Choć, jak piszą autorzy jednego z artykułów ("Rupicapra tatrica i..."), jesień to w przyrodzie czas na ruję, gony czyli energiczne spółkowanie, ta jesień przyniosła także śmierć. Zagładę setek tysięcy drzew, które padły na Słowacji zniszczone przez huragan. Ten właśnie temat zdominował najnowszy numer kwartalnika "Tatry". Obok tekstów ściśle reportażowych, poświęconych przebiegowi katastrofy i pracy Horskiej Sluzby, możemy poznać opinię polskich specjalistów na temat dalszych losów słowackiego lasu - planów i koncepcji odnowienia drzewostanu, a także przeczytać garść uwag na temat tego typu katastrof, które - w skali er i epok - są właściwie czymś normalnym. A wszystko to ilustrowane jest pięknymi zdjęciami Milana Kapusty i choćby tylko dla nich warto czasopismo kupić.
Dobrym uzupełnieniem ww. materiału jest felieton Władysława Cywińskiego "TANAP - fikcja czy rzeczywistość", traktujący o podejściu Słowaków do ochrony tatrzańskiej przyrody. Jeśli ktoś uważa, że nasi ochroniarze nie spisują się najlepiej, po jego lekturze być może zmieni zdanie...
Drugim wiodącym tematem są tatrzańskie jaskinie. Sprawa potraktowana jest wielostronnie i rzetelnie, przeczytać więc możemy o tym, jak jaskinie powstawały, co w nich żyje i piszczy, jak się je chroni i jak bezpiecznie je eksplorować.
Reszta numeru wypełniają różne różności. Są więc teksty o legendarnym Sabale, także o tym, jak drzewiej pod Tatrami jadano i o tym, jak powstaje... śnieżynka. Mnie najbardziej zainteresował tekst Tomasza Skrzydłowskiego "Khumbu Himal, leśnik z Tatr w lasach himalajskich", choć daje się w nim zauważyć brak zdecydowania (to być może kwestia redakcyjnych cięć), kto tak naprawdę jest jego adresatem (fachowiec czy tzw. przeciętny czytelnik?), co owocuje brakiem pogłębionych informacji na temat specyfiki himalajskich regli. Temat ten wydaje się być wart szczegółowego rozwinięcia.
Piszę o zawartości "Tatr" dość ogólnikowo, bowiem każdy znajdzie tu coś dla siebie, a wszystkie materiały są doskonałe.
Na zakończenie chciałabym wspomnieć o karygodnie skandalizującym tekście Macieja Krupy "Gdzie się podziała radość foczenia?" w którym Autor, odnosząc się do tego, co dzieje się w Komisji Narciarstwa Wysokogórskiego, używa określenia "zakopiańskie piekiełko". Zakopane i piekiełko?! Panie Maćku, nieładnie! Ja nie wypowiedziałam się na ten temat nawet w połowie tak kategorycznie jak Pan, a już nie gada ze mną pół miasta. Pana może jednak taki los nie spotka, może "swoim" więcej uchodzi...
Beata Słama
"Góry", 1-2 (128-129), styczeń-luty 2005
(kb)