Kirgistan, zwany też Szwajcarią Azji Środkowej, w 93% pokryty jest górami. Od rzeźbionych przez wiatr formacji w jałowych i suchych dolinach, poprzez trawiaste wzgórza z pasącymi się na nich stadami koni, aż po zwieńczone lodowcami potężne szczyty wznoszące się niemal w każdej części kraju – zachwyca on zróżnicowanym klimatem.
Podejście moreną do górnej części doliny, w tle lodowiec Ak-Sai
COŚ DLA GÓRSKICH MANIAKÓW
W południowo-wschodniej części Kirgistanu znajduje się potężny łańcuch górski, Tien-szan, w najwyższym punkcie wznoszący się na wysokość 7439 metrów – to Szczyt Zwycięstwa, dawniej znany jako Pik Pobiedy. Tien-szan rozciąga się na długości ponad 2500 kilometrów, rozpostarty pomiędzy Kirgistanem, Kazachstanem, Uzbekistanem i Chinami… Jednym słowem, jest masywny . Pozostałe pasma górskie, chociaż nieco niższe, też potrafią niektórych onieśmielić, a innych zainspirować do działania. Pewne jest to, że każdy, kto ma obsesję na punkcie ostro załamującego się krajobrazu, dozna tu szoku. Wybitności terenu, na które można wejść, wbiec, wspiąć się, czy też z których da się zjechać – na nartach lub desce – jest tak wiele, że nawet gdyby tu wpuścić wszystkichnaszych rodzimych tatromaniaków, najprawdopodobniej ślad po nich zaginąłby na zawsze już po pierwszej dobie.
Parę lat temu spędziłem w Kirgistanie kilkanaście dni. Trochę zwiedziłem, trochę potańczyłem… Niebywałe, bo podczas tej wizyty nawet nieco wypocząłem. Nie było mi jednak dane zaznać zbyt wielu górskich przygód. Wyjeżdżając, obiecałem sobie, że jeszcze tu wrócę, oczywiście z nartami i w odpowiednim towarzystwie. Musiało minąć trochę czasu, by pomysł odżył. Pomimo że wszechobecna pandemia pokrzyżowała większość planów wyjazdowych, słońce raz jeszcze zaświeciło nad naszymi głowami i z negatywnymi testami na covid w garści ruszyliśmy na podbój kirgiskich gór.
WYPAD W KAMERALNYM GRONIE
Słychać trochę o polskich podbojach skialpinistycznych w Kirgistanie, ale skupiają się one zazwyczaj w rejonie Piku Lenina bądź, jak zrobił to Andrzej Bargiel, na pozostałych szczytach Śnieżnej Pantery. My postawiliśmy na eksplorację mniej uczęszczanych narciarsko miejsc. W składzie zespołu znaleźli się: Michał Ślusarczyk, Jakub Hornowski i Marcin Kin – autor zdjęć z pierwszej części wyjazdu – oraz wyżej podpisany. Krótko mówiąc, banda z podwórka, która już nieraz miała okazję narozrabiać, a po mocnym sezonie w Tatrach postanowiła wspólnie spędzić czas. Wypad został zaplanowany na maj i podzielony na dwa etapy. Na początku, korzystając z dużych mocy przerobowych pełnej ekipy, chcieliśmy zaatakować nieco bardziej ambitne zjazdy, natomiast po niecałych dwóch tygodniach mieliśmy zostać na placu boju we dwóch. Dzięki tym założeniom udało się dość szybko określić rejon działania w pierwszej części podróży.
Padło na Park Narodowy Ala-Archa, zlokalizowany w obrębie Gór Kirgiskich (będących częścią łańcucha Tien-szan), których najwyższym szczytem jest prawie pięciotysięczny Pik Siemionowa Tien-Szańskiego (4895 m). Nazwa parku w lokalnym języku oznacza jałowiec, traktowany tu jako święte drzewo, którego dym odstrasza złe duchy. Wejście znajduje się około 40 kilometrów na południe od stolicy kraju, Biszkeku, więc za kilka dolarów można tu bez problemu dojechać taksówką. Na zajmującym ponad 200 kilometrów kwadratowych obszarze leży 50 szczytów i około 20 lodowców, a więc jest w czym wybierać. My zdecydowaliśmy się zapoznać dokładnie ze wschodnią odnogą doliny w rejonie najwyższego szczytu, z lodowcem Ak-Sai i starą bazą wysokogórską Racek.
Podejście na Pik Korona
POSTRADZIECKA MIEJSCÓWKA
Ścieżka podejścia startuje spod bram parku (2170 m) i prowadzi do bazy znajdującej się na wysokości 3380 metrów. Stację stanowi kamienny budynek z dwiema wieloosobowymi salami sypialnymi i oddzielną częścią socjalną, w której można kupić podstawowe produkty: piwo, herbatę, kawę czy ciepłą zupę. Miejsce z historią – i to, jak się okazuje, niejedną. Było prawdziwym poligonem dla wielu pokoleń związanych z radzieckim alpinizmem. Wokół budynku są miejsca na namioty, ujęcie wody, kilka blaszanych schronów należących do najbardziej wytrwałych lokalnych wspinaczy oraz jeden nieco większy, będący własnością kirgiskiej agencji górskiej AK-SAI. Do pomocy w podejściu można wynająć lokalnych porterów, którzy za niewygórowaną opłatą wniosą do bazy nasz sprzęt.
Od przytulnego budynku, który stał się base campem, już tylko kilkaset metrów dzieli nas od języka lodowca. Powyżej znajdują się jeszcze dwa proste schrony, w których da się przenocować – Uchitelskaya Khizhina i Korona Hotel. Oba zawdzięczają swoje nazwy pobliskim szczytom i oferują spartańskie warunki. Są to baraki bez ogrzewania, mieszczące do sześciu osób – jak trzeba, znajdzie się też stół do przygotowania posiłku i wieczornej gry w karty.
Tekst / SZYMON STYRCZULA-MAŚNIAK
Zdjęcia / MARCIN KIN
Dalsza część artykułu znajduje się w naszym nowym serwisie pod linkiem >link
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > http://www.czytaj.goryonline.com/