baner
 
 
 
 
baner
 
2007-11-29
 

"Mus człowieka ratować". Opowieści bieszczadzkich GOPR-owców

Książka obrazuje szeroki przekrój akcji, jakie miały miejsce i nadal odbywają w Bieszczadach... 

Wołanie z połonin. Opowieści bieszczadzkich GOPR-owców, red. Edward Marszałek, wyd. II Wydawnictwo Ruthenus, Krosno 2007.

Tekst: Kamila Gruszka


W sierpniu 1961 roku Zarząd Główny GOPR w Zakopanem zlecił Karolowi Dziubanowi z Sanoka organizację grupy regionalnej GOPR w Bieszczadach. Od tego momentu rozpoczyna się historia bieszczadzkich goprowców. Obecnie pełnią regularne dyżury w Sanoku, Ustrzykach Górnych i na Połoninie Wetlińskiej oraz sezonowo w dyżurce namiotowej pod Tarnicą i przy wyciągach narciarskich.

Publikacja Wołanie z połonin jest pasjonującym świadectwem 45-letniej działalności ludzi, którzy składają ślubowanie, że stawią się na każde wezwanie, bez względu na porę dnia, roku i pogodę, by nieść pomoc ludziom w potrzebie. To już kolejna edycja książki, której pierwsze wydanie w 2006 r. upamiętniało właśnie 45 rocznicę powstania Grupy Bieszczadzkiej GOPR.

Opowieści z pierwszej ręki uczestników akcji od czasów pionierskich, gdy organizowano bazę ludzi i sprzęt w Bieszczadach, aż po współczesne interwencje, w których użycie helikoptera i telefonu komórkowego jest codziennością, zostały zebrane, zredagowane i uszeregowane chronologicznie przez Edwarda Marszałka, znanego bieszczadnika. Pomysłodawca projektu – leśnik, prawnik, fotograf, rzeźbiarz, malarz, poeta, przewodnik PTTK, dziennikarz, redaktor naczelny kwartalnika Grupy Bieszczadzkiej GOPR „Echo Połonin”, speleolog, znany z działalności regionalnej autor wielu książek o podkarpackich lasach (długo, by jeszcze wymieniać...) to postać nietuzinkowa. To dzięki jego talentom „tematy stanowiące swego rodzaju górskie tabu” ujrzały tu światło dzienne. Jak pisze Elżbieta Dzikowska, „Edward Marszałek (...) ma nie tylko wspaniały dar opowiadania, ale także wzbudza wielkie zaufanie, więc otwierają się przed nim serca i głowy.”

Każda z opowieści zachowuje indywidualny styl relacjonującego – obok suchego sprawozdania znajdziemy iście literackie majstersztyki, nierzadko przeplatane humorem. Wagę historyczną podkreślają autentyczne cytaty z księgi wypraw, dopełniające obrazu podejmowanych akcji ratunkowych i bieszczadzkich interwencji.

Bardzo pozytywnie zaskakuje brak jakiegokolwiek oceniania przez ratowników działań turystów, często bardzo lekkomyślnych. Piszą o głodzie, zimnie i zmęczeniu, ale nigdy o głupocie ratowanych. Zresztą – jak podkreślają – nawet wieloletnim gospodarzom schronisk zdarza się zabłądzić na wielokrotnie pokonywanej trasie. Uderza poświęcenie – goprowcy opuszczają stoły wigilijne i inne rodzinne uroczystości, by biec na połoninę po to, by jak najszybciej znaleźć się w pobliżu potrzebujących. Do akcji nierzadko używa się prywatnych samochodów (dawniej furmanek i koni), bez żalu oddaje się turyście cud technologii – własne buty, kupione za ciężko zarobione za granicą pieniądze czy angażuje ulubionych czworonogów do tropienia śladów zaginionych.

Książka obrazuje szeroki przekrój akcji, jakie miały miejsce i nadal odbywają w Bieszczadach... 

Dalszy ciąg recenzji we wrześniowych GÓRACH, 9 (160) 2007 





(kg)
 


           
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com