baner
 
 
 
 
baner
 
2004-09-11
 

SOLU KHUMBU. Trekking z widokiem na Everest

Nepal był dla mnie od zawsze wymarzonym celem wyjazdu.


Nepal był dla mnie od zawsze wymarzonym celem wyjazdu. Moment, w którym utwierdziłem się w przekonaniu, że lecę w Himalaje i zobaczę miejsca, o których przez wiele lat mogłem tylko czytać, zapamiętam do końca życia. Kiedy wraz z kolegą trzymaliśmy w garści bilety i pozostał jedynie wybór celu, przychodziło nam na myśl jedno rozwiązanie – zobaczyć Mt. Everest i sąsiadujące z nim himalajskie giganty.

Park Narodowy Sagarmatha (nepalska nazwa Mount Everestu) znajduje się w dystrykcie Solu Khumbu. i należy obok Annapurny do najbardziej komercyjnych oraz najliczniej odwiedzanych rejonów Nepalu. Obierając cel obawialiśmy się dużej ilości turystów, która mogłaby wpłynąć na pierwsze wrażenie i zapamiętany obraz tych gór. Himalaje są jednak tak piękne, że na etapie indywidualnego ich odkrywania duży ruch turystyczny nie stanowi znaczącej przeszkody.

Trekking rozpoczęliśmy w Lukli, wiosce położonej na wysokości 2850 m n.p.m. Dotarliśmy do niej z Kathmandu małym, dwudziestoosobowym samolotem, który z wielką wprawą pilot posadził na miniaturce pasa startowego. Spoglądając mu przez ramię, miałem poważne wątpliwości czy trafi weń szarpaną podmuchami wiatru maszyną. Po kilku dniach spędzonych w strefie zwrotnikowej wreszcie można było zaczerpnąć świeżego, górskiego powietrza. 

Życie mieszkańców osad leżących na trasie trekkingu nastawione jest niemal wyłącznie na turystykę. Właściciele domów w napotkanych wioskach oferują noclegi i posiłki (na każdym z tych domów widnieje napis lodge&restaurant), a liczne kramy z herbatą umożliwiają ugaszenie pragnienia. Odległości między wioskami są niewielkie – najwyżej 2 godziny marszu. Dania oferowane przez Nepalczyków są dość różnorodne i każdy może znaleźć coś dla siebie. Szlak obfituje w budowle sakralne – stupy i czorteny, często mija się też murki zbudowane z kamieni modlitewnych (mani) i młynki modlitewne. Miejsca o specjalnym znaczeniu religijnym obwieszone są kolorowymi flagami modlitewnymi. Klasztory buddyjskie znajdują się zazwyczaj w miejscach odosobnionych, położonych niejednokrotnie wysoko ponad dnem doliny. Wyjątek stanowią świątynie w wioskach Tengboche i Pangboche.

Trasa do Namche Bazar, stolicy Szerpów, biegnie doliną o nazwie Dudh Kosi, która tłumaczona jest jako „mleczna rzeka”. Kilka razy przekracza strumień po wiszącym moście. Zazwyczaj są to już współczesne mosty stalowe, ale w kilku przypadkach w codziennym użyciu są sąsiadujące z nimi stare mosty z drewna i plecionych lin. W niezwykle bogatych pod względem gatunkowym lasach porastających zbocza doliny obserwować można liczne pieknie ubarwione ptaki, przylatujące tutaj z niżej rosnących lasów zwrotnikowych. Ścieżką wędrują niezliczone karawany jaków i tragarzy, transportujące wyposażenie baz wyprawowych i grup trekkingowych. Już drugiego dnia wędrówki, z zakosów ścieżki wznoszącej się do malowniczo położonego Namche Bazaar, dostrzegliśmy wyłaniający się zza drzew wierzchołek Mt. Everestu. W stolicy Szerpów, położonej na wysokości 3400 m n.p.m., spędziliśmy dwa dni, aklimatyzując się podczas wypadów na okoliczne trawiasto-kamieniste wzgórza. 

Jako pierwszy cel trekkingu obraliśmy szczyt Gokyo Ri (5 483 m n.p.m.), położony w górnej części doliny Dudh Kosi. Bierze ona początek u podnóża ośmiotysięcznika Cho Oyu. Podejście, które mając dobrą aklimatyzację można pokonać w 1 dzień, przy jej braku zajmuje 3 dni. Niespiesznie, krótkimi etapami zdobywaliśmy wysokość. Już pierwszego dnia od wyruszenia z Namche Bazar zaczął wiać silny wiatr. Przemieszczające się ciemne chmury zwiastowały nadejście załamania dotąd stabilnej, słonecznej pogody. Przez dwa dni wlekliśmy się za karawaną jaków, w padającym niemal bez przerwy śniegu.

 Następnego dnia, wczesnym rankiem wyruszyliśmy w kierunku szczytu. Łagodnie nachylony południowo-wschodni grzbiet, słynącego z jednej z najpiękniejszych panoram szczytu Gokyo Ri, doprowadził nas na rozległy kamienno-śnieżny wierzchołek. Panoramy roztaczającej się wokoło nie sposób w pełni opisać. Widoczne są cztery ośmiotysięczniki. Na wyciągnięcie ręki znajduje się Cho Oyu, a w kierunku wschodnim wznoszą się: Mt. Everest, Lhotse i Makalu. Duże wrażenie wywiera potężny lodowiec Ngozumpa, największy w nepalskiej części Himalajów. Wzrok przyciągają też trudne sześciotysięczne szczyty: Cholatse i Taweche. Na szczycie spędziliśmy 4 godziny, nie mogąc zdecydować się na opuszczenie tego miejsca.

Kolejny etap trekkingu miał na celu przejście przez przełęcz Cho La (5 420 m n.p.m.) do doliny Khumbu Khola, rzeki wypływającej z lodowca Khumbu u podnóża Mt. Everestu. Zdobyte przez nas informacje dotyczące trudności tej przełęczy były sprzeczne. Miała ona dość wypadkową przeszłość i wielu Szerpów ostrzegało przed trudnymi warunkami po świeżym opadzie śniegu. Nasze wątpliwości rozwiali napotkani Rosjanie. Według nich trudności w ostatnich dniach były niewielkie. Postanowiliśmy zaufać Rosjanom, gdyż ich ocena była dla nas najbardziej wiarygodna. Jeszcze tego samego dnia podziwialiśmy widoki z przełęczy i morze niskich chmur w dolinach. W zapadającym zmroku szybko zeszliśmy na pastwiska jaków Dzongla Kharka, by tam, poza strefą lodowców rozbić namiot.

Dotarcie do bazy wypraw na Everest było dla nas jednym z najważniejszych celów. Dalsza trasa wędrówki wiodła więc wzdłuż rzeki Khumbu Khola. Idąc, podziwialiśmy wznoszącą się przed nami piramidę Pumori (7 145 m n.p.m.). Coraz częściej napotykaliśmy kamienie poświęcone pamięci wspinaczy, ofiar okolicznych szczytów. Widnieją na nich daty śmierci lub zaginięcia, nazwiska i narodowości. Kilka z nich poświęconych jest także Polakom. Za osadą Lobuche wyszliśmy na moreny lodowca Khumbu. Ścieżka, która je trawersowała, doprowadziła nas do Gorak Shep – najwyżej położonej osady na trasie (5160 m n.p.m.). Rankiem wyruszyliśmy do bazy Everestu. Było bardzo zimno i dopiero pierwsze promienie słońca dostarczyły odrobinę ciepła. Oznaczona kopczykami ścieżka trawersowała kilka moren, a następnie wprowadziła nas na lodowiec. Klucząc pomiędzy pagórkami lodu, minęliśmy wrak śmigłowca i jego porozrzucane szczątki – pozostałości katastrofy z wiosny 2003 roku. W godzinach przedpołudniowych dotarliśmy do bazy. Panowała tam atmosfera wypoczynku i rozluźnienia. Miejsce to było dla mnie bardzo znaczące, kojarzyło mi się ze znanymi z książek i opowiadań polskimi wyprawami na Everest i Lhotse. Przygoda mieszkańców bazy zaczyna się dopiero tutaj. Wyruszają oni dalej przez piękny i zarazem groźny Ice Fall w kierunku Przełęczy Południowej...

       

Ponieważ z bazy nie widać wierzchołka Mt. Everestu postanowiliśmy jeszcze tego samego dnia wejść na Kala Pattar, łatwo dostępną turnię widokową o wysokości 5545 m n.p.m. Panorama, chociaż nie tak rozległa jak z Gokyo Ri, robiła wrażenie. Zarówno Everest, jak i strzelisty siedmiotysięcznik Nuptse, wydawały się być bardzo blisko. Było już późne popołudnie i na wierzchołku pozostało jedynie kilka osób. Wokół panowała cisza. Góry w promieniach słońca stwarzały pozory bezpiecznych i przyjaznych. W dół zgoniło nas dopiero przenikliwe zimno, jakie zapanowało po zachodzie słońca.

Mimo narastającego zmęczenia (trekking trwał już dwa tygodnie) postanowiliśmy odwiedzić jeszcze jedną dolinę – Imja Khola. Doprowadziła nas ona pod słynną, południową ścianę Lhotse. Weszliśmy na wznoszący się ponad wioską Chukhung szczyt – Chukhung Ri (5559 m n.p.m.). Z wierzchołka wpatrywaliśmy się w południowe ściany grani Nuptse i Lhotse. Podziwialiśmy też północną ścianę Ama Dablam i widoczny na wschodzie masyw Makalu. Nagle rozległ się głuchy łoskot – ze szczytu Amphu zaszła potężna lawina, wymiatając śnieg z całej ściany. Dla nas był to akcent pożegnalny. Następnego dnia ruszyliśmy w drogę powrotną.

Kilka dni później nasz samolot oderwał się od miniaturowego lotniska w Lukli tuż przed końcem pasa startowego. Ośnieżone szczyty, które teraz potrafimy już nazwać, zostały za nami. Wyjeżdżaliśmy trochę zmęczeni fizycznie, ale w głowach kłębiły się myśli o jak najszybszym powrocie. Są już plany na przyszłość. Obraliśmy cele, które nas fascynują – szczyty zarówno bardziej i mniej wymagające, ale wspólną ich cechą jest niezwykła uroda.

Informacje praktyczne

Waluty, język

W Nepalu płacimy głównie rupiami nepalskimi, w niektórych sytuacjach wymagane są dolary amerykańskie. W listopadzie 2003 roku za 1$ otrzymywaliśmy 72 rupie. Przydatną i bezpieczną formą przewożenia pieniędzy są czeki podróżne. Język nepalski jest bardzo trudny, przydatny więc będzie angielski. W popularnych rejonach turystycznych niemal każdy Nepalczyk zna ten język w stopniu umożliwiającym bezproblemowe porozumiewanie się.

Wizy i pozwolenia

Przy wariancie zakładającym przejazd przez Indie potrzebna będzie wiza indyjska. Można ją zdobyć w ambasadzie Indii w Warszawie. Dla Polaków jest ona bezpłatna. Ponadto niezbędna jest wiza nepalska. Można ją otrzymać na lotnisku bezpośrednio po przylocie do Kathmandu, a przy wjeździe drogą lądową na przejściu granicznym w Belahiya (potrzebne zdjęcie). W Polsce nie ma przedstawicielstwa dyplomatycznego Królestwa Nepalu. Wiza jednokrotnego wjazdu, ważna przez 60 dni kosztuje 30$ (płatne w dolarach). Przed rozpoczęciem trekkingu wymagane jest wykupienie biletu wstępu do Sagarmatha National Park. Opłata wynosi 1000 rupii od osoby. Można ją uiścić w Kathmandu, Lukli lub przy wejściu do Namche Bazaar.

Zdrowie

Przede wszystkim trzeba bardzo uważać na choroby związane z wysokością. Powstało wiele opracowań dotyczących zagrożeń zdrowia podczas pobytu w górach wysokich, odsyłam więc do literatury. Jeżeli planujemy przejazd przez obszary uznane za malaryczne (kraina Teraj), należy zaopatrzyć się w odpowiednie leki (np. Arechin). Ponadto mogą przydać się szczepienia profilaktyczne przeciwko WZW typu A (tzw. żółtaczka pokarmowa). Poza tym trzeba bardzo uważać na wodę do picia. Najlepiej kupować oryginalnie butelkowaną, jednak w górach osiąga ona astronomiczne ceny. Tam najlepszym sposobem uniknięcia sensacji żołądkowych lub pasożytów jest picie gorącej herbaty w lodge’ach.

Przejazdy i biura podróży

Popularne są dwa sposoby dotarcia do Kathmandu. Pierwszy z nich to lot bezpośredni lub z przesiadką w Indiach. Jest to wariant droższy, ale bardziej wygodny. Połączeń jest stosunkowo mało i często na kilka miesięcy przed początkiem sezonu nie ma już miejsc. Drugi wariant to lot do jednego z miast Indii (Delhi, Kalkuta, Bombaj), a następnie przejazd drogą lądową (pociąg i autobus) przez przejście graniczne Sonauli – Belahiya. Za lotem bezpośrednio do Kathmandu przemawia niewielka różnica kosztów.

Istnieją dwa sposoby dotarcia z Kathmandu w rejon trekkingu: lot do Lukli lub dojazd autobusem do Jiri – ten wariant wydłuża czas dojścia o 5-6 dni. Lot samolotem do Lukli (wariant bardziej polecany) to koszt 90$ w jedną stronę. Warto zaplanować datę powrotu i wykupić od razu bilet. W szczycie sezonu bywają sytuacje, że oczekiwanie na samolot przy braku rezerwacji może trwać kilka dni. Linii jest wiele, my korzystaliśmy z usług Gorkha Airlines. Bilet można kupić za pośrednictwem jednego z licznych biur podróży w Kathmandu. Polecam sprawdzone biuro NEC Travels & Tours, mieszczące się przy Hotelu Manang w dzielnicy Thamel. Właściciel – Janaki współpracuje z grupami polskimi od kilku lat i darzy Polaków wielką sympatią. Strona internetowa biura to: www.nectravels.com., a adres e-mail: janaki@ccsl.com.np

Mapy i przewodnik

Potrzebne mapy można kupić w Nepalu niemal na każdej ulicy Thamelu. Cena jednego egzemplarza to około 2-6 $. My korzystaliśmy z mapy Khumbu w skali 1:50 000 wydawnictwa Shangri-La. Nadaje się ona doskonale do celów trekkingowych. „Himalaje Nepalu” autorstwa Janusza Kurczaba to jedyny współczesny przewodnik dostępny w języku polskim. Doskonale opracowane trasy trekkingowe, obiektywna ocena trudności i bardzo przydatne schematy sprawiają, że książka ta powinna być w wyposażeniu każdej grupy udającej się w Himalaje Nepalu.

Okolice Kathmandu

Przy odrobinie wolnego czasu warto wybrać się na Durbar Square w Kathmandu i Patanie, do Królewskiego Ogrodu Botanicznego w Godawari, rezerwatu Nagarjun lub zwiedzić ZOO Jawalakhel.

Tekst: Jakub Zygarowicz

Pytania i kontakt: zygar@op.pl 

"Góry", nr 9 (124) wrzesień 2004

(kb)

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com