Dla Kuby Jodłowskiego (Obiekto, KWW Warszawa, Heartbeat, Columbia Sportswear) wyjazdy do Magic Wood stały się nieodłącznym elementem treningowego cyklu, bowiem znany doskonale wszystkim śledzącym Polską zawodniczą scenę Jodłoś, załadunek na paczkach na Obiekto przeplatał z regularnymi wizytami w Magicznym Lesie. A przecież wycieczka do szwajcarskiej Gryzonii jest bez porównania dłuższa i bardziej wymagająca pod względami logistycznymi niż sesja treningowa na warszawskiej Pradze... Redakcja GÓR głowiąc się i gubiąc w rachubach wyliczyła, że to już 4 w tym roku wyjazd Jodłosia w samo serce Averstal. Z nutką zazdrości, ale takiej koleżeńskiej, pozytywnej, gratulujemy spręża i determinacji. A tej ostatniej nie zabrakło z pewnością na problemie Body Count za 8A+, z którym Kuba walczył niemalże przez cały wyjazd. Kulisy tej walki oglądaliśmy na własne oczy, bowiem piszący te słowa redaktor GÓR zamienił wygodne i klimatyzowane biuro na Oboźnej na namiot rozbity na chomiczych wiórkach na campingu w Ausserferrerze, by przez ostatni miesiąc być świadkiem wydarzeń równej bądź nierównej walki boulderowców z klasykami rozrzuconymi po granitowych blokach w dolinie lodowatej jak zwykle rzeki Avers.
Jodłoś na Body Councie, a na pierwszym planie nieodłączny spotter - Jacek ;-) Fot. arch. Kuba Jodłowski
Przebywając w towarzystwie ekipy z Obiekto pod wodzą Kuby w Magic Wood, z pewnością nie można było narzekać na brak emocji, których doświadczyliśmy pełną gamę - niepokój: patrząc na zachmurzone niebo: poleje czy nie, będzie "warun" czy wręcz przeciwnie, czeka nas totalna "zlewa", nadzieję: "jest już blisko, ruchy porobione, skałka lada chwila się podda", zwątpienie: "lada moment trzeba wyjeżdżać, czasu coraz mniej, a ciężko wszystko połączyć w ciąg", a także te, które wywoływały reakcje nie nadające się do przedstawienia szerszej publiczności jak np. te wywołane pechowym utopieniem topo w rzece.
Odsuwając jednak na bok te dygresje i przechodząc do meritum: zaimponowała nam determinacja, jaką Jodłoś wykazał na Body Councie - meldując się pod kamieniem bladym świtem, walcząc z kolejnymi przechwytami w czasie kiedy większość ekipy jak i zgromadzonych w Magic Wood wspinaczy z całej Europy smacznie drzemała w namiotach. I choć problemat wyceniany na 8A+ (podobno hard) nie jest życiówką Kuby, (który na swoim koncie ma już 8B, w tym przywiezione z poprzednich wyjazdów do Szwajcarii Steppenwolf oraz Esperanzę z Albarracin) to jednak sukces na nim dlań miał bardzo duże znaczenie i smakował wybornie. Oddajmy głos Jodłosiowi:
"Body Count 8A+ ! Wczoraj z rana zrobiłem bulder z którym walczyłem przez cały wyjazd. Nigdy nie poświęciłem tyle czasu i sił na jeden problem. Jejku jak fajnie, że udało się ostatniego dnia wyjazdu tak zawalczyć. Strasznie dużo się nauczyłem przez ten czas. Jestem silniejszy! Dzięki Jacuś za te poranki pod tym kamieniem to była super przygoda a radość na wyjściu taka jak chyba nigdy nie czułem."
Czy to zasługa tajemniczych jagód z Magicznego Lasu jest przepisem na formę Kuby? Ciekawe co na ten temat do powiedzenia miałaby "Sztuka Żywienia", wspierająca zawodnika ;-) Fot. arch. Kuba Jodłowski
Nie pozostaje nam nic innego jak pogratulować Kubie sukcesu i... cierpliwości. Jak widać treningowy reżim i poranne wstawanie na wakacyjnym wyjeździe przekładają się na końcowy sukces. Oby jak najwiecej takich w jego wykonaniu! A jeśli chcecie poczytać więcej o niesamowitym miejscu jakim jest z pewnością Magic Wood, to koniecznie sięgnijcie po nowe GÓRY, które ukażą się już na początku września. ;-)
Ach, by dopełnić jeszcze dziennikarskiego obowiązku - co prawda filmu z przejscia Kuby nie mamy, (Jacek najpewniej zajęty był spottowaniem co całkowicie rozumiemy - bezpieczeństwo priorytetem i należy je przedkładać każdorazowo nad dokumentację) za to chcemy Wam pokazać jak wyglądają przechwyty na Body Councie. Zobaczcie więc w akcji Vlada Vorobyeva:
Źródło: profil Kuby Jodłowskiego na Instagramie/własne