baner
 
 
 
 
baner
 
2007-08-16
 

Tatrzańskie szczyty - Mięguszowiecki Szczyt Wielki

Każdemu, kto staje nad Morskim Okiem, rzuca się w oczy potężny, zasłaniający dużą część horyzontu, granitowy masyw wznoszący się po drugiej stronie jeziora. Wśród co płochliwszych turystów skalny mur budzi lęk i grozę...

Każdemu, kto staje nad Morskim Okiem, rzuca się w oczy potężny, zasłaniający dużą część horyzontu, granitowy masyw wznoszący się po drugiej stronie jeziora. Wśród co płochliwszych turystów skalny mur budzi lęk i grozę, bardziej obyci z Tatrami nie mogą wyjść z podziwu i
zachwytu nad dziełem natury. Obiektem przyprawiającym jednych i drugich o jakże różne uczucia są Mięguszowieckie Szczyty, a zwłaszcza najwyższy i najrozleglejszy z nich - Mięguszowiecki Szczyt Wielki.





Dwuwierzchołkowy Mięguszowiecki Szczyt Wielki znajduje się w głównym grzbiecie Tatr, na granicy Polski i Słowacji. Od Cubryny oddzielony jest Hińczową Przełęczą, od Mięguszowieckiego Szczytu Pośredniego Mięguszowiecką Przełęczą Wyżnią. Jest to drugi co do wysokości (po Rysach) szczyt Polski, jego wysokość wynosi 2438 m n.p.m. Wznosi się nad Doliną Mięguszowiecką od południa i Doliną Rybiego Potoku od północy. Swoją nazwę zawdzięcza spiskiej wsi Mięguszowce, której granice katastralne sięgały niegdyś po jego wierzchołek. Zwyczaj dawania nazw szczytom od miejscowości, do których należał kiedyś dany obszar, był dość częsty po południowej stronie Tatr. Podobnie było m. in. ze Sławkowskim Szczytem (Wielki Sławków), Gierlachem (Gierlachów), Batyżowiecki Szczyt (Batyżowce) i wielu innymi.

Mięguszowiecki Szczyt Wielki długo pozostawał nie zdobyty. Dawno już pokonano Kieżmarski Szczyt, Jagnięcy Szczyt, Łomnicę, Rysy, Lodowy Szczyt, zdobyty został także Gierlach i Wysoka, a Mięguszowiecki dalej pozostawał nietknięty. Cały czas zwracał uwagę swoją wysokością i potęgą. W końcu przyszła kolej i na niego. 28 czerwca 1877 roku na
jego wierzchołku stanął 17-letni maturzysta z Warszawy, syn słynnego już wtedy w Zakopanem doktora Tytusa Chałubińskiego - Ludwik. Szczyt od dawna budził zainteresowanie młodzieńca, a świadomość, że jest jeszcze dziewiczy, dopingowała go do działania. Wykorzystując nieobecność ojca, który na pewno nie pozwoliłby na tego typu wyprawę, namówił na eskapadę nie byle kogo, bo najlepszych zakopiańskich przewodników - Wojciecha Roja i Macieja Sieczkę. Ten ostatni zarówno wcześniej jak i później wiele jeszcze uczestniczył w zdobywaniu tatrzańskich szczytów (pierwsze wejścia na Świnicę, Kozi Wierch, Granaty, Szatana, a przede wszystkim Mnicha, co dało początek taternictwu sportowemu). Przewodnicy początkowo nie chcieli iść z młodzieńcem bez przyzwolenia "pana Tytusa", jednak po namowach zgodzili się na udział w wyprawie. Z Doliny za Mnichem przedostano się na Małą, a potem Wielką Galerię Cubryńską, a następnie do żlebu spadającego z Hińczowej Przełęczy. Po wyjściu na nią obniżyli się na stronę Doliny Mięguszowieckiej i lawirując wśród skał, ścianek i zachodzików wydostali się na szczyt. Po powrocie Tytus Chałubiński ostro zganił syna za tak ryzykowną wyprawę, widać było jednak, że jest z niego zadowolony.




Długo musiał czekać Mięguszowiecki Szczyt Wielki na pierwsze wejście zimowe. Uległ dopiero w 1906 roku. Niestety sukces ten nie należał do taterników polskich. 13 II na wierzchołku stanęli najlepsi niemieccy wspinacze tamtych lat Ernst Dubke i Alfred Martin. Towarzyszyli im
przewodnicy Johan Frantz senior i Johan Breuer junior. Szczyt zdobyli od południa, drogą wiodącą od Wielkiego Stawu Hińczowego.

W kilka lat po wybudowaniu przez księdza Walerego Gadowskiego słynnej Orlej Perci Towarzystwo Tatrzańskie wpadło na pomysł, aby zbudować więcej takich powietrznych i efektownych szlaków. Wybór padł na Mięguszowiecki Szczyt przez północną ścianę. W miejscach, gdzie skały przeszkadzałyby w poprowadzeniu szlaku chciano użyć dynamitu do ich wysadzania, tam zaś gdzie by było zbyt gładko i stromo miano zamocować drabiny, klamry i łańcuchy. Projekt został zbombardowany przez Sekcję Turystyczną Towarzystwa Tatrzańskiego, która ostro sprzeciwiła się przeciwko takiej formie udostępniania turystom jednego
z najpiękniejszych tatrzańskich szczytów.

Mięguszowiecki Szczyt Wielki wznosi się w najbardziej wysokogórskim rejonie Polskich Tatr. Wysokogórski jest też jego charakter - olbrzymie i strome ściany, wiszące kotły, podcięte żleby. To właśnie w jego rejonie zachowała się pamiątka po czasach, kiedy Tatry pokrywały lodowce - wieczny śnieg nazywany szczątkowym lodowczykiem. Znajduje
się on w Wielkim Kotle Mięguszowieckim, czyli Bandziochu. Szczyt najokazalej prezentuje się od strony Morskiego Oka, nad którego taflę wznosi się 1045 metrów. W stronę jeziora opada 900-metrową północną ścianą, do Bandziocha zaś 350-metrową ścianą wschodnią. Prawie 900 metrów liczy północno-wschodni filar, stanowiący jeszcze w dzisiejszych czasach bardzo atrakcyjną wspinaczkę.

Szczyt niejednokrotnie był świadkiem wielkich wyczynów taternickich. W 1926 roku na wschodniej ścianie Mieczysław Szczuka i Jan Kazimierz Dorawski pokonali teren, któremu przypisano stopień VI- (Najciekawsze wspinaczki skalne Tatr Polskich, p. red. Grzegorza Głazka i Ziemowita J. Wirskiego). W 1936 roku Jan Staszel i Zbigniew Korosadowicz dokonali pierwszego przejścia zimowego północnej ściany. Jak oceniały "Wierchy", był to największy wyczyn taternicki w ogóle.



Z Mięguszowieckim Szczytem związane są też jedne z największych taternickich tragedii. W kwietniu 1950 roku w czasie próby trzeciego zimowego przejścia północnej ściany zmarł z wycieńczenia jeden z najbardziej utalentowanych powojennych wspinaczy - Zbigniew Abgarowicz. Wypadek ten wielokrotnie był podawany w literaturze jako przykład porywania się na trudne wspinaczki bez odpowiedniego przygotowania. Abgarowicz bowiem miał roczną przerwę we wspinaczce spowodowaną złamaniem nogi. Złamał ją rok wcześniej dokładnie na tej samej drodze. Miał więc z tą ścianą osobiste porachunki. 4 kwietnia wszedł w ścianę z Witoldem Ostrowskim. Po przejściu dwóch trzecich ściany wspinacze założyli biwak. Rano okazało się, że Abgarowicz nie jest w stanie iść dalej, jedynym rozwiązaniem jest wycof na Wielką Galerię Cubryńską. Odcinek, który Ostrowski przeszedł w 15 minut, jego  koledze zajął pełne dwie godziny. Po chwili zmarł. Później zaczęła się długa, wielokrotnie przerywana przez złą pogodę akcja ratownicza, zakończona dopiero 11 kwietnia, kiedy zniesiono ciało Abgarowicza nad Morskie Oko.

Na wschodniej ścianie Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego rozegrała się największa tragedia w dziejach taternictwa polskiego. 4 września 1992 roku na wspinaczkę na drodze Świerza wybrał się instruktor taternictwa i trzech kursantów, którzy właściwie byli już po kursie, a
ta miała być ich ostatnią wspinaczką przed wyjazdem do Warszawy. Droga leżała w zupełności w granicach ich możliwości. Ostatni raz w ścianie widziano ich około godziny 14. Mniej więcej w tym czasie diametralnie zepsuła się pogoda. Zaczął padać deszcz ze śniegiem. Temperaturaspadła tak drastycznie, że następnego ranka w schronisku przy Morskim Oku leżały dziesiątki martwych jaskółek. W tych warunkach nie było możliwości kontynuacji wspinaczki, jedynym wyjściem był odwrót zjazdami przez ścianę. Według przypuszczalnych wersji tragedia wydarzyła się w czasie zjazdów. Wtedy to zmarła z wycieńczenia jedna z kursantek. Pozostała trójka spadła do podnóża ściany w czasie dalszych zjazdów, prawdopodobnie w skutek założenia pętli asekuracyjnej na luźny blok skalny, który oderwał się od ściany i pociągnął ich za sobą.

Nie zawsze Mięguszowiecki Szczyt Wielki był dostępny dla wspinaczy. Przez jakiś czas po wojnie ze względu na przepisy graniczne wspinaczki na szczyt były prawie niemożliwe. Trzeba był mieć dużo szczęścia lub znajomości, aby załatwić z WOP-em pozwolenie. Niekiedy zdarzały się, bardzo śmieszne sytuacje. O jednej z nich wspomina Andrzej Wilczkowski w "Miejscu przy stole". Pewnego dnia 1952 roku zwrócono się do przebywających nad Morskim Okiem braci Walów z prośbą o ściągnięcie... barana, który utknął gdzieś na filarze Mięguszowieckiego. Wprawdzie można było do niego dojść od góry, ale nadarzyła się świetna możliwość, aby wspiąć się filarem. Przekonali więc zrozpaczonego bacę, że najszybciej i najprościej będzie filarem, na co on na swoje nieszczęście przystał. Ruszyli więc, ciągnąć przerażonego bacę ze sobą. W końcu wyprawa dotarła do wychudzonego barana, który wyjadł już trawę na całej półce, jednak wskutek zapadającego zmroku zmuszona była wycofać się do Bandziocha.

Mięguszowiecki dalej cieszy się dużym powodzeniem wśród taterników. Na jego ścianach każdy znajdzie coś dla siebie. Ekstremaliści głównie wspinają się na tzw. Czołówce Mięgusza, czyli pierwszej turni filara. Niesłabnącą renomą cieszy się ściana wschodnia, oferująca atrakcyjne wspinaczki V-VI terenem. Dodatkowym atutem szczytu jest długość wszystkich dróg wspinaczkowych, brak szybkiego i wygodnego zejścia, czy to na polską czy na słowacką stronę.

Dla większości turystów Mięguszowiecki Szczyt jest nieosiągalny. Najłatwiejsze drogi na niego są bardzo zagmatwane topograficznie, ponadto wymagają dużej wprawy i obycia z terenem wysokogórskim. Turysta może odwiedzić szczyt tylko z uprawnionym przewodnikiem tatrzańskim.

Paweł Kutaś

Archiwum Magazynu GÓRY

(dg)
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com