baner
 
 
 
 
baner
 
2007-11-22
 

Najlepszy dzień w życiu...

Na samym początku był katalog Boreala z bodaj 1995 roku. Na okładce Lynn Hill – zdjęcie z jej klasycznego przejścia Nosa na tle schematu drogi.

Tekst: Maciek Ciesielski 

Na samym początku był katalog Boreala z bodaj 1995 roku. Na okładce Lynn Hill – zdjęcie z jej klasycznego przejścia Nosa na tle schematu drogi. Wtedy nie wiedziałem, co znaczą te wszystkie znaczki i cyferki. Nie wiedziałem co to wspinanie, po prostu chciałem kupić buty trekingowe... Ciągle mam tę okładkę przed oczami...
Oglądając Master of Stone, już się wspinałem, ale nic z tego, co widziałem nie ogarniałem – Dean Potter biegnący praktycznie na żywca i wykręcający rekord solowego przejścia na Nosie – to był kosmos.

Później, wraz z wkręceniem się we wspinanie, łatwiejszym dostępem do sieci i zachodnich górskich czasopism, przyszły podziw, zachwyt i szok. Podziw i zachwyt opisami, że to najpiękniejsza skalna linia świata. Szok, że lista wspinaczy, którzy zrobili Nosa poniżej 8 godzin, pokrywa się w dużej mierze z listą tych, którzy mają na swoim koncie przejścia, które mnie powalały, inspirowały i napędzały do wspinania. 
Następnie była pierwsza, niespodziewana wizyta w Dolinie. Pierwszy kontakt ze Ścianą. Miesiąc w Dolinie – jedna droga. Niesamowita przygoda i duża nauka, ale pozostał niedosyt. Wtedy jeszcze nie rozumiałem co mnie tam, głęboko we wspinaczkowej duszy, gryzie.


Fot. Tadeusz Grzegorzewski



Ten wyjazd to także mój pierwszy kontakt z mitem. Na razie przez przyjaciół. „Wawa” z „Janem” robią Nosa zaraz po rekordowym przejściu Yujiego Hirayamy, 5 dni w ścianie, zgubienie drogi zejściowej. Jeszcze nigdy nie widziałem ich tak zmęczonych... Klasa mitu rośnie.
Yuji staje się Bogiem.
Następnie Szczepan ze Stefanem, moi pierwsi wspinaczkowi idole – u nich się szkoliłem. Napierają na Nosa. Wracają po dwóch dniach, twierdząc, iż jednodniowe (!) przejście byłoby trudne. Nos w jeden dzień staje się dla mnie niemożliwym. Wracam do Polski.
W tzw. między czasie dowiaduję się o pierwszym polskim jednodniowym. Dwóch Jacków – Czyż i Krawczyk robią Nosa w 23 godziny. Jeszcze wcześniej inny wspinający się Polonus, Robert Rogoż, robi przejście osiemnastogodzinne – to jednak odbywa się w towarzystwie Amerykanina.

Kolejna wizyta, tym razem niespodziewanie długa. Plan podstawowy – solidna hakówa. Partner: „Czyżu”. Zatem mnóstwo nauki od najlepszych. Jednak od samego początku coś mi nie gra, znów coś mnie gryzie w środku. Może to obecność nastawionego na klasykę „Wawy”? Może obecność nakręconych na Nosa mistrzów Nowej Fali – „Jacy” i Jędrka? Chłopaki robią drogę w niecałe szesnaście godzin. Kto nie widział tej ściany, chyba tego nie zrozumie. Tysiąc metrów sytego wspinania, w tak trudnej do ogarnięcia dla Europejczyka formacji, jaką są rysy. Dla nas, obecnych wtedy w Dolinie, to było wydarzenie.

Wspinając się z Jackiem na „naszej” drodze, osiągam z różnych przyczyn granice swoich psychicznych możliwości. Czuję, że teraz chcę spróbować czegoś innego. Dodatkowo pewnego dnia przebiega po nas Heidi Writz wraz z partnerką, robiąc Nosa w niecałe 13 godzin, ustanawiając tym samym nowy kobiecy rekord przejścia tej drogi*. To był kolejny szok.
Wspinanie zawsze kojarzyło mi się z wolnością. Patrząc na naszą „tonę” sprzętu, wory i portaledge, a zaraz potem na dziewczyny obwieszone tylko kilkoma camami, z małymi camelbakami na plecach, pomyślałem, że to one właśnie cieszą się tą wolnością w pełni...
Tego dnia zaczynam poważnie myśleć o Nosie. Co więcej – wiem, że kiedyś, już niedługo, będę chciał go zrobić w jeden dzień. Jeszcze powrót na Camp 4. Nigdy nie zapomnę destrukcji, jaką w moim organizmie, a najbardziej w głowie, uczyniły przeokrutnie ciężkie wory, które to po skończeniu naszej wspinaczki, musieliśmy znieść ze szczytu El Capitana. Wtedy obiecałem sobie: następnym razem spróbuję zrobić Ścianę w jeden dzień. Wiedziałem jednak, iż do tego muszę się jeszcze długo przygotowywać...


Fot. Maciej Szafnicki



Wawa. Jamming. Back cleaning „Short fixing”.

Wawrzyniec „Wawa” Zakrzewski
– jeden z najlepszych partnerów do szybkich przejść. To samo spojrzenie na wspinanie, ta sama „miłość” do Yosemitów, niesamowita psycha i przeszłość „jaskiniowa”, która jest czasami nie do zastąpienia.
Jamming – „klinowanie”, czyli wspinanie klasyczne w rysach. Lekcje pokory, jakie odbyliśmy pod okiem miejscowych mistrzów offwidth’ów nie poszły na marne.
Back cleaning – trudno jest się przestawić na wyciąganie spod siebie prawie wszystkich przelotów...
„Short fixing” – nowa metoda asekuracji, która jest kluczem do szybkich przejść, bez niej nie byłoby np. Zodiaca by Huber Brothers (czas przejścia 1 godzina 52 minuty)
Pod koniec naszego pobytu w Dolinie jesteśmy gotowi spróbować Zodiac w niecałe 9 godzin, Lurking Fear w trochę ponad 11 godzin. Cieszymy się z tych przejść jak dzieci.
„W tym roku nie ma już czasu, ale następnym razem kiedy tu wrócimy idziemy na Nosa!”
Opuszczając Dolinę w wrześniu 2004 roku, mogłem sobie dać głowę uciąć, iż w następnym roku tu nie wrócę...
Nigdy nie mów nigdy...

Wrzesień 2005. Nie dość, że przekraczam bramki Yosemite Park w towarzystwie „Wawy”, to jeszcze robimy to po wspólnym miesięcznym rozwspinaniu w górach Kanady. Cel jest zatem oczywisty – The Nose.
Podczas tego trzytygodniowego pobytu w Dolinie atmosfera jest wręcz genialna. Wszędzie znajomi – tzw. Monkie’s sprzed roku, a do tego masa przyjaciół znad Wisły. Zmieniło się także podejście do wspinu. Teraz głównym tematem rozmów są przejścia klasyczne i te spod znaku speed climbingu. Każdego ranka siedząc w kafeterii, towarzystwo nakręca się na wspinanie, opowiadając sobie o tym, jak to ktoś z znajomych zrobił coś wielkiego klasycznie lub w bardzo dobrym, dla nas, czasie. Oczywiście, najważniejszy w tym roku jest The Nose. Wszyscy śledzimy postępy państwa Caldwellów w ich próbie drugiego, klasycznego przejścia tej drogi. Niemniejsze zainteresowanie wzbudzają bracia Huberowie, którzy chcą pokonać Nosa w czasie krótszym niż to zrobił Yuji, a całe przygotowania do tej wspinaczki, jak i ją samą, zamierzają zapisać na taśmie filmowej. W naszym polskim obozie nastrój też jest inny niż zwykle. Za sprawą braci Pustelników wszyscy jesteśmy nastawieni na klasykę i w krótkim czasie „pada” nam kilka ciekawych standardów.





(kg)
 
 
 
 
 
 
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com