baner
 
 
 
 
baner
 
2006-12-30
 

Dodo Kopold. Smak lodu w Karakorum

W Himalajach nie szukam przygody na klasycznych drogach, gdzie wręcz potykasz się o setki ludzi, nie szukam jej nawet na drogach, które robiono już kilka razy. Chcę odnaleźć ją tam, gdzie inni przegrali, na szczytach, które mają już swoje nazwy.


W Himalajach nie szukam przygody na klasycznych drogach, gdzie wręcz potykasz się o setki ludzi, nie szukam jej nawet na drogach, które robiono już kilka razy. Chcę odnaleźć ją tam, gdzie inni przegrali, na szczytach, które mają już swoje nazwy. Nowa linia to niczym podróż bez mapy, to jak znak zapytania na końcu zdania.
Wyjeżdżasz na dwa miesiące i obiecujesz, że wrócisz żywy. Zamykasz drzwi i natychmiast znajdujesz się w innym świecie. W świecie pełnym ryzyka, które próbujesz ograniczyć, zdając się na rozsądek własnych decyzji i uśmiech fortuny. Masz dwa miesiące na spełnienie swoich marzeń.
Jesteś na wyprawie i przed tobą znajduje się twój cel. Ściana, którą studiowałeś przez trzy lata, szukając linii, którą mógłbyś się wspiąć. Śledziłeś jej każdy milimetr, myślałeś o każdej jej części z osobna i wybierałeś taktykę. Niemniej jednak pytań ciągle przybywa i wszystkie skupiają się wokół olbrzymiej lawiny, która oderwała się od grani szczytowej.
Obiecałeś, że nie będziesz ryzykował i że wrócisz do domu. Ale oto przed tobą stoi twoje życiowe marzenie...




Przyjechaliśmy do Karakorum dwa miesiące wcześniej niż zwykle. Wiedzieliśmy, że znajdziemy na ścianach mnóstwo lodu i postanowiliśmy spróbować jak on smakuje.
Niebo zakryły ciężkie chmury. Nocą padał śnieg, a w ciągu dnia ze ścian schodziły lawiny.  Czekaliśmy więc na okno pogodowe, żeby wyruszyć na aklimatyzacyjną wspinaczkę na leżący w pobliżu Hainabrakk.

Hainabrakk Tower
40 godzin w lodowym piekle Hainabrakku albo „zanim lód stopnieje i ściany zawalą się na ciebie, masz wystarczająco dużo czasu, żeby się po nich wspiąć“

Wbiliśmy się w ścianę jeszcze w nocy, aby uniknąć lawin schodzących stromym kuluarem. To była nasza druga próba i dlatego wspinaliśmy się znacznie szybciej.
O brzasku znaleźliśmy się w miejscu, które w bazie oznaczyliśmy wykrzyknikiem. Musieliśmy teraz zjechać 60 metrów wąskim kominem i kontynuować wspinaczkę po stromym lodzie w stronę grani szczytowej. Zarazem był to główny szlak lawin, które tego ranka jeszcze nie zeszły.
Splątała nam się lina. 
 – To jest to... – powiedziałem do siebie, kiedy olbrzymia lawina przewaliła się z hukiem kilka metrów ode mnie. To było to, na co czekaliśmy dzisiejszego ranka. Droga stała otworem.
Czekałem aż Gabo zjawi się na stanowisku.
– Uwaga!!! – krzyknąłem i  przylgnąłem do ściany. Zamarliśmy ze strachu. Tego się nie spodziewaliśmy.  Długo wahaliśmy się, czy kontynuować wspinaczkę, czy też lepiej zdecydować się na odwrót. Ale droga powrotna była zamknięta. Ściągnęliśmy już nawet linę, więc musieliśmy ruszyć jeszcze raz w górę. Wspinałem się w miejscu, po którym kilka minut wcześniej przewaliła się lawina. Ruszałem się tak szybko, jak tylko mogłem. Po południu znaleźliśmy kryjówkę w lodowej jaskini, która chroniła nas przed spadającymi kawałkami lodu.
Na drugi dzień osiągnęliśmy grań szczytową na wysokości 5375 metrów. To był koniec naszej drogi. Teraz czekał nas długi powrót do bazy.

Hainabrakk Tower, 5375 m (do grani szczytowej)
08.-09.06.2006
Dolzag Diherdal VI/6 (1 000 m)
nowa linia w stylu alpejskim
Dodo Kopold i Gabo Čmárik

Shipton Spire – ściana północna

Następnym krokiem, mającym zapewnić nam doskonałą aklimatyzację przed zmierzeniem się z naszym głównym celem, Uli Biaho, było zdobycie północnej ściany Shipton Spire. Lodowa ściana z niebezpiecznymi serakami w jej dolnej części i trudnymi wyciągami mikstowymi powyżej. Wbiliśmy się w nią wcześnie rano. Szybko przebiegliśmy przez zalodzony komin i kontynuowaliśmy wspinaczkę poprzez śnieg zalegający na płytach, które prowadzą do skalnego filara.  Przez ten niebezpieczny teren prowadziło pierwszych 500 metrów naszej drogi. O ósmej rano Gabo zjechał na stanowisko. Był zielono-czerwony. Udar słoneczny. Zjechaliśmy na dół.
Oto północna ściana Shipton. Ciągle niezdobyta...

Tekst i zdjęcia: Dodo Kopold

Tłumaczenie: Kamil Kasperek

Cały artykuł do przeczytania w listopadowym numerze GÓR 11 (150) 2006.

(dg)

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com