Martyna Wojciechowska
Z okładki książki spogląda na mnie opuchnięta od wysokości twarz zmęczonej kobiety. Widać na niej ogromny wysiłek i kryjącą się gdzieś głęboko w oczach malutką iskierkę radości. Ledwo rozpoznaję w niej występującą w pełnym makijażu w reklamie Actimela Martynę Wojciechowską, którą niektórzy kojarzą przede wszystkim jako Króliczka Playboya lub prezenterkę z Big Brothera. Od jakiegoś czasu środowisko górskie dopisało ją do swych kronik jako trzecią Polkę, która weszła na Mount Everest. Nieliczni dopowiadają, że to także zdobywczyni bardzo ważnego tytułu – Miss Everest Base Camp sezonu 2006.
Bardzo trudno było mi oddzielić znaną z mediów dziennikarkę od osoby, która napisała książkę o wyprawie na Everest. Nie ukrywam, że sięgałam po tę pozycję przyciągnięta nazwiskiem autorki. Niewiele wiedziałam o powodach, dla których wyruszyła na najwyższą górę świata, aczkolwiek kibicowałam jej gorąco, gdy wielu – szczególnie wspinających się mężczyzn – wątpiło, że przedsięwzięcie się jej powiedzie. Po przeczytaniu książki jestem przekonana, że Everest nie będzie ostatnią górą, którą zdobędzie i życzę jej powodzenia w realizacji kolejnych pomysłów. Teraz już wiem, jaką przebyła Drogę, by na nią wejść.
Ale spróbujmy spojrzeć na tę kolejną pozycję literatury górskiej bez emocji. Z lektury biograficznych książek himalaistów wyłania się pewna reguła: ułożone chronologicznie opisują kolejne etapy zdobywania górskiego doświadczenia. Podobnie rzecz się też ma z tą pozycją. Wspinamy się więc najpierw z autorką na Górkę Szczęśliwicką w Warszawie, potem przenosimy się bardzo szybko na Mont Blanc, następnie znosimy upały pod Kilimandżaro, a wkrótce sprawdzamy organizm na najwyższym szczycie Ameryki Południowej – Aconcagua. Wejście na Everest wieńczy ten pochód ku chmurom. Przeżycia autorki są jednak wyjątkowe – ona postanawia pojechać na Górę Gór w momencie, gdy w wyniku ciężkiego wypadku leży w szpitalu ze złamanym kręgosłupem, a lekarze dają jej niewiele szans na to, że będzie chodzić. Ponieważ codzienna rehabilitacja wydaje jej się zbyt żmudna, postanawia „przesunąć horyzont”, ustawić sobie cel, który pomoże uleczyć i ciało i duszę. Jej przeżycia mogą stanowić inspirację dla wielu osób, które wahają się w wyborze życiowych celów. Jeżeli czegoś bardzo się chce, to nic nie stoi na przeszkodzie, by zrobić pierwszy krok w realizacji tego celu – zdaje się podpowiadać Martyna Wojciechowska. Jak to ktoś spotkany kiedyś na mojej ścieżce życiowej mądrze określił – wszystko jest kwestią priorytetów.
Książka ta ma jeden niepodważalny atrybut. Jest po prostu ciekawa! Ukazuje świeżym okiem laika podszewkę przygotowań do himalajskiej ekspedycji oraz realia funkcjonowania komercyjnych wypraw w cieniu himalajskiego giganta...
Dokończenie recencji w GÓRACH 11 (162) listopad 2007
(kg)