baner
 
 
 
 
baner
 
2019-11-07
 

Monika Witkowska - „Manaslu. Góra Ducha, Góra Kobiet”

Niniejsza książka to relacja z wyprawy autorki na znajdujący się w Himalajach ośmiotysięcznik Manaslu (8156 m n.p.m.), pod względem wysokości ósmą górę świata. Podobnie jak inne książki Moniki, nie jest to typowa relacja ze wspinaczki, uzupełnia ją zbiór różnego typu ciekawostek, anegdot i interesujących historii dotyczących zarówno himalaizmu, jak i przyrody czy życia Nepalczyków.

 

W trakcie lektury dowiemy się:


- dlaczego Manaslu nazywane jest Górą Ducha;
- jak wyglądały pierwsze polskie wyprawy na Manaslu (opowieści Krzysztofa Wielickiego i Ryszarda Gajewskiego);
- co sprawia, że Manaslu to góra o dość wysokim współczynniku śmiertelnych wypadków;
- dlaczego wspinacze kojarzą Manaslu z samogonem;
- czy sępy sępią i jak wygladą lokalna tarantula;
- o czym opowiadają nepalskie bajki;
- dlaczego Manaslu to Góra Kobiet;
- jaki sprzęt warto zabrać na wyprawę;
- jak zorganizować sobie, jeśli nie wspinaczkę na szczyt, to przynajmniej himalajski treking.

 

Jedno jest pewne - To książka dla wszystkich, którzy kochają góry!

 

Fragmenty rozdziału „W bazie i akcja górska”:

 

Nasze dojście do dwójki okazało się magiczne! Znowu się przejaśniło, tak więc widokowo było obłędnie. Początkowo trochę się bałyśmy znajdującego się na tym odcinku icefallu, zwłaszcza że po Evereście słowo „icefall” budzi we mnie wielki respekt (kluczenie między olbrzymimi, mogącymi się w każdej chwili zawalić blokami śnieżno-lodowymi z założenia nie jest bezpieczne), ale nie było źle. Trudności techniczne owszem, jakieś tam były, jednak w jakiej scenerii! Chłonąc te bajkowe widoki, dosłownie co chwila sięgałam po aparat i co i rusz docierało do mnie, jaką szczęściarą jestem, że mogę oglądać takie miejsca. No ale żeby nie było, że wspinaczka to taka sielanka, wszystko piękne, ładne i przyjemne… Coś za coś. Wysiłek, zadyszka, walka niemal o każdy krok i zdobywaną w ten sposób wysokość – też oczywiście były.


Na pierwszym planie baza, a za nią majestatyczny wierzchołek Manaslu - ósmej pod względem wysokości góry świata. Fot. arch. Monika Witkowska

 

(…)

 

Odcinek między drugim i trzecim obozem – ze względu na lawiny właśnie – często stanowi dla wspinaczy problem, przez który w niektórych latach zdobycie Manaslu stawało się niemożliwe. Poza tym wszyscy mamy w pamięci tragedię z 2012 roku, kiedy w wyniku lawiny zginęło 11 osób nocujących w trójce (więcej na stronach 248–249). Jeszcze tragiczniejsza w skutkach lawina zeszła 10 kwietnia 1972 roku – życie straciło wówczas 15 osób: Japończyk, czterech Koreańczyków i 10 Szerpów. Jednym z nielicznych ocalałych okazał się 21-letni Kim Yae Sup, Koreańczyk wspinający się na Manaslu, aby odnaleźć i sprowadzić do kraju zwłoki swojego starszego brata, który zginął przy zdobywaniu tej góry rok wcześniej. Teraz omal i on nie zginął – z poważnymi odmrożeniami i obrażeniami wewnętrznymi trafił do szpitala w Katmandu.

 

Wyjście do trójki w moim przypadku okazało się strzałem w dziesiątkę. Zrobiła się z tego super wycieczka, bo pogoda dopisała, co przełożyło się na widoki, a plusem było też to, że są na tym odcinku są dwa miejsca z fajnym wspinaniem, zaś w drodze powrotnej – zjazdami na ósemce. Najtrudniejszy był zlodzony kuluar z niemal pionową ścianką wymagającą całkiem sporo wysiłku, za co zostałam nagrodzona, bo jak się okazało, na wypłaszczeniu ponad kuluarem (według GPS-a wysokość 6739 m) czekało na mnie z ciastkami i herbatą znajome towarzystwo: Francuz Hugo z naszej ekipy, kilku poznanych dzień wcześniej Brytyjczyków mieszkających na stałe w Kenii i Adam – gadatliwy Wenezuelczyk. Obawiając się zagrożenia lawinowego, uznali, że odpuszczą sobie ostatni odcinek dzielący ich od trójki, czyli jakieś 100 m w pionie, no i urządzili sobie piknik. Było tak miło, że spędziliśmy tam chyba ze dwie godziny, i już szykowaliśmy się do zejścia (ja też tych lawin się obawiałam), gdy dotarli do nas schodzący z góry Szerpowie. Ci rozwiali nasze wątpliwości – byli w trójce i autorytatywnie stwierdzili, że zagrożenie lawinowe minęło.

 

Co więc robić – iść czy schodzić? Ostatecznie panowie szczerze przyznali, że wyżej już im się iść nie chce, ja natomiast uznałam, że skoro już dotarłam tutaj, to do trójki też dam radę. Po drodze było jeszcze jedno „techniczne” miejsce wspinaczkowe, bo trzeba było pokonać ściankę, wprawdzie niewysoką, ale zaczynającą się od głębokiej szczeliny, a żeby jeszcze sprawę utrudnić, część poręczówek została zasypana przez lawinę. Jakoś jednak się udało – w końcu nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.

 

(…)

 

Około szóstej rano.


A niech to, nie wierzę – nie pada! Jest dokładnie tak, jak wczoraj wieczorem pisał mi mój mąż. Nie chciałam wierzyć w tak optymistyczną prognozę, a tymczasem przed chwilą wyjrzałam z namiotu pewna, że znowu ujrzę szarobury krajobraz, no i moim oczom ukazało się błękitne niebo oraz skrzący się w słońcu śnieg. Namiot przypomina igloo, bo ciężki śnieg dość szczelnie go okleił, ale teraz przynajmniej chce się wyjść na zewnątrz – widać góry i ogólnie świat stał się piękniejszy.
Niepokój wzbudzają tylko dość częste odgłosy schodzących lawin, ale trudno się dziwić – góry też chcą się tej śniegowej pokrywy pozbyć. Paweł napisał, że ostatnia szansa na wejście to 1 października, potem okno pogodowe się zamyka, bo zaczynają się wiatry 46–50 km/godz. O tym, że na okno w październiku nie ma co liczyć, mówią też znający Manaslu Szerpowie. „Albo wchodzicie teraz, albo wcale. Drugiej szansy nie będzie” – usłyszałam od jednego z nich.

(…)

 

Po południu.


Nie lubię pakowania się na atak szczytowy. Po pierwsze, pojawia się odwieczny dylemat: co zabrać? Sporo rzeczy już wyniosłam do góry, no ale teraz się waham – czy skarpetki, które czekają w dwójce, są okej, czy wziąć inne? Czy depozyt jedzeniowy wystarczy, czy jeszcze coś trzeba donieść? Jak czegoś się zapomni, to problem, jak się weźmie bez sensu – też, bo trzeba to nie tylko wnieść, ale potem jeszcze znieść. Każdy gram tam wyżej waży jak kilogram w dole, tak więc lepiej pomyśleć dwa razy, zanim się coś zapakuje, albo odwrotnie – odpuści.

 

Mam w głowie totalny chaos… Jak zawsze przed atakiem szczytowym. Skupiam się na różnych drobiazgach, często zupełnie nieistotnych, po to, by odsunąć myśli o tym, co mnie czeka w górze. Chyba myślami ściągnęłam SMS-a od Pawła: „Dobranoc. Kolorowych snów. Kocham. Tęsknię. Czekam”. To, że mam do kogo wracać, bardzo pomaga. I mobilizuje! Nie tylko do zdobycia szczytu, ale przede wszystkim, by działać ambitnie, a mimo to z rozsądkiem. A jednak w głowie kołacze: Czy wszystko pójdzie dobrze? Czy nie wydarzy się nic nieprzewidzianego? No i przede wszystkim – czy wrócę???



Książkę Moniki Witkowskiej „Manaslu. Góra Ducha, Góra Kobiet” wydaną przez Wydawnictwo Bezdroża możecie zamówić w przedsprzedaży w naszej internetowej księgarni KsiążkiGór

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com