Tekst: Adam Potoczek
Zdjęcia: Robert Bösch, Adam Potoczek
Krótki artykuł w „Desnivel” o wspinaniu w Namibii zainteresował mnie dopiero po kilkukrotnym przejrzeniu czasopisma. Ładne zdjęcia granitowych „kopców”, jak je nazwaliśmy, kusiły swoim kształtem. W artykule podano adresy stron internetowych, gdzie zamieszczono opisy dróg i tytuł przewodnika. A potem to już banalnie i typowo. Szukanie informacji o Namibii, rezerwacja biletów lotniczych i noclegów. Poszukiwania przewodnika prawie po całym świecie. Okazało się, że wspinanie w Namibii na Spitzkoppe to wielka egzotyka. Przewodnik udało się nam kupić dopiero w RPA, w dodatku słono za niego płacąc.
Początkiem sierpnia lądujemy w stolicy Namibii, Windhoek. Właściciele hostelu stanowczo odradzają nam wyjazd w góry i radzą zmienić plany. Padają argumenty, że miejscowa ludność dopuszcza się kradzieży i napadów. O tym wiedzieliśmy już z przewodnika i artykułu w „Desnivel”. Równocześnie autorzy nadmieniali, że od kilku lat jest spokojnie i bezpiecznie. Uspokajamy się, stwierdzając, że skoro wspinacze jeżdżą i piszą artykuły, zachęcające do przyjazdu, to nie może być tak źle. Zresztą nie mamy innej możliwości. Jechać taki kawał świata i odpuścić?! Autobusem wyjeżdżamy do Usakos, by po około 200 km wysiąść na stacji benzynowej. A dalej???
Do gór tylko 40 kilometrów szutrowej drogi. Komunikacji regularnej nie ma. Dobrze, że życzliwi ludzie znajdują się pod każdą szerokością geograficzną. Dziewczyna z baru przy stacji dzwoni po swojego znajomego, który czasami jeździ pod Spitzkoppe. Ten po pół godzinie przyjeżdża i bez większych targów z naszej strony, zgadza się zawieźć nas w góry. W rejon Spitzkoppe turyści przyjeżdżają wynajętymi samochodami na dwa dni i jadą dalej. Nam samochód był potrzebny tylko po to, żeby dojechać. Pod ściany mieliśmy około godziny dreptania po piachu.
Kolejne zdziwienie wśród miejscowych wzbudzamy na kempingu, gdzie meldujemy się aż na 18 dni. Namiot rozbijajmy pod dachem z żerdzi przy dużej skalnej ścianie, chroniącym nasz domek przed słońcem. Następnego dnia rozpoczynamy radosne wspinanie po naszych górach. Na początek wybieramy widoczną z naszego kampingu, spiczastą Pontok Spitze, a na niej drogę To Bolt Or Not To Bolt z wyceną „18” – cokolwiek to w praktyce znaczy. Skala trudności używana w Namibii i RPA jest podobna do skali australijskiej. Mamy tabele porównawcze do skali francuskiej, ale i tak musimy zdać się na sprawdzenie wiarygodności tych zestawień w boju.
Pod ścianę trafiamy bez większego błądzenia. Kopczyki dość dobrze wyznaczają kierunek podejścia. Wejście w drogę udaje się nam znaleźć, pewnie dlatego, że na tych rozległych ścianach jest ich zaledwie kilka.
Podczas wspinania rozważamy odwieczny problem wspinaczkowy: To Bolt Or Not To Bolt? Zdecydowanie wybieramy „To Bolt”!!! Na płytach nic innego nie może służyć do asekuracji. Sporadycznie tylko występują formacje skalne, zacięcia, które można pokonać łatwą wspinaczką. W wyjściowym kominie lub rysie „off width” na szczęście były bolty.
Następnego dnia idziemy na rekonesans głównego masywu Spitzkoppe....
Cały tekst wraz z informacjami praktycznymi dostępny w lutowym numerze GÓR 2 (153) 2007
2007-03-10
(dg)