baner
 
 
 
 
baner
 
2007-10-10
 

Powrót do Miyar

Miejsce dla mnie wyjątkowe, tu bowiem zrozumiałem, czego naprawdę chcę od życia, jak pokonywać przeszkody i jak się nie poddawać...

Tekst: Michał Król

Po ubiegłorocznym wytyczeniu drogi na Lotos Peak i ciężkim transporcie w głąb lodowca Tawa bez pomocy tragarzy, ze łzami w oczach kląłem, zastanawiając się, dlaczego to robię. Nigdy więcej! – obiecywałem sobie. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek zobaczę jeszcze to miejsce. Miejsce dla mnie wyjątkowe, tu bowiem zrozumiałem, czego naprawdę chcę od życia, jak pokonywać przeszkody i jak się nie poddawać...


BC. Fot. Michał Apollo



I. Rok później

Już na samym początku przekonaliśmy się, że dolina jest stosunkowo trudno dostępna. Pierwszą napotkaną przeszkodą w drodze z Manali do Tingrad okazał się zerwany most w wiosce Gompa. W tym miejscu dalsza droga naszą terenową “Tatą” dobiegła końca. Przenieśliśmy więc nasz bagaż przez kładkę, po drugiej zaś stronie udało nam się załatwić ciężarówkę, która dowiozła nas do wioski Tingrad. Tam spotkała nas kolejna przykra niespodzianka. Przeszkodą ponownie okazał się zerwany most, tym razem na w Chaling. Z tego powodu do transportu 300 kilogramów bagażu nie mogliśmy – tak jak z Davidem przed rokiem –  użyć koni. Plan wymagał zatem modyfikacji. Zamiast koni wynajęliśmy ludzi. Podczas pięciogodzinnych negocjacji, udało nam się zbić cenę o połowę i zatrudnić 11 tragarzy. Tingrad opuściliśmy rankiem następnego dnia.




Przeprawa przez rzeke. Fot. Michał Król



II. Skazani na Miyar


Pokonanie dystansu z Tingrad do Base Campu (ok. 30 km) zajęło nam 2 dni marszu. Po dotarciu na miejsce aura nas nie rozpieszczała – przez pierwsze 3 dni padał deszcz. Mimo to postanowiliśmy razem z Przemkiem uderzyć w celach aklimatyzacyjnych na pn.-zach. ścianę Tama Donog (ok. 5245 m), wznoszącego się nad doliną lodowca Nameless. Bazę wysuniętą  założyliśmy na wysokości około 4237 metrów. Już następnego dnia po przybyciu do bazy i uprzednim zlustrowaniu naszej planowanej linii, wbiliśmy się w ścianę. Po przejściu ok. 500 metrów drogi, prowadzącej głównie systemem rys, nastąpiło załamanie pogody. Czekał nas zimny biwak na półce skalnej. Kuląc się z zimna, prawie całą noc chodziliśmy z jednego końca półki na drugi i to właśnie w tym miejscu wymyśliliśmy nazwę dla naszej drogi – Skazani na Miyar. Drugiego dnia, po przejściu łatwiejszej, 500-metrowej części drogi, wiodącej granią, stanęliśmy na wierzchołeku. Było to prawdopodobnie drugie wejście na szczyt. 





Przemek na szcycie Tama Donog. Fot. Michał Król


III. Masala Peak


W tym czasie Michał Apollo z Markiem Żołądkiem eksplorowali dolinę leżącą po drugiej stronie rzeki Miyar. Mieli zamiar wytyczyć nową drogę na pn.-zach. ścianie dziewiczego szczytu o wysokości ok. 6000 m, wyglądem przypominającego Grandes Jorasses. Po założeniu bazy wysuniętej na 5000 m, postanowili zaatakować ścianę mikstowym zacięciem wyprowadzającym na szczyt. W przeddzień planowanego ataku plan pokrzyżowały im obfite opady śniegu. Pomimo trzydniowego oczekiwania nie nastąpiła poprawa pogody i zespół został zmuszony do zejścia do BC.

Dalszy ciąg ciekawego artykułu w GÓRACH z listopada 2006 r. 11 (150) 2007.





KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com