TOPR to przede wszystkim ludzie - może to banalne i patetyczne stwierdzenie, ale trudno z nim polemizować. Jednak bez odpowiedniego sprzętu nawet najlepsi ratownicy nie są w stanie prowadzić szybkich i skutecznych akcji górskich. Miejmy nadzieję, iż polskie ustawodawstwo uwzględni w najbliższych latach takie unormowania prawne, by Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe mogło być finansowane na nowoczesnych zasadach, podobnych do tych stosowanych na Zachodzie. Na podstawie rozmowy z ratownikiem TOPR, Romanem Kubinem, podajemy skróconą historię ewolucji wybranych elementów sprzętu ratowniczego na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci. Artykuł pokazuje dobitnie, iż - pomimo niedoboru funduszy - toprowcy potrafią utrzymać względnie wysoki poziom swojego wyposażenia.
Zestaw alpejski
Często można spotkać się z błędnym używaniem nazwy Gramminger dla określenia całego zestawu alpejskiego. Tymczasem nazwa Gramminger odnosi się tylko i wyłącznie do stosowanych przed laty szelek, w które zapinano ofiarę wypadku. Obecnie podczas zjazdów z użyciem zestawu alpejskiego stosuje się jedynie trójkąt ewakuacyjny lub nosze. Ewolucji uległy także pozostałe części składowe zestawu. Zaprzestaliśmy stosowania drewnianych bębnów. Ich atutem była wprawdzie niewielka waga, ale z drugiej strony trudniej mocowało się je w terenie. Ponadto przy ich stosowaniu niemożliwe było podciągnięcie do góry ratownika wraz z ofiarą wypadku.
Obecnie, dzięki zastosowaniu bębnów metalowych, istnieje możliwość podciągnięcia obciążonej liny nawet o kilkadziesiąt metrów, ale muszę zaznaczyć, iż jest to bardzo niewygodne. Robiliśmy już tego typu operacje na Kazalnicy, kiedy do ofiary wystarczało zjechać tylko czterdzieści metrów. Podciągaliśmy wtedy linę z noszami do góry zamiast zjeżdżać trzysta metrów do podstawy ściany. Manewr wyciągania jest dosyć skomplikowany. Linka z zestawu alpejskiego jest skonstruowana z mniejszych linek skręconych ze sobą wzdłuż osi. Przy podciąganiu i powtórnym nawijaniu na bęben lina ulega rozkręceniu lub zbyt silnemu skręceniu, co prowadzi do tworzenia się koluch. Chcąc temu zapobiec, musimy dosłownie co metr odwracać bęben. W trakcie opuszczania powyższy problem nie występuje, gdyż na końcu linki zamocowany jest karabinek obrotowy - dzięki czemu linka samoczynnie się odkręca.
Stanowisko do zestawu alpejskiego przygotowujemy wyłącznie z kotw, spitów i haków, nie stosując żadnych punktów mechanicznych, takich jak friendy czy kości. Działając w Tarach Wysokich, bez większych trudności można założyć dobre stanowisko, wbijając wyłącznie haki, ale oczywiście na każdą akcję zabieramy ze sobą także spitownicę. Czasem używamy również kotw, jednak wiertarka jest dość ciężka i zabranie jej w akcję, gdy nie jest możliwe skorzystanie z śmigłowca, wiąże się zazwyczaj z koniecznością powiększenia zespołu o jeszcze jednego ratownika.
Obecnie na rynku są dostępne zestawy alpejskie produkowane przez dwie firmy: Kendler i Terremond. Większość sprzętu do zestawu - liny, złączki, windy - pochodzi od Kendlera. We Francji ratownicy posiadają już o wiele nowocześniejszy sprzęt. W modelach tych istnieje możliwość stosowania na bębnach zarówno linek stalowych, jak i z tworzyw sztucznych. Ich atutem jest także waga, rozmiar oraz opcja współpracy z wiertarką. Aktualnie jednak nie posiadamy odpowiednich funduszy, by pokusić się na wymianę tego elementu naszego sprzętu. Nie ma też znowu tak wielkiej potrzeby pozbywania się obecnego ekwipunku - wyprawy ścianowe z użyciem zestawu alpejskiego należą do coraz rzadszych.
Lawiny
Akcje lawinowe nie różnią się dzisiaj zbytnio od tych sprzed lat. Pojawiły się ostatnio pewne rozwiązania techniczne jak recco czy piepsy, ale oprócz nas, na razie, mało kto je stosuje. Te systemy nie są jeszcze popularne wśród turystów i taterników, za to zaczynają powoli stanowić podstawowe wyposażenie zimowe przewodników, którzy starają się zapewnić klientom pewien poziom bezpieczeństwa - jednak jest to ciągle margines.
Osobiście nie spotkałem się z akcją ratowniczą TOPR-u, w której osoby poszkodowane w lawinie były wyposażone w któreś z tych urządzeń. Oczywiście, nie można tego zakładać i w trakcie poszukiwań zawsze sondujemy lawinisko piepsami i recco. Na świecie stosuje się także technikę sondowania lawiniska ze śmigłowca, ale do takich manewrów musiałaby być odpowiednia maszyna. Sokół do tego typu operacji jest za ciężki, a MI-2 za słaby. Wygląda więc na to, że jest to dla nas daleka przyszłość. Poza tym nasze lawiny dalece różnią się od tych alpejskich - przeważnie są znacznie krótsze i węższe.
Jeśli chodzi o sprzęt lawinowy, to zmianie uległy sondy. Te które wykorzystujemy są - w porównaniu z dawnymi, prętowymi - o wiele lżejsze. Ich wadą jest niestety zbyt delikatna konstrukcja, co w przypadku cięższych warunków pogodowych wiąże się z poważnymi stratami w sprzęcie. Dlatego też, w zakresie sond cały czas jesteśmy na etapie poszukiwania optymalnego rozwiązania, które by pogodziło wymagania w zakresie wagi i wytrzymałości przyrządu.
Aktualnie prowadzimy rozmowy z polskim producentem, który - wyciągając wnioski z analizy sprzętu zachodniego - ma skonstruować sondy dostosowane do naszych potrzeb.
W dalszym ciągu żaden sprzęt nie jest w stanie zastąpić psów, które wciąż odgrywają główną rolę w akcjach lawinowych. Dawniej były to tylko owczarki niemieckie, teraz do służby przyjmujemy także labradory. Szkolenie psów odbywa się zarówno w Polsce, jak i na Słowacji, która posiada bogatą tradycję w tresurze psów ratowniczych.
Środki transportu ratowniczego
Jeszcze dwadzieścia parę lat temu nosiłem ofiary w noszach bambusowych - to był wtedy podstawowy środek transportu. Obecnie używamy tylko noszy francuskich, które są stalowe, ciężkie (ważą ponad szesnaście kilogramów), ale dzięki temu niezwykle wytrzymałe i można je bez obaw ciągnąć po kamieniach. W warunkach zimowych stosujemy jeszcze tzw. pulki - plastikowe wanny oraz skedy zwijane, czyli plastikowe nosze, które są niezwykle wygodne, gdyż łatwo się je transportuje i ciągnie po śniegu.
Łączność
Naszym głównym środkiem łączności ciągle są radiostacje. Korzystamy z dwóch stacji przemiennikowych, z których jedna jest przeznaczona na Tatry Zachodnie, druga na Wysokie. Posługując się radiostacjami, jesteśmy narażeni na to, iż wielu ludzi nas podsłuchuje. Problem ten rozwiązują oczywiście telefony komórkowe, przegrywają one jednak jeszcze z radiostacjami w walce o zasięg - bywają kłopoty w głębokich dolinach czy w lesie. W przypadku radiostacji możemy korzystać w takich przypadkach z "pośredników" np. schronisk.
Zdjęcia kolorowe: Marcin Józefowicz
Zdjęcia czarno-białe: archiwum TOPR
Zredagował: Rafał Ziobro
GÓRY nr (07-08) 122-123, lipiec-sierpień 2004
(kg)