Filet drobiowy smażony z przyprawami, risotto, fasolka po bretońsku, zupa gulaszowa, jajecznica na boczku, owoce i serek homogenizowany - nie, wcale nie wymieniam produktów, o których zjedzeniu marzę po przyjeździe do domu. Ja to wszystko mam u siebie w plecaku i mogę się nimi delektować każdego dnia. Co dzisiaj wybieramy? Zupę borgacz?
Dzięki uprzejmości sklepu internetowego Sztukaprzetrwania.pl mieliśmy możliwość przetestowania jedzenia liofilizowanego firmy Elena pod Kazbekiem w Gruzji. Wynik testów jest zdecydowanie pozytywny! Szczególne zalety tych produktów to:
1. oszczędność wody i gazu (na jedną porcję potrzeba bardzo niewiele płynu)
2. oszczędność czasu (szczególnie przed atakiem szczytowym, gdy nie można tracić zbyt wiele czasu na przygotowanie posiłku)
3. prostota przygotowania (zalewa się tylko wodą)
4. mała waga (czasem cały liofilizowany obiad waży zaledwie 40g, tyle ile gorący kubek, a jakaż jest wartość odżywcza tego pierwszego!)
5. walory odżywcze składników (w procesie liofilizacji produkty nie tracą nic ze swej wartości odżywczej)
6. wysoka wartość kaloryczna (posiłek starcza na długie godziny)
7. odmiana jakościowa po tzw. "suchym jedzeniu" z paczki (te się szybko nudzi)
8. poezja smaku (choć nie wszyscy z naszej wyprawy się z tym postulatem zgadzają, twierdząc, że jest zbyt jałowe)
9. długie terminy ważności.
Nie każdemu odpowiadałby pewnie smak tych dań, gdyż bigos nie do końca przypominał danie pojawiające się na polskim stole z okazji najróżniejszych świąt, a jajecznica nie była jajecznicą, którą zwykłam przygotowywać w sobotni poranek, ale jeżeli pod uwagę weźmie się okoliczności, w jakich spożywa się te potrawy (meteostancja na wys. 3700 m n.p.m., dookoła surowe góry, a do najbliższej wioski przynajmniej dzień drogi z przeprawą przez lodowaty strumień z wodą ponad kolana i rwącym prądem), to będziemy błogosławić firmę Elena, że takie dania proponuje. Jeszcze nigdy nie udało mi się na wyprawie zjeść owoców (smakujących jakby zerwane prosto z krzaka i wrzucone do garnka na kompot) czy dania mięsnego, które nie byłoby mięsem z puszki. Zobaczyć u siebie na talerzu w górach kurczaka, to jest to!
Gdy porówna się wagę puszek np. konserw turystycznych i zupy gulaszowej z Eleny, zalety produktów liofilizowanych stają się oczywiste. Po raz pierwszy po tygodniowym pobycie w górach nie myślałam o tym, co przygotuję sobie po powrocie do domu lub kupię po zejściu do cywilizacji.
Jeżeli tylko coś bym mogła zasugerować, to zastanowienie się nad większym asortymentem dań będących tzw. przekąskami (jak owoce czy serek homogenizowany) i urozmaiceniem dań podstawowych. Może powinny pojawić się też dżemy, miód? Czy możliwe jest zliofilizowanie chleba? Ponoć liofilizat można zrobić z każdej rzeczy... Niestety, przy zakupie odstrasza cena...
(Kamila)
Opinie innych:
"W większości zupełnie dobre, na pewno bardzo pożywne, jakiś ślad normalnego jedzenia w diecie górskiej pomiędzy zupkami chińskimi i kisielami." (Iwona)
"Smak taki sobie, ale w górach rewelacja! Dzięki urozmaiceniu w żywieniu rośnie poziom spręża do przebywania w górach. Gdyby udało się jeszcze zliofilizować piwo, ten spręż byłby jeszcze większy..." (Darek)
"W większości bardzo dobre, jedna porcja wystarczała, aby się najeść. Najlepsze dania: filet, jajecznica. Trudno byłoby bez tego tyle tam siedzieć [pod Kazbekiem]." (Piotrek)
"Filet z kurczaka to nie lada atrakcja, patrzyliśmy z Łukaszem w zachwycie, jak się powiększa w czarodziejski sposób i z jakiegoś marnego prochu robi się apetyczne mięsko... Szkoda, że szybko stygnie." (Gosia)
"Góry", nr 10 (125), październik 2004
(kb)