Monika Witkowska podczas wyprawy na Piramidę Cartensz używała śpiwora Marmot Nano Wave 50. Jak się sprawdził na wyprawie?
Na Papuę powinnam wziąć śpiwór syntetyczny, oczywiście z nastawieniem na maksymalnie małą wagę i minimalny rozmiar. Dyskusyjne stało się, na jakie temperatury ma być przeznaczony. Na dole z założenia jest gorąco, natomiast w obozie bazowym, na wysokości 4300 m - już dość zimno. Stanęło na śpiworku amerykańskiej firmy Marmot Nano Wave 50 SR.
Wybór był dobry - śpiworek sprawdził się bez zarzutu. Fakt, od obozu na wysokości 3600 m n.p.m. nie spałam w nim rozebrana, tak jak to robiłam wcześniej, a zaczęłam stopniowo się na noc ubierać (w bazie był to zestaw: bielizna oddychająca plus lekka bluza polarowa). Oczywiście już przed wyjazdem zakładałam że tak będzie - skoro stawiam na minimum wagi, nie mógł być to śpiwór "zimowy". Przedział temperatur podany przez producenta wynosi: komfort +13 stopni, granica komfortu +10 C, ekstremum - minus 3 stopnie (w bazie było jakieś +5, ale ja jestem straszny zmarzluch). Wagowo parametry są niezłe - wraz z pokrowcem jest to 850 g przy wersji "regular" (183 cm) lub 1020 g dla opcji "long" (198 cm), a przecież to syntentyk, co oznacza z założenia cięższe wypełnienie niż prawdziwy puch. Rozmiarowo - super, bo worek kompresyjny, jaki jest w zestawie, pozwala całkiem w sumie pokaźny śpiwór przeistoczyć w bardzo małą w sumie paczuszkę idealnie wchodzącą mi w kask (łatwiej mi było taki zestaw spakować :) ).
A jak z odpornością na wodę? Nie zauważyłam, żeby wilgotność jakoś na mój spalnyj mieszok (jak by powiedzieli Rosjanie) wpłynęła, a co do zmoczenia, to nie wiem, czy to że nigdy nie był mokry, to zasługa odpowiedniego zabezpieczenia przy noszeniu, czy odpowiednio zaimpregnowanego (fabrycznie) materiału zewnętrznego. W każdym razie według obietnic producenta po zamoczeniu śpiwór też ponoć grzeje.
I jeszcze jak z komfortem spania... Nie jest to typowa "mumia", czyli śpiwór mocno zwężający się w nogach, raczej coś pośredniego między mumią a prostokątną "kołdrą", czego minusem jest to, że waży przez to te kilka deko więcej, ale zaletą, że śpi się w nim wygodniej, bo nie ma uczucia skrępowanych nóg. Biegnący na całej długości zamek (także przez część dolną, przy stopach) pozwala na rozłożenie śpiwora na wzór koca, co w niektórych sytuacjach bywa dość praktyczne.
Nowatorskim pomysłem Marmota, wykorzystanym w tym śpiworze, jest wypełnienie, czyli owa sztuczna ocieplina, którą firma nazwała Spirafil™, a która ma być to lekka, puszysta, miękka i umożliwiająca maksymalną kompresję (no i taka w sumie jest... ).
Reasumując: jadąc na kolejny ośmiotysięcznik wezmę ze sobą moje puchowe wielkie śpiworzysko na minus 40 stopni, ale na wyprawach w dżungli, spływach kajakowych, rejsach żeglarskich, służyć mi będzie pewnie mój granatowy Marmocik.
Recenzja pochodzi ze strony Moniki Witkowskiej www.koronaziemi.monikawitkowska.pl