baner
 
 
 
 
baner
 
2016-10-26
 

CO WYDARZY SIĘ WYSOKO W GÓRACH, POZOSTAJE WYSOKO W GÓRACH

Niektóre góry dużo bardziej od innych są naznaczone ciężarem milionów lat, które je uformowały. Tutaj czas przybiera konkretną, fizyczną formę – staje się swego rodzaju bytem. I wcale nie oznacza to, że byt ten jest przyjazny. Poza tym góry uczą nas tego, co naprawdę istotne: jeden gram za dużo w plecaku spowalnia mnie, jeden za mało może nieść ze sobą poważne konsekwencje. Ale my przestaliśmy dbać o to, co naprawdę istotne. Staramy się nadać zjawiskom naturalny ludzki charakter, zgadza się, ale góry, które bezlitośnie pokazują nasze własne ograniczenia oraz nasz dystans do tego, co fundamentalne, w pewien sposób potwierdzają, że jest zupełnie na odwrót. 


Luca D’Andrea 

→ Tytuł nr 1 na targach w Londynie 

→ Prawa sprzedane do ponad 30 krajów w zaledwie kilka dni 

→ Ponad 65 tyś. sprzedanych egzemplarzy we Włoszech (od 24.06.2016) 

→ Tytuł wśród 10 najlepszych książek „La Stampy” 

 

Nikomu nigdy nie udało się powrócić z jaskini Bletterbach. Tam na dole czai się piekło 

Amerykanin Jeremiah Salinger, filmowiec dokumentalista, przeprowadza się wraz z żoną i córką z Nowego Jorku do Siebenhoch, małej wioski u podnóża włoskich Dolomitów. Zafascynowany miejscowym krajobrazem mężczyzna postanawia nakręcić dokument o pracy miejscowych ratowników górskich. Podczas jednej z akcji ratunkowych dochodzi do tragedii. Zapał Salingera, który razem z ratownikami i kamerą wsiadł do śmigłowca, doprowadza do wypadku podczas którego śmierć ponosi cała załoga i ratowana turystka. Jeremiah jako jedyny, cudem unika śmierci. 

Nękany atakami paniki i poczuciem winy, próbuje uporać się z traumą i stresem pourazowym. Zamiast terapii lekami, angażuje się w rozwiązanie mrożącej krew w żyłach zagadki z przeszłości. Historia krwawej masakry w wąwozie Bletterbach – niebezpiecznym i owianym legendami miejscu kryjącym skamieniałości sprzed 280 milionów lat – staje się jego niebezpieczną obsesją. 

W kwietniu 1985 roku okolicę nawiedziła bezprecedensowa nawałnica. Miejscowi wciąż żyją w przekonaniu, że to ona przyniosła ze sobą klątwę. Najpierw doszło do brutalnego zabójstwa trójki wędrujących po górach młodych ludzi, a następnie do dwóch zaskakujących samobójstw mieszkańców wioski. 

Mimo że od tragedii minęło ponad trzydzieści lat, sprawa nigdy nie została wyjaśniona. W miasteczku panuje zmowa milczenia, a społeczność zachowuje się, jakby wyparła zdarzenie z pamięci. Ludzie wierzą, że w wąwozie czai się zło, którego lepiej nie budzić. Zło tak pradawne i groźne jak sama Ziemia. 

Jeremiah Salinger dla własnej obsesji zaryzykuje wszystko. Za wszelką cenę pragnie dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się w Bletterbach. Z uporem, na własną rękę, prowadzi dochodzenie i odkrywa prawdę, która doprowadza go na skraj szaleństwa. 

 

Luca D’Andrea urodził się w 1979 roku w Bolzano (Alto Adige/Südtirol) gdzie mieszka i pracuje do dziś. Absolwent filologii niemieckiej i socjologii literatury, od 10 lat uczy języka włoskiego w szkołach gimnazjalnych. W 2009 roku – pod pseudonimem GL D'Andrea – wydał trylogię fantasy dla młodzieży Wunderkind. W 2013 dla wytwórni Formasette / DMax napisał scenariusz do serialu obyczajowego Mountain Heroes opowiadającego o życiu i akcjach ratowników górskich w Dolomitach. Scenariusz okazał się być inspiracją do napisania Istoty zła, thrillera, który stał się przebojem londyńskich Targów Książki. Ponad 30 wydawców z całego świata kupiło prawa do książki jeszcze zanim ukazała się ona we Włoszech. Największe wytwórnie filmowe prowadzą rozmowy w sprawie ekranizacji powieści. 

Mimo wielkiego sukcesu, D’Andrea nadal bardziej myśli o sobie czytelnik, niż pisarz na pełnym etacie. Wśród swoich ulubionych autorów wymienia Stephena King, Jo Nesbo, Jean-Christophe’a Grangé, Jeffery’a Deavera, Richarda Matheson, Stiega Larssona, Cormaca McCarthy’ego, Giorgio Faletti, H.P. Lovecrafa. 

 

Cytaty z zagranicznych recenzji: 

Porównania dotyczące książki oscylują (bez obaw o popadanie w odległe skrajności) pomiędzy Stephenem Kingiem a Jo Nesbø (…). I faktycznie, obecność potężnej siły natury (góry), dobra i zła wykraczającego poza ludzką kontrolę, mroczne odcienie narracji i fabuła trzymająca w napięciu (pełna zaskakujących zwrotów akcji aż do ostatniej strony) potwierdzałyby ten właśnie kierunek. Choć w rzeczywistości charakterystyczny sposób pisania, odmienny od współczesnych tendencji i prawie archaiczny (lecz nie nużący), mógłby przywodzić na myśl jedne z pierwszych pozycji gatunku –chociażby te autorstwa Friedricha Dürrenmatta.–La Repubblica

[…] naturalna sceneria, którą kreuje D'Andrea, ma w sobie coś nadzwyczajnie oryginalnego, pierwotnego i pogańskiego, trochę jak pradawny folklorystyczny demon Krampus, człowiek-kozioł krążący pomiędzy ulicami i czyhający, aby ukarać niegrzeczne dzieci –coś, co momentami wzbudza niepokój typowy dla powieści Lovecrafta.–Venerdi

Liczne zaskakujące zwroty akcji towarzyszące czytelnikowi od samego początku do samego końca sprawiają, że z każdą kolejną stroną wzrasta napięcie, nadając tym samym powieści rangę kryminału na światowym poziomie. Zło czai się wszędzie, i niezwykle ważna jest tu lekkość, z którą D'Andrei udaje się połączyć elementy pięknej scenerii i tradycji. To wszystko pozwala na wykreowanie dopracowanej, krwawej fabuły, gdzie niepokojące poczucie winy jednostki staje się wspólną winą całej społeczności, na straży której muszą stanąć wszyscy. –La Stampa

Powieść D’Andrei przypomina trochę „górskie filmy” Republiki Weimarskiej, które historie o odważnych ideach i wyzwaniach rzuconych losowi wpisywały w wysokogórskie plenery pełne lodu, skał i śniegu. W centrum historii była nieskażona niczym natura gór fascynujących swoją potęgą, ale jednocześnie porażających pierwotną grozą znacznie silniejszą i starszą niż człowiek. To natura, choć wyłaniająca się z tła, jest prawdziwą bohaterką, nieposkromioną, czarno-białą – Corriere della Sera 

Świetnie wyregulowana narracyjna maszyna, która umiejętnie opanowała technikę suspensu. – Il Mattino 

Fragmenty wywiadu z Lucą D’Andreą, który ukazała się w dzienniku La Repubblica. 

Myślałem, że to będzie zwykły kryminał, ale to prawdziwe wydarzenie literackie 

Christopher Mac Lehose, mężczyzna, który odkrył Stiega Larssona, w wywiadzie dla Reutersa mówi: Thriller tego młodego debiutanta poruszył wszystkich z siłą schodzącej lawiny. My, wydawcy, stale polujemy na nowości warte uwagi, czyli takie, które wzbudzą w nas emocje. Znalezienie ich to prawdziwy powód do świętowania. Dziś jest właśnie jeden z tych szczęśliwych dni. (…) 

 

D'Andrea znalazł się w samym środku tej wydawniczej burzy i jak na doświadczonego alpinistę przystało, pozostaje pod bezpieczną osłoną swojej skromnej osoby. Cierpliwie czeka, żeby dowiedzieć się, czy jest o krok od wejścia na szczyt, czy jednak za tą z pozoru piękną, śnieżną ścianą kryje się głęboka przepaść rozczarowania. 

Jak się Pan czuje, będąc „wydarzeniem literackim”? 

To bardzo dziwne uczucie: trochę jak być pod wpływem silnych leków odurzających i bujać w obłokach. Odbieram telefon i słyszę, że kolejne państwo kupiło prawa wydawnicze do mojej książki, później odzywa się telewizja i agenci filmowi. Mnie, osobie, która na co dzień operuje słowem, trudno jest to przyznać, ale nie potrafię dobrze opisać, jak się czuję. (…) 

Jednym z kluczowych bohaterów powieści jest natura, góry regionu Alto Adige, które niczym nie przypominają tych z wyjazdów na ferie zimowe. 

Natura odgrywa tu bardzo ważną rolę. I nie chodzi tylko o scenerię: góry są decydujące, bo to zamknięta przestrzeń. W naszych stronach mówi się: to, co wydarzy się wysoko w górach, pozostaje wysoko w górach. W 90% to wszystko moje tereny, reszta – wymysł wyobraźni. Zależało mi na tym, żeby zmienić „pocztówkowe” wyobrażenie, jakie świat ma o Dolomitach: te góry to przede wszystkim zbiór różnych historii zgromadzonych na przestrzeni wieków. 

No właśnie – brzemię przeszłości to kolejny ważny aspekt powieści. 

Jesteśmy jedynie kolejną z wielu warstw budujących naszą historię. Przeszłość nieustannie za nami podąża, oddziałuje na nas i kształtuje całe nasze życie. I to, według mnie, ma duży wpływ na nasze losy. Stąd też ta ogromna różnica pomiędzy Amerykanami i Europejczykami – choć często nasze pragnienie równości sprawia, że puszczamy to w niepamięć. 

Nieprzypadkowo bohater o imieniu nadanym jako hołd (Salinger) pochodzi zza oceanu. 

Aby opowiedzieć historię, która dzieje się w małej, odizolowanej wiosce, potrzebowałem bohatera z zewnątrz – kogoś dociekliwego i zdeterminowanego, żeby odkryć prawdę wbrew wszystkiemu i wszystkim. A ten hołd tak naprawdę został oddany dość nieświadomie, bo kiedy ujrzałem tamtego mężczyznę z dziewczynką, po prostu wiedziałem, że będzie nazywał się Jeremiah Salinger – proszę nie pytać mnie dlaczego. 

Bez obaw. Muszę jednak zapytać o bohaterów: nawet ci marginalni zostają dokładnie scharakteryzowani. W jaki sposób ich Pan kreuje? 

Wyobrażam sobie siebie w roli czytelnika i myślę nad tym, co sam chciałbym przeczytać. Nie lubię, kiedy bohaterowie są jak wycinanki z papieru służące jedynie do tego, żeby przejść do kolejnej strony. Nie lubię też, kiedy bohaterowie nie zostają w pamięci na dłużej. Jestem bardzo dokładny, wszystko musi mieć swój schemat. Najpierw długo zbieram materiały, wszystko wnikliwie analizuję. Zanim zabiorę się do pisania, każdy szczegół musi znaleźć się na swoim miejscu. (…) 

A co dzieje się dalej? 

Po zgromadzeniu potrzebnych informacji skupiam się na narracji, stylu pisania, który powinien pozostać oryginalny, osobisty. To jest najtrudniejsza część. Pomagam sobie, zakładając strój robotnika, narzucam też sobie stałe godziny pracy, przygotowuję tabelki z nieprzesuwalnymi terminami oddania kolejnych części, a potem odcinam się od świata i resztę miesięcy poświęcam jedynie na pisanie. 

Jak na kryminał dużo jest tu wątków dotyczących miłości, nierozerwalnych przyjaźni czy kluczowej roli rodziny. To elementy, które stosunkowo rzadko występują w gatunku. 

Podsumuję je jednym słowem: równowaga. Wszystkie te elementy konieczne są do stworzenia kompletnej sylwetki człowieka i dlatego zostały włączone do powieści – nadają jej wiarygodności. To siła napędowa naszego życia, potrzebujemy jej. I mimo wszystko mamy jej za mało. 

Pana styl pisania ma w sobie coś starodawnego, coś nietypowego dla włoskiego kryminału: zgodzi się Pan z taką opinią? 

Nie wiem. Być może ma na to wpływ życie z dala od wielkich metropolii, a być może fakt, że znam język niemiecki. To, co staram się osiągnąć, to prostota nadająca narracji szybkie tempo – tak żeby nie stracić uwagi czytelnika. 

Dalsze plany? 

(…) Czekam na opinie czytelników. Prawa wydawnicze zostały sprzedane, pozytywne recenzje krytyków też są ważne, ale ostatecznie liczą się właśnie czytelnicy – jedynie oni mogą naprawdę ocenić naszą pracę. 

Zdenerwowany? 

Jestem wędrownikiem. Wiem, że droga jest długa, ale ostatecznie, jeśli wszystko zostało przygotowane dokładnie i z pasją, prędzej czy później dochodzi się do celu. 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com