresie letnim, oczywiście na półkuli południowej, czyli od końca listopada do około połowy marca. Zdarzają się też wejścia zimowe, przypadające na „nasze” lato, ale są niezmiernie rzadkie. Zezwolenie na zdobywanie szczytu o tej porze roku wymaga odpowiedniego górskiego CV i prawie dwukrotnie wyższej niż latem opłaty, co wskazuje, że lokalne władze niechętnie odnoszą się do takich przedsięwzięć. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepszą porą na zdobywanie Aconcagui jest styczeń i luty. Szansa na dobre warunki jest wtedy statystycznie największa, choć oczywiście bywa różnie. Prowadzę w tych okresach wyprawy od 10 lat i tylko raz nie udało się wejść ze względu na pogodę.

 

Lato w Andach nie oznacza, że na górze będzie ciepło, zalicza się ona bowiem do zimnych i wietrznych. Potrafią tam zaskakiwać gwałtowne załamania pogody, a wiatry wieją z prędkością przekraczającą 100 kilometrów na godzinę. Nie należy zatem bagatelizować Aconcagui niezależnie od sezonu. Każdego roku, według statystyk lekarskich, notowane są przypadki poważnych odmrożeń i wypadki górskie, także śmiertelne.

 

W drodze pod Aconcagua; fot. Tomasz Kobielski

 

TRANSPORT I ORGANIZACJA

Aby dostać się pod masyw, lecimy do Argentyny, bowiem góra w całości leży na jej terytorium. Czasem napotkać można opinie, że jest też szczytem chilijskim – wprawdzie do granicy w linii prostej jest bardzo blisko, jednak Aconcagua jest dumą wyłącznie Argentyńczyków.

 

Mamy kilka opcji lotu. Z Europy przez Buenos Aires lub Santiago de Chile na lotnisko w Mendozie lub troszkę tańszą, z lotem do Buenos lub Santiago i dojazdem do Mendozy autobusem. Tam robimy ostatnie zakupy przed wyprawą. Dotyczy to głównie żywności, bo sprzęt zdecydowanie polecam przywieźć z kraju – jest tu kilka sklepów górsko-outdoorowych, ale nie są zbyt dobrze zaopatrzone. Nawet Argentyńczycy często kupują ekwipunek w Chile, ponieważ droga z Mendozy do Santiago ma zaledwie kilkaset kilometrów. Na miejscu można wprawdzie wypożyczyć trochę sprzętu, ale wybór jest ograniczony i trudno go porównać do ofert wypożyczalni na przykład w Chamonix, poza tym opcja ta do tanich nie należy.

 

Wszystkie formalności w Ministerstwie Turystyki także należy załatwić w Mendozie. To jedyne miejsce, gdzie kupimy pozwolenia na wstęp do parku narodowego i na zdobywanie szczytu, przy wejściu do parku nie będzie takiej możliwości. Tu ciekawostka: pozwolenia kupowane samodzielnie są droższe niż załatwiane poprzez lokalne agencje. Jak widać, ministerstwo wspiera sektor turystyki. Dotyczy to także polskich firm, które współpracują z miejscowymi operatorami wycieczek.

 

Mendoza to bowiem siedziba miejscowych agencji górskich i przewodnickich. Jest ich niemało, ale z jakością bywa bardzo różnie. Jedną z największych jest Inka Expediciones (inka.com.ar), która bardzo profesjonalnie obsługuje wyprawy, a jej serwis w bazach pod Aconcaguą wyraźnie wyprzedza konkurencję. Jeśli zdecydujecie się organizować wyprawę samodzielnie, warto zajrzeć do niej po pomoc. Trzeba jednak pamiętać, że firmy te pracują na zasadach podobnych do tych panujących w Alpach, czyli wyłącznie z licencjonowanymi przewodnikami górskimi. Jakość usług stoi zatem na najwyższym poziomie, ale nie należą one do „tanich, bo lokalnych”. Dotyczy to również pomocy porterów w górach, podobnej do tej, jaką oferują tragarze w Himalajach (nie mylić z Szerpami). Jednak w Argentynie nie wywodzą się oni spośród okolicznych mieszkańców, lecz są to zarobkujący wspinacze lub wysokogórscy turyści. Zapewne wpływ na ceny ma również fakt, że sezon na tej górze trwa krótko, a często musi zapewnić im dochód na cały rok. Oczywiście, korzystanie z tych usług nie jest obowiązkowe.

 

Wyjście z Plaza de Mulas do obozów wyższych; fot. Tomasz Kobielski

 

Warto zwrócić uwagę, że są różne rodzaje pozwoleń i jeśli chcemy zdobywać szczyt, a nie tylko iść na trekking w doliny, należy to wyraźnie zaznaczyć, co wiąże się oczywiście z wyższą opłatą, zależną również od miesiąca, w którym się wspinamy. Kwoty mieszczą się w przedziale od 600 do 1000 dolarów, ale każdego roku następują korekty i przed sezonem, w okolicach listopada, podawany jest aktualny cennik ministerstwa turystyki.

 

Co do reszty kosztów, można je minimalizować, wnosząc wszystko na własnych plecach, samodzielnie zakładając bazy i obozy oraz wspinając się bez przewodników. W takiej sytuacji warto zakupić tylko podstawowe opcje, jak transport w góry czy transport bagaży na mułach do bazy. Jednak może sobie na to pozwolić tylko osoba z dużym doświadczeniem wysokogórskim.

 

Istnieją także pakiety „full”, z przewodnikami, jedzeniem itd. Wtedy w bazach do dyspozycji dostaniemy wygodne, duże namioty typu mesa, w których zjemy przygotowywane posiłki, i całą armię uśmiechniętych, w każdej chwili gotowych do pomocy pracowników agencji. Można wybrać, czy chcemy wspinać się w grupach międzynarodowych z lokalną agencją, czy też z agencją z Polski, w polskich grupach i z polskimi liderami. Jak wspomniałem, wersja miejscowa będzie niestety dużo droższa. Ceny na nadchodzący sezon plasują się w granicach 4000 dolarów, nie wliczając pozwoleń. W agencjach polskich zazwyczaj zależą one od pakietu i zaczynają się od około 2000 dolarów. Wynika to z faktu, że dołączając do grupy w Argentynie, nie mamy wyboru, czy na przykład będą nam towarzyszyć porterzy – ich wynagrodzenie jest standardowo wkalkulowane w koszt i liczone z góry. Dotyczy to także wielu innych usług, na przykład jedzenia serwowanego w bazach, a nawet w górnych obozach. Natomiast w dobrych polskich biurach można zamówić dokładnie to samo, ale wybierając opcje dostosowane od potrzeb. Finalnie cena będzie przynajmniej o około 1000 dolarów niższa, a usługi w bazie realizowane przez dokładnie tę samą, miejscową agencję.

 

AKCJA GÓRSKA – TYPOWY PROGRAM

Po załatwieniu biurokratycznych spraw ruszamy w końcu w kierunku upragnionej góry. Do Los Penitentes lub troszkę wyżej, do Puente del Inca, jedziemy rejsowym autobusem albo wynajętym samochodem. Powinniśmy spędzić tam noc, zanim wejdziemy w doliny prowadzące do bazy pod Aconcaguą. To już niemal 3000 metrów n.p.m., więc delikatnie odczujemy wysokość. Najczęściej wybieraną trasą na Aconcaguę jest tak zwana Droga Klasyczna poprzez Plaza de Mulas, najłatwiejsza technicznie i z najlepiej rozwiniętą infrastrukturą w bazach.

 

Pole penitentów; fot. Tomasz Kobielski

 

Do Plaza de Mulas ruszamy doliną Horcones z wysokości około 2950 metrów. Po 2–3 godzinach osiągamy bazę pośrednią, Confluencia (około 3400 m). Poza wyjątkowymi przypadkami musimy się tu obowiązkowo zatrzymać na aklimatyzację, przynajmniej na jedną noc. Należy też odbyć obligatoryjne badanie u lekarza na miejscu, które dopuszczają do dalszej drogi w górę. Kolejnego dnia kontynuujemy przejście do celu, na 4350 metrów (około 9 godzin drogi). Dla właściwego oswojenia się wysokością dobrze jednak zostać na 2 noce w Confluencii, z wyjściem aklimatyzacyjnym po pierwszym noclegu, w ramach którego można podejść pod piękną południową ścianę Aconcagui, do Plaza Francia, powyżej 4000 metrów.

 

Różnica wysokości między Confluencią a Plaza de Mulas wynosi 1000 metrów, stąd bardzo wiele osób, które rezygnują z dodatkowego dnia, często odchorowuje to po dojściu do celu. Właściwa aklimatyzacja jest szczególnie ważna w początkowym okresie, ale także w dalszej fazie wyprawy. Skrócenie jej może się zakończyć złym samopoczuciem, co nie tylko nie przyśpieszy akcji górskiej, ale często może ją skomplikować na skutek choroby wysokościowej. Plaza de Mulas leży na wysokości alpejskich szczytów – warto o tym pamiętać, bo prawdziwa akcja zaczyna się dopiero tutaj i wymaga w dobrej kondycji.

 

W Plaza de Mulas również zalecany jest przynajmniej jednodniowy odpoczynek, podczas którego można wyjść na lekko gdzieś niedaleko bazy. Po raz drugi przechodzimy obligatoryjne badanie lekarskie. W każdej z baz należy także zgłosić się do strażników parkowych przed wyjściem i po powrocie, aby odnotowali naszą obecność.

 

W drodze na szczyt zakładamy 2 do 3 obozów. Obóz pierwszy to Canada (5000 m), dwójka to Nido de Condores (około 5400 m), ostatnim jest sławetny Berlin (około 5900 m) lub opcjonalnie Colera, która znajduje się kilkadziesiąt metrów wyżej (dochodzi się do niej około 15-minutowym trawersem na lewo od Berlina). Jest większa i raczej wygodniejsza.

 

Wszystkich obozów używają do spania zazwyczaj tylko ekspedycje lokalnych agencji. Stosują one inny program aklimatyzacyjny, zakładając, że ich klienci są za słabi kondycyjnie, aby zbyt dużo chodzić do góry i w dół, według „książkowych” zasad aklimatyzacji. Atak na szczyt w ich wykonaniu jest nieprzerwanym poruszaniem się do góry, z przystankami w obozach. Pozostałe ekspedycje wychodzą na lekko na 5000 metrów, do obozu Canada, i wracają do bazy. Następnie, po odpoczynku wychodzą na Nido di Condores na 5400 metrów i po spędzonej tam nocy ponowne schodzą do bazy. Takie 2 wyjścia zazwyczaj wystarczą do zdobywania szczytu.

 

Widok ze szczytu na południową ścianę; fot. Tomasz Kobielski 

 

Po odpoczynku ruszamy według schematu: dzień pierwszy – dojście do Nido di Condores i nocleg, dzień drugi – dojście do Berlina lub Colery i nocleg, dzień trzeci – atak na szczyt Aconcagui i zejście na noc do pozostawionych namiotów, dzień czwarty – zejście do bazy na Plaza de Mulas. Oczywiście, musimy przewidzieć dni rezerwowe. Bywa, że pogoda lub złe samopoczucie zatrzyma nas dłużej w Nido di Condores lub w obozach na 5900 metrów, ale nie polecam celowego wyczekiwania na pogodę na górze, lecz zejście do bazy. Jeśli jednak coś takiego się przydarzy, lepiej nocować maksymalnie do wysokości Nido.

 

Dojście z Plaza de Mulas do Nido zajmuje zazwyczaj 5 do 7 godzin, następnych 2 do 3 potrzebujemy na osiągnięcie Berlina lub Colery. Atak na szczyt to 7 do 10 godzin, zależnie od szybkości grupy, pogody i warunków śniegowych. Zejście z wierzchołka do obozu trwa 3 do 4 godzin, a po noclegu w 4 godziny docieramy do Plaza de Mulas. Kolejnego dnia w bazie ekipy pakują obozowiska i wracają długą drogą do wylotu doliny Horcones. Zejście do bram parku trwa przeciętnie 5 do 7 godzin.

 

POTRZEBNY SPRZĘT I PRZYGOTOWANIA

Na Drogę Klasyczną nie potrzebujemy specjalistycznego sprzętu, jak do wspinania w ścianach. Jednak absolutnie konieczne są raki i czekany, zdecydowanie polecam też kije trekkingowe (podejścia i zejścia są bardzo długie). Czekana zazwyczaj używa się tylko na długim trawersie doprowadzającym do żlebu Canaletta i dalej do szczytu – jest tam bardziej stromo, istnieje ryzyko upadku. Warto również mieć przynajmniej 20–30 metrów liny na wypadek asekuracji na krótkich odcinkach – przydaje się wtedy również uprząż. Bywa, że lina jest niezbędna podczas sprowadzania skrajnie zmęczonych wspinaczy, którzy ledwie stoją na nogach. Coraz więcej osób na ostatnim odcinku chodzi w kaskach, bo z góry sypią się kamienie i z tego powodu zdarzały się poważne kontuzje.

 

Autor na szczycie; fot. arch. T. Kobielski

 

Aconcagua Drogą Klasyczną to wariant dość łatwy technicznie, który nie wymaga poruszania się w zespołach linowych – nie przekraczamy lodowców, nie ma szczelin czy ścianek skalnych. Zdziwi się jednak każdy, kto nie weźmie pod uwagę problemów związanych z wysokością. Zdobywanie prawie siedmiotysięcznej góry to poważne przedsięwzięcie, którego nie można porównywać do wchodzenia na szczyty w Alpach czy nawet na Elbrus lub Kazbek. To już kolejny stopień wtajemniczenia i warto być do niego dobrze przygotowanym, zwłaszcza kondycyjnie.

 

DODATKOWE ATRAKCJE

Oprócz wejścia na Aconcaguę warto odwiedzić znane na całym świecie winnice koło Mendozy, by spróbować najróżniejszych gatunków wspaniałych win. Ofertę takiej wycieczki można znaleźć w agencjach lub wybrać się na własną rękę, busem albo na rowerach. Inną propozycją dla aktywnych jest rafting. Po zdobyciu szczytu miło też odpocząć w gorących źródłach, znajdujących się kilkadziesiąt kilometrów od Mendozy. Jeśli zaplanowaliście powrót przez Buenos Aires, koniecznie zatrzymajcie się w tym mieście przynajmniej na jeden dzień. Oprócz zwiedzania zachęcam, by zajrzeć do klubów tango, na pokazy i lekcje tańca. Z Buenos można też polecieć na wodospady Iguazu, uważane za jedne z najpiękniejszych na świecie, natomiast z Mendozy warto pojechać do Chile i zwiedzić stolicę, a następnie udać się nad ocean, do kurortu Valparaiso… Opcji jest bardzo wiele. Do zobaczenia pod Aconcaguą.

 

WARTO WIEDZIEĆ

Język: hiszpański. Po angielsku mówią tylko ludzie związani z turystyką, ewentualnie z biznesem. Warto przyswoić sobie przynajmniej kilka słów po hiszpańsku.

Waluta: peso Argentyńskie. 1 USD = około 28 ARS. Zdecydowanie bardziej opłaca się wymienić dolary lub euro na walutę lokalną. Na lotnisku kursy są niekorzystne, najlepsze są w mieście, trzeba jednak bardzo uważać na stojących na ulicach koników, ponieważ częste są przypadki oszustw i kradzieży.

Formalności: Polacy nie muszą mieć wiz do Argentyny. Płatne są zezwolenia na wejście do Parku Narodowego i zdobywanie szczytu.

Zasięg komórkowy: w całej Argentynie zasięg jest dobry, za wyjątkiem gór, gdzie nie ma go wcale. W Plaza de Mulas działa czasem przekaźnik satelitarny, ale dotyczy to tylko sieci Movistar. Dlatego należy sprawdzić u swojego operatora, czy podpisał z nią umowy. Warto ewentualnie kupić lokalną kartę i korzystać dzięki niej z Internetu.

Elektryczność: wtyczki mają inny kształt – dwa płaskie bolce ustawione ukośnie – co wymusza stosowanie przejściówki. W górach brak elektryczności. Ładowanie tylko w bazach, odpłatnie, z baterii słonecznych.

 

Tekst i zdjęcia: Tomasz Kobielski  / lider agencji Adventure 24

 

Artykuł opublikowany był w Magazynie GÓRY 263 (3/2018)

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com