Dla swych gości Wanda Rutkiewicz zwykła zaparzać mocną aromatyczną herbatę Lapsang. Czytając książkę-wspomnienie o Wandzie autorstwa Ewy Matuszewskiej, mamy wrażenie, jakbyśmy przenieśli się do warszawskiego mieszkania pierwszej polskiej zdobywczyni Everestu. Odnosząc się z początku z dystansem do opowiadanych przez autorkę szczegółów z życia himalaistki, zostajemy powoli wciągnięci w jej pełen emocji, pośpiechu i realizowanych projektów świat. Bardziej stosowne przy pierwszym spotkaniu, lecz mało komfortowe siedzenie twardego stołka, zamieniamy szybko na miękki fotel i wygodne kapcie. Odbywamy sesje herbaciane, smakując – zamiast herbatników – kolejne epizody z życia bohaterki.
Uciec jak najwyżej stanowi kolejną pozycję w dorobku autorki o tematyce związanej z osobą Wandy Rutkiewicz (wcześniej opublikowała Na jednej linie i Karawana do marzeń). Jest to już trzecie wydanie, oddane do rąk spragnionych informacji czytelników i kolejnych pokoleń „ludzi gór”. Książka stanowi kolaż wywiadów, fragmentów książek, artykułów, audycji radiowych, nagrań, cytatów i wspomnień. Znajdziemy tu poświęcone Wandzie wiersz Różewicza i obraz autorstwa Henryka Wańki. A wszystko służące zrozumieniu jej trudnego charakteru oraz podejmowanych decyzji.
„Książka w zamierzeniu miała być świadectwem czternaście lat trwającej przyjaźni i pożegnaniem z Wandą” – pisze autorka w posłowiu. Założenie to zaważyło na sposobie, w jaki Wanda została zaprezentowana. Razi nieraz sentymentalny ton i mistyczne dywagacje. Często opisowi działań towarzyszą liczne, mało ważne dla osób z zewnątrz szczegóły, w ciąg tekstu wplecione zostały nieistotne dygresje i osobiste wynurzenia. Jednakże te właśnie rozliczne detale, wyłuskane z całości, są paradoksalnie siłą książki. Czytamy bowiem dzięki temu o wyprawie przyjaciółek bynajmniej nie na kolejną górę, ale na... plażę nudystów, poznajemy historię nabycia w Kathmandu wiernego towarzysza, psiaka Yeti rasy tybetańskiej, dowiadujemy się o innych niż wspinaczka fascynacjach Wandy: rajdach samochodowych i siatkówce...
„... większość książek o wyprawach jest nudna, przynajmniej dla czytelnika spoza waszego środowiska (...). Ich głównym wątkiem jest przebieg wyprawy od strony organizacyjnej i technicznej. Ludzie sprowadzeni są do roli pionków, dla których jedynym zadaniem jest zdobycie szczytu. A gdzie ich uczucia, dobre i złe, gdzie refleksje i przemyślenia?” – wypominała swojej rozmówczyni Ewa Matuszewska i... napisała książkę zupełnie odmienną. Traktującą o emocjach, kłótniach, nieporozumieniach, życiu uczuciowym Wandy Rutkiewicz i kolejnych, nie tylko wyprawowych partnerach. Autorka próbuje odpowiedzieć na pytanie, co pchało Rutkiewicz w góry, co nią powodowało, że po skomplikowanym złamaniu i operacji, z metalową szyną w nodze, o kulach szła kilkanaście dni do bazy pod K2, by pokierować zorganizowaną przez siebie wyprawą kobiecą na ten szczyt.
Zawsze gdy sięga się po książkę o górach, można być niemal pewnym, że prędzej czy później napotka się wzmiankę o czyjejś śmierci. Giną przyjaciele i wrogowie Wandy, ona sama „zaginęła” w masywie Kangczendżongi w 1992 roku. Rytuały herbaciane ją przetrwały. Z okazji imienin, urodzin i rocznicy zdobycia Everestu po śmierci Wandy rodzina i przyjaciele spotykali się w jej mieszkaniu. Nam pozostaje samodzielne zaparzenie kawy i delektowanie się jej smakiem podczas lektury książki Ewy Matuszewskiej.
Kamila Gruszka
Ewa Matuszewska, Uciec jak najwyżej. Niedokończone życie Wandy Rutkiewicz,
Wyd. Iskry 2004, wyd. III
"Góry" 6 (145), czerwiec 2006
(dg)