Niewątpliwie legenda tego miejsca związana jest z burzliwą historią... Z naszego ograniczonego punktu widzenia wszystko zaczęło się kilkaset milionów lat temu, kiedy to jeszcze dinozaury miały się stosunkowo dobrze, a euroazjatycka płyta zderzyła się z afrykańską, dając początek wypiętrzaniu Alp... Po upływie pewnego czasu, w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy to zaradni Francuzi, widząc marne szanse na popchnięcie cyfry trudności w górę na gładkich ścianach wapienia, które wybitnie nie były podatne na tkanie w nich chałupniczo wytwarzanych kości i friendów, wzięli się na sposób obicia połaci skalnych kołkami rozporowymi. Wszystkie niedostępne dotychczas ściany nie dość, że stały się dostępne – to jeszcze wyeliminowano nieodłączny ze wspinaniem „na własnej” element ryzyka. Wspinacz mógł się skoncentrować tylko na fizycznym napieraniu, bez zbędnego mącenia sobie w głowie pierdołami zwanymi przez Brytyjczyków „powagą drogi”... Francuzi dumni z wynalezienia właściwego zastosowania dla kołków rozporowych poczęli wszystko dookoła nimi obijać, nie nadążając z pierwszym prowadzeniem kolejnych nowych spitostrad.
Wzięli się przy tym jednak na sposób, dając pierwszeństwo do ochrzczenia drogi temu, kto ją obił, a niekoniecznie pierwszy poprowadził. Taki też los przypadł pasażowi
Biographie w Céüse, przygotowanemu przez Jeana-Christophe Lafaille w 1989 roku. Szybko też pasaż doczekał się miana najtrudniejszej drogi świata – pomimo tego, że nie został przez nikogo poprowadzony. Mit został utwierdzony w 1996 roku, kiedy to Arnaud Petit pokonał pierwszy odcinek tego 40-metrowego pasażu, wyceniwszy go na 8c+. Powyżej restowej dziury, na której zakończył przygodę Petit, znajdowało się jeszcze 7-8 sytych ruchów stanowiących o klasie trudności całej linii. A pamiętajmy, że były to czasy starej szkoły „czystego 8c+”, do którego wtedy przypisywano m.in.
Action Directe. Ostateczna realizacja dokonała się dopiero w lipcu 2001 roku za sprawą 20-letniego młokosa ze Stanów – Chrisa Sharmy, którego finałowe prowadzenie zostało okupione miesięczną pracą rozłożoną na kilka sezonów. Wspinaczkowy świat powitał nową cyfrę: 9a+ oraz przechrzczenie nazwy na
Realization.
Od tego czasu nazwa
Biographie miała pozostać dla wersji dokonanej przez Petita. Taką terminologię przyjął też cały świat – oczywiście poza Francją, gdzie nadal funkcjonowało wyrosłe z tradycji nazewnictwo. Mijały lata, a na listę pogromców dopisywali się kolejni skalni herosi – Millet, Usobiaga, Graham, Pringle, Puigblanque.
W tym miejscu historia Biographie mogłaby się toczyć dopisywaniem kolejnych nazwisk, gdyby do akcji nie włączyli się... Polacy. Otóż ostatniego lata, zniechęceni przedzieraniem się przez tłumy naszych rodaków w Osp, Słoweńcy postanowili wybrać się do Céüse. Wykuta na macierzystych zerwach siła była na tyle duża, że przyłożenie jej do startowego cruxa zamieniło kluczowy chwyt w pył. Słoweńcy wycenili, że dotychczasowa sekwencja za 7C podniosła pod ich szponami wycenę do 8B... Komplikując tym samym plany poprowadzenia pasażu przez cudowne dziecko narodu francuskiego –
Enzo Oddo. Do pierwszego tête à tête doszło w listopadzie zeszłego roku, kiedy młody Francuz zapragnął zmierzenia się z linią po tym, jak rodzice wreszcie pozwolili mu oglądnąć film ze spazmatycznie stękającym na
Realization Sharmą. Niestety, spotkało go wtedy rozczarowanie, gdyż 15-latek okazał się za krótki, znaczy za niski, aby wykonać wszystkie parametryczne ruchy. Na matczyne: „Jedz synku, bo nie urośniesz” – Enzo z ochotą odpowiadał, zajadając się kolejnymi porcjami domowych obiadów, wraz z którymi nadeszło upragnione kilka centymetrów więcej. Kolejna sesja na
Biographie rozpoczęła się w czerwcu bieżącego roku, a przerwana została po upływie półtora miesiąca przez skasowany palec.
Enzo Oddo na Realization 9a+
W sierpniu, po powrocie na plac boju, Oddo musiał się już zmierzyć z brakującym chwytem. Nie taki diabeł straszny, jak go Słoweńcy opisywali, bo Francuz rozkminił nowy patent, przeceniając pierwszy crux na 8A i po kilku dniach pracy dokonał drugiego prowadzenia
Biographie. „Fizycznie miałem wciąż zapas, mentalnie byłem skoncentrowany i zrelaksowany. No i voilà!” – wspomina Enzo, dodając – „Ruchy na nowym bulderze złożyłem dość szybko. Nie zmienia on trudności drogi za bardzo”. Zmienia, nie zmienia? Nowa droga czy nie? Francuzi i tak uznali, że Enzo Oddo przywrócił
Biographie jej należne miejsce – oczywiście z ich punktu widzenia, a młodzieniec wpisał do zeszyciku swoją pierwszą 9a+.
Pozostańmy jeszcze przez chwilę przy postaci Enzo Oddo, przy okazji składając do kupy wszystkie elementy układanki. Nie tylko zupy mamy pomogły mu uporać się ze wspomnianym wyżej pasażem, ale też solidne przygotowanie, którego głównym elementem była skuteczna praca w Margalefie na
Victima Perez 9a, swym charakterem przypominającą
Realization/Biographie: 35-metrów wytrzymałościowego wspinania z solidnym cruxem na końcu. Zaś w ramach odpoczynku mentalnego od prac w Céüse, Enzo udawał się do Entraygues, aby przygotować do poprowadzenia
Condé de Choc 9a, które nastąpiło wkrótce. Ostatnim elementem jest fakt porzucenia przez 15-latka regularnej szkoły i przerzucenie się na kursy korespondencyjne, dzięki czemu mógł sobie pozwolić na wypad za ocean, gdzie idąc za ciosem, w trzecim dniu wizytacji poprowadził nieco mniej słynną drogę
Just do it 8c+ na Monkey Face w kolejnym legendarnym regionie Smith Rocks.
Dla formalności wypada wspomnieć, że pasaż ten został poprowadzony po raz pierwszy w 1992 przez mistrza Jeana-Babtiste Tribout, a oczyszczony i na modę francuską obity kilka lat wcześniej przez Alana Wattsa. Stanowił on w owym czasie najtrudniejszą pozycję w USA i krajach ościennych. Zresztą Jibé nie powstrzymał się przy okazji od nadania nieco sarkastycznej nazwy – Po prostu to zrób! Można zatem nieśmiało powiedzieć, że to Francuzi zaczęli pierwsi :). Choć po prawdzie to nawet jeszcze wcześniej zaczęli, a Smith Rock ma długą tradycję wbijania klinów Amerykanom przez Francuzów, będąc świadkiem prowadzenia w 1986 roku przez wspomnianego Jibé pasażu
To bolt or not to be (Obijać, albo nie być) – nie dość, że pierwszej 8b+ na ziemi amerykańskiej, to jeszcze stanowiącej poważny „argument” w okresie toczonej wojny pomiędzy zwolennikami tradycji, a fanami szerzącej się francuskiej zarazy.
(tm)
GÓRY, nr 10 (197) 2010