baner
 
 
 
 
baner
 

W najnowszych GÓRACH (266): Tomek Mackiewicz – „Tam w górze zawsze mi dobrze”

„Każdy z nas w jakimś momencie życia próbuje czegoś szukać, coś zmienić, ale Tomek robił to nieustannie. Stawiał bardzo podstawowe, ale w zasadzie kluczowe pytania i nie zadowalał się prostymi odpowiedziami. Miał bardzo dużo wątpliwości, w pewnym momencie dotyczących również Nanga Parbat. Mniej interesowały go trudności na drodze, którą pokonywał, a bardziej to, co góra mu dawała. Bo za każdym wracał z niej trochę odmieniony” – tak Mackiewicza postrzega Dominik Szczepański, autor książki CZAPKINS. W najnowszym numerze GÓR (266) przedstawiamy blok artykułów o Tomku Mackiewiczu, który pozwoli nam wszystkim lepiej go zrozumieć.


"25 stycznia. Piąta rano. Namiot kompletnie zamarznięty od środka. Nie mierzą temperatury. Wychodzą. Jest bardzo zimno, ale nie wieje.


– Éli, czuję zimno w palcach – mówi Tomek. Szybko zawracają do namiotu. Éli wie, że tak trzeba, bo jeśli na początku ataku czuje się zimno w palcach, za chwilę może być po wszystkim. Tomek włącza kuchenkę. Ogrzewa stopy, skarpety. Buty są zamarznięte i mija kilkadziesiąt minut, zanim udaje się je podgrzać. Wychodzą o 7.30. Śnieg nie chrzęści pod stopami, nie ma go dużo, nie trzeba torować drogi. „Warunki idealne” – myśli Éli.


Trawers jest jednak długi. W końcu dochodzą do podstawy piramidy szczytowej. Zatrzymują się zaskoczeni.

– Jak to w ogóle możliwe? – pyta Éli Tomka.

Patrzą na liny poręczowe. Skąd się tu wzięły? I nagle do niej dociera: to musi być pozostałość po koreańskiej wyprawie, która atakowała górę jesienią.

Poręczówki wskazują im drogę przez pierwsze 150 metrów. Z dołu piramida wygląda banalnie prosto, gołym okiem widać, które kuluary prowadzą na grań szczytową. Ale kiedy na nią wchodzą, widzą, jak jest ogromna i jak łatwo się na niej zgubić. Éli przypomina sobie historię Muhammada Alego, Alexa Txikona i Daniele Nardiego, którzy w 2015 roku pomylili drogę i dlatego nie weszli na szczyt, choć byli bardzo blisko. Już rozumie, jak to było możliwe.



Jest szybsza niż Tomek.

– Idę pierwsza, dawaj za mną – mówi i zaczyna się wspinać.

Dystans między nimi się zwiększa, ale za każdym razem, gdy Tomek znika z pola widzenia, Éli zatrzymuje się i czeka na partnera. Na początku jest jej trudno, bo marznie w cieniu. Około godziny 10 pojawia się słońce, ale szybko przysłania je chmura. Mimo to robi się cieplej. Łatwiej czekać.

Éli zakłada okulary.

– Nie było pośpiechu, promienie nie odbijały się mocno, ale pomyślałam, że osłonię oczy – wspomina.

Tomka ciągle nie ma. Éli już chce schodzić, poszukać partnera, ale ten w końcu się zjawia. Słońce wychodzi na chwilę zza chmur.

– Powinieneś osłonić czymś oczy, słońce świeci mocno, bądź ostrożny – mówi do niego.

– Dzięki, czuję się dobrze.

– Jak chcesz.

Eli smaruje twarz i wargi kremem. Tomek nie chce. Wspinają się dalej, w końcu zatrzymują się pod dużym kuluarem.

– Którędy teraz? – pyta Éli.

– W lewo.

Tomek ma rację. Gdyby poszli w prawo, w końcu trafiliby między kamienie i wspinaczka stałaby się diablo trudna. Zwłaszcza na tej wysokości. Na początku wspinają się drogą, którą dwie zimy wcześniej wybrał Muhammad Ali. Po 200 metrach Éli mówi:

– Może lepiej będzie, jak teraz pójdziemy trochę w lewo. W tamtym kuluarze jest więcej śniegu.

Dobrze wybierają. Mikstowy fragment drogi jest suchy, ale nie ma na nim lodu. Są na wysokości 7600 metrów. Tam wchodzą w kuluar, którego rozmiar zaskakuje Francuzkę. Niewiele w nim śniegu – to sprawka styczniowego wiatru.

 

***

 

Kucharz i policjant siedzą przed chatą w Kutgully i wymieniają się lornetką. Nie rozpoznają wspinaczy, ale widzą, że jeden jest szybszy od drugiego.


– Éli ma problemy.

– Tak, Tomek jest mocny jak skała.


Mylą się. Jest na odwrót.



Tymczasem Tomek i Élisabeth znikają w chmurze. Kucharz wytęża wzrok, ale już nie udaje mu się ich dostrzec. Dochodzi południe. Atta Ullah, przewodnik wyprawy, jest 2800 metrów niżej, w Chilas.

190 kilometrów dalej na północny wschód kilkunastu wspinaczy, członków narodowej polskiej zimowej wyprawy na K2, śledzi w Internecie lakoniczne wieści o ataku szczytowym na Nanga Parbat.


– Kiedy ruszyli do ataku, pomyślałem, że to nie może się dobrze skończyć. – wspomina Adam Bielecki. – Za szybko. Moim zdaniem nie mieli wystarczającej aklimatyzacji.


– Nadstawialiśmy uszu. – mówi Krzysztof Wielicki, kierownik wyprawy."

                   

Powyższy tekst jest fragmentem książki Dominika Szczepańskiego "CZAPKINS. Historia Tomka Mackiewicza."


Zdjęcia: arch. Anna Solska-Mackiewicz

 

Więcej informacji o Tomku znajdziecie w najnowszym, 266 numerze GÓR.

 

 

 

Tymczasem, zapraszamy Was do obejrzenia wywiadu z Dominikiem Szczepańskim, autorem wyżej wspomnianej książki. Udało nam się porozmawiać z nim podczas 14 zimowego biwaku NPM w Górach Stołowych, na którym był on jednym z prelegentów. Dominik opowiedział nam o kulisach powstania książki, a także o tym w jakich okolicznościach poznał Tomka Mackiewicza:

 

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
Skalna iglica
Wspaniały artykuł,gdzie inspiracją do jego przeczytania była biografia o Wegecie Mariusza Sepiolo.Nigdy nie lubiłam hejtu,oraz głupawych memów,które rodziły się po nieszczęściu.Szanuj uczucia innych,bo że śmierci się nie żartuje.Nanga parbat została domem,przecież jego,,dom gdzie czapkę zawiesił.Może zadecydował duch o imieniu Piri o którym mówią ludy zamieszkujące u podnóża tejże góry.

 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com