Grandes Jorasses – jeden z najhonorniejszych szczytów alpejskich, doczekał się wytyczenia przez zespół rosyjski zespół Maksim Fojgel – Roman Gorodyszeński nowej drogi. Nowość została wytyczona na wschodniej ścianie tego szczytu w dniach 26 – 28 września.
Pierwszy wyciag we wsch. scianie Gr. Jorasses. [mountain.ru]
Po dojściu na Przełęcz Jaskółek [Hirondelles] i biwaku tamże, okazało się od razu, że pomysł przejścia ściany w jeden dzień legł w gruzach. Częściowo przez to, że właśnie określenie „w gruzach” - okazało się najlepiej charakteryzować podejście pod ścianę... ☺ Zamiast śniegu i lodu, którego wspinacze spodziewali się napotkać, pod koniec lata zastali jedynie ich resztki, zmieszane z ziemią... To niezwykle spowolniło wspinaczkę w dolnej części ściany i uświadomiło wspinaczom, że o szybkim wejściu na szczyt mogą zapomnieć.
Biwak na Przełęczy Jaskółek {Hirondelles}. [alpine-travel.com]
Po pierwszych, niezbyt trudnych długościach liny, okazało się, że jest już lepiej, a to pozwoliło zespołowi w marę szybko osiągnąć zasadniczą część nowej drogi. Natrafili też na dogodne miejsce, które zmusiło ich do przystanku i rozważań, co robić dalej tego dnia. Tam wypadł również pierwszy biwak. Okazał się on na tyle wygodny, że zasłużył na nadanie mu nazwy - „Russian bivuac”. Tego dnia udało się zespołowi pokonać jeszcze jeden wyciąg powyżej, po czym wrócili na półkę biwakową, zostawiając poręczówkę. Następnego dnia wyszło na jaw, że wspinaczka w słońcu oświetlającym wschodnią ścianę Grandes Jorasses okazała się łatwiejsza niż spodziewali się wspinacze, rzeźba ściany dogodniejsza, bogatsza niż wydawało im się dnia poprzedniego. Sześć kluczowych długości liny wspinacze pokonali zmieniając się na prowadzeniu. Prowadzący walczył z rzeźbą ściany i z chłodem, z kolei drugi po prostu najpierw marzł, a potem bojował, małpując do góry z ciężkim plecakiem. Gdy wcześniej wydało się im, że będą mogli wspinać się szybciej, tymczasem pokonanie jednego wyciągu zajmowało im ponad godzinę. Drugi biwak w ścianie wypadł przed kolejnym trudnym odcinkiem ściany, jeszcze pod ostatnią turnią w Grani Tronchey, za którą czekała ich już tylko łatwa grań. Intuicja podpowiedziała im, żeby jednak tego dnia nie wspinać się już wyżej i w ciągu godziny okazało się, że mieli nosa. Nad Grandes Jorasses nadeszła burza z gradem... Wybór biwaku w tamtym miejscu okazał się być strzałem w dziesiątkę.
Zespół na 'Russian bivuac'. [risk.ru]
Po nocy pokonali ostatnie trudniejsze wyciągi wyprowadzające na Grań Tronchey, po czym potrzaskany grzbiet i kopułę szczytową Pointe Walker i 28 września stanęli na szczycie. Osobną sprawą jest kwestia powrotu. Trudnego zejścia, wiodącego niełatwym, niezmiernie kruchym terenem, obfitującym w seraki i ukryte szczeliny. Wreszcie udało im się jednak cało i zdrowo osiągnąć Rifugio Bocallatte. Tam, z pomocą będącego tam akurat „znawcę Grandes Jorasses” Lucą Signorellim, wspinacze ustalili, że ich przejście z pewnością oznacza wytyczenie nowej drogi na tej ścianie Grandes Jorasses!
Taką, a nie inną nazwę nowej drogi autorzy nadali z dwóch powodów: po pierwsze – byli po włoskiej stronie gór, a w głowie kołatało im się powiedzenie Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu!; a po drugie – taką nazwę drodze nadali ze względu na imiona autorów, dokładniej, części tych imion. Dlatego – wytyczona przez zespół: Roman Gorodyszeński - Maksim Fojgel droga otrzymała nazwę: Via RoMa! ☺
Autorzy drogi na szczycie Pointe Walker. [risk.ru]
Podsumowując:
Grandes Jorasses, wsch. ściana – nowa droga:
Via RoMa 6A [wg ros. skali trudn. dróg w górach] 6a A2, 1345 m;
1 p.: Maksim Fojgel – Roman Gorodyszeński, 26-28 IX 2016 r.
Wsch. sciana Grandes Jorasses z linią nowej drogi. [risk.ru]
Serdecznie gratulujemy autorom!
PS ten news pisało mi się wyjątkowo. Bowiem kilkanaście lat temu my sami – Łukasz Pająk Halski i ja – podeszliśmy do schroniska Gervasutti, z zamiarem wytyczenia nowej drogi na Grandes Jorasses. Linię nowej drogi wypatrzyłem już wcześniej – i jak widzę, w dużej części pokrywa się ona z tą, którą pokonali Rosjanie! Nam przeszkodziła wtedy zła prognoza pogody na dni, które mogliśmy tam jeszcze zostać wtedy, a dodatkowo – kamienne lawiny i urywające się seraki, które regularnie spadały gdzieś z wyższych partii zbocza pod ścianą. Śnieżno – lodowo – skalnego zbocza, którym musiałoby prowadzić nasze podejście pod tą ścianę... Wróciliśmy wtedy z niczym – ale cali i zdrowi! Rosjanom udało się podejść pod ścianę, przejść ją, wytyczając swoją nową drogę i wrócić szczęśliwie! Ale tym bardziej ja rozumiem ich doniesienia, że najtrudniejszym fragmentem przejścia było... podejście pod właściwą ścianę, wiodące tamtym gruzowiskiem - mieszanką lodu, błota i skalnych bloków.